Ogromna frustracja po GP Malezji 2023. Mistrz świata wybrany przez... "opony"!
Wyścig o Grand Prix Malezji pokazał, że sytuacja jest krytyczna i może całkowicie zepsuć tegoroczną walkę o tytuł mistrza świata MotoGP. Czy można coś z tym jeszcze zrobić?
Wstaliście w niedzielę rano bladym świtem, aby po obiecującym sprincie zobaczyć zacięty wyścig o Grand Prix Malezji, a zamiast tego obejrzeliście procesję? Jesteście tym sfrustrowani? Nie tylko Wy! Zawodnicy MotoGP są mocno poirytowani, bo ich zdaniem zamiast ścigania muszą skupiać się na zarządzaniu oponami, które kompletnie nie radzą sobie z obecnymi motocyklami i przepisami, które wylały dziecko z kąpielą.
Co gorsza, cała ta sytuacja może w znaczący sposób wpłynąć na losy tegorocznego tytułu, który rozstrzygną pomiędzy sobą Pecco Bagnaia i Jorge Martin. Nie chodzi jednak tylko o to, że zawodnicy nie będą w stanie walczyć i w Katarze oraz w Walencji zobaczymy "słabe" widowiskowo czy kolejne procesje.
Problem jest znacznie poważniejszy. Obaj zawodnicy - i nie tylko oni - mają już na swoim koncie ostrzeżenia dotyczące zbyt niskich ciśnień w oponach, więc kolejna tego typu wpadka oznacza karę czasową.
Teraz wyobraźcie sobie taką sytuację; Bagnaia i Martin po pięknej walce wpadają na metę w Walencji ramię w ramię i w ten sposób rozstrzygają na korzyść jednego z nich potencjalnie najlepszy pojedynek o tytuł w historii MotoGP.
Niestety, kilka godzin później jeden z nich, albo któryś z rywali, zostaje karę czasową za zbyt niskie ciśnienie w oponach, co zmienia wyniki wyścigu i potencjalnie nazwisko mistrza świata.
Taki scenariusz byłby absolutną kompromitacją dla całego cyklu MotoGP i moim zdaniem absolutnie nie możemy do tego dopuścić, ale co z tym fantem zrobić?
Organizatorzy nie mogą przecież po cichu wycofać się z przepisów, które dopiero co sami wprowadzili. Mogliby zmienić limity tak, aby zapewnić, że nikt ich nie przekroczy, ale to z kolei oznacza zwiększenie poziomu ryzyka. Poziomu, na który chyba jednak zgodziliby się zawodnicy, bo przecież w ostatnich latach bez limitów ciśnienia nie widzieliśmy żadnych spektakularnych problemów z oponami. Tego ryzyka nie będą jednak chcieli ponieść organizatorzy.
Problem jest poważny, a sytuacja absurdalna, bo inżynierowie muszą obecnie najzwyczajniej w świecie zgadywać, jak potoczy się wyścig i dostosowywać do tego ciśnienie startowe w oponach. To właśnie dlatego Jorge Martin tak desperacko opóźnił hamowanie do pierwszego zakrętu wyścigu w Malezji. Niestety, odbiło mu się to czkawką, bo nie tylko przegrał walkę o pierwsze miejsce, ale spadł na czwarte i teraz nie miał już szans.
Nie tylko on. Zawodnicy są sfrustrowani, bo według przepisów ciśnienia w oponach muszą utrzymywać się powyżej minimum przez 50% wyścigu, ale ciśnienie przodu zmienia się dość mocno w zależności o tego, czy jedziesz za innym zawodnikiem, czy w czystym powietrzu. Możesz więc przez połowę wyścigu jechać za rywalem z ciśnieniem dużo powyżej limitu, co też nie jest przecież bezpieczne, a następnie wyjechać w czyste powietrze i spaść poniżej limitu tylko minimalnie. Średnie ciśnienie nie ma znaczenia, na co zwracał w miniony weekend uwagę Aleix Espargaro.
Z jednej strony możecie teraz powiedzieć, że przecież przepisy są jednakowe dla wszystkich i wystarczy po prostu nie naginać limitów, a wszystko będzie dobrze, podczas gdy cwaniakowanie i próba zyskania nieuczciwej przewagi będzie słusznie karana. Tak właśnie miało być w teorii, ale praktyka pokazuje, że jest zupełnie inaczej.
Dlaczego? To proste. Nawet jeśli startujesz na "bezpiecznym" ciśnieniu, ale trafiasz na grupę, to co prawda nie grozi ci kara za zbyt niskie ciśnienie, ale wtedy robi się ono za wysokie i pozbawia się szans na walkę. Wtedy problem masz nie tylko ty, jako zawodnik, ale także my, kibice, po pozbawia nas to szansy oglądania fajnego widowiska. W końcu ile razy słyszeliśmy w tym roku słowa; "Jechałem za nim, ale nie mogłem go wyprzedzić, bo ciśnienie w przedniej oponie za bardzo się podnosiło".
Do kolejnego wyścigu startujesz więc na przysłowiowym "flaku", aby ciśnienie nie było za wysokie, ale jeśli trafiasz na czoło grupy, wówczas ciśnienie będzie za niskie i na mecie czeka cię kara (a w przyszłym roku od razu dyskwalifikacja). Krótko mówiąc tak źle i tak niedobrze!
Swoją drogą nie chce mi się wierzyć, że różne motocykle nie reagują na minimalne ciśnienie inaczej. W końcu w stawce mamy silniki widlaste i rzędowe, maszyny o innej charakterystyce i rozkładzie masy itd. To właśnie dlatego wiele serii samochodowych, jak np. DTM, nie daje się namówić na minimalne ciśnienia, bo zespoły doskonale wiedzą, że dla różnych aut to optymalne minimum jest inne. Wydaje mi się więc, że przepis dotyczący ciśnień wprowadzono w tym roku zbyt pochopnie - choć mówiło się o tym cały poprzedni sezon.
Niestety, nie widzę na horyzoncie wyjścia z tej patowej sytuacji, ale jedno jest pewne; tak dalej być nie może i organizatorzy muszą coś z tym zrobić. Możemy oczywiście winić dostawcę opon, że nie potrafi przygotować ogumienia odpowiedniej jakości. Możemy winić producentów motocykli i organizatorów, którzy pozwolili za bardzo rozwinąć się aerodynamice. Możemy też winić zawodników i inżynierów, za zbyt mocne ryzykowanie z obniżaniem ciśnień albo brak kompetencji w "trafianiu" w ciśnienia mimo tak wielkiego doświadczenia.
Sęk w tym, że przerzucanie tego gorącego ziemniaka nic nie zmieni, a coś zmienić trzeba, bo rozstrzygnięcie losów tytułu przy zielonym stoliku w niedzielę wieczorem w Walencji byłoby dla MotoGP największą katastrofą w historii tej klasy…
Komentarze 2
Pokaż wszystkie komentarzeMick, no jak ty pięknie odwróciłeś kota ogonem. To właśnie zespoły winne są wprowadzenia tego przepisu, ponieważ z roku na rok coraz bardziej "przeginały". Obniżanie ciśnienia w oponach do ...
OdpowiedzWiele przepisów jest bez sensu, co zabija ducha sportu... Tam pracują (czytaj jeżdżą) zawodowcy, najlepsi na świecie i sądzę, że mają na tyle rozumu i doświadczenia, że radzą sobie z takimi ...
Odpowiedz