BMW R 90 S. Król na plakatach nastolatków w latach 70-tych
Bez wątpienia jest to jeden z ważniejszych motocykli w historii niemieckiego producenta. To jedna z tych maszyn, której plakaty ówcześni nastolatkowie wieszali nad łóżkiem, w tym również piszący te słowa. Ostatnio R 90 S w oryginalnym stanie trafił przed mój obiektyw, co jak zwykle w takiej sytuacji, skłoniło mnie do przybliżania czytelnikom "Ścigacza" historii motocykla będącego jedną z legend lat 70.
Lata 70. to czas odrodzenia się motocyklizmu, czemu impuls dało wprowadzenie przez Hondę modelu CB 750 Four. To był pierwszy seryjnie produkowany motocykl z czterocylindrowym zasilanym czterema gaźnikami silnikiem o mocy 67KM. Motocyklowy świat oszalał na jego punkcie i od dej pory każdy chciał jeździć dużym, szybkim motocyklem. Granica 200 km/h była w zasięgu ręki przeciętnego konsumenta pieczywa. Z czymś takim nie mieliśmy w historii motocyklizmu wcześniej do czynienia. Nie dziwne więc, że Honda CB 750 Four stała się ożywczym impulsem na rynku motocyklowym i zapoczątkowała okres dominacji japońskich producentów. W tej sytuacji tradycyjne firmy europejskie próbowały bronić swych pozycji. BMW już w 1969 roku wprowadziło serię modeli /5 z R 75/5 na czele. Modele te posiadały zupełnie nowe podwozia, a "750" z mocą silnika 50 KM i prędkością maksymalną 175 km/h trzymała zupełnie przyzwoity poziom. Niemiecki bokser nie był wprawdzie tak szybki jak japońska czterocylindrówka, ale nadrabiał solidnym wykonaniem, wysokim poziomem komfortu i stabilnym podwoziem. W 1972 debiutowało Kawasaki Z 1 z silnikiem o pojemności 900 ccm i mocy 82 KM. Tym samym Japończycy ustawili poprzeczkę jeszcze wyżej i spirala osiągów rozkręciła się na dobre. BMW nie pozostało w tej sytuacji bezczynne i w 1973 roku, dla uświetnienia pięćdziesięciolecia produkcji motocykli z biało niebieskim emblematem na baku, wypuszczono serię modeli /6. Jedną z nowości było wprowadzenie pięciobiegowej skrzyni biegów, ale jeszcze ważniejsze było to, że w największych modelach wstawiono silniki o niespotykanej wcześniej w BMW pojemności 900 ccm. Podstawowy wariant R 90/6 dysponował mocą 60 KM, a topowy model R 90 S osiągał 67 KM. Było to w owym czasie najszybsze i najbardziej sportowe BMW. Był to też pierwszy motocykl seryjnie wyposażony w owiewkę. Wyjątkowy charakter R 90 S podkreślało atrakcyjne dwubarwne malowanie "Daytona Orange", lub, tak jak w motocyklu widocznym na zdjęciach, "Rauchsilber Metsllic". R 90 S był jak najlepszą wizytówką możliwości niemieckiego producenta - wyglądał świetnie. Maszyna była bogato wyposażona, a marka BMW od lat już przyzwyczaiła motocyklistów do wysokiej jakości, trwałości i niezawodności swych pojazdów. R 90 S był najmocniejszym motocyklem w ofercie BMW, nie dziwne więc, że dziennikarze na całym świecie rzucili się do testowania nowego modelu przeciwstawiając mu maszyny japońskie, w tym najmocniejsze Kawasaki Z1. Podczas testu przeprowadzonego przez niemiecki magazyn Das Motorrad beemka osiągnęła setkę w 5,3 sek. i prędkość maksymalną 198 km/h. Parametry silnika nie pozwały wprawdzie na pokonanie Kawasaki, który przyspieszał do setki w 3,7 sek. i osiągał 211 km/h, ale niemiecki motocykl odznaczał się bardzo dobrą elastycznością i dysponował nieco wyższym momentem obrotowym osiąganym przy niższych obrotach niż japoński konkurent. Poza tym punktował większą stabilnością, łatwym i pewnym prowadzeniem. Oferował też większy poziom komfortu i ochronę przed wiatrem, co przekładało się na to, że BMW R 90 S był idealną maszyną do szybkiej, długodystansowej turystyki, szybko więc zaskarbił sobie sympatię motocyklistów na całym świecie. Mimo że jego cena była znacznie wyższa od ceny motocykli japońskich, chętnych nie brakowało. O potencjale R 90 S świadczyły też sukcesy sportowe.
W 1976 roku w USA powołano do życia nową serię wyścigową przeznaczoną dla motocykli bazujących na modelach seryjnych - AMA Superbike. W inauguracyjnym sezonie BMW R 90 S przygotowane przez zdolnego inżyniera niemieckiego pochodzenia Udo Gietla okazały się bezkonkurencyjne. W pierwszym wyścigu sezonu na szybkim torze w Daytonie jako pierwszy minął linię mety Steve McLaughlin, tuż za nim finiszował, również na BMW, Reg Pridmore. Trzecie miejsce zajął Cook Nielson na Ducati, a późniejsza gwiazda amerykańskich superbików Wes Cooley na Kawasaki był dopiero czwarty. Reg Pridmore zwyciężył również na torach Laguna Seca i Riverside zdobywając tym samym tytuł Mistrza US Superbike, Vice Mistrzem został dosiadający również BMW R 90 S Gary Fisher, a Steve McLaughlin zakończył sezon na trzeciej pozycji. Lepszej reklamy na amerykańskim rynku nie można było sobie wymarzyć. R 90 S okazało się również skuteczne w najsłynniejszym wyścigu motocyklowym świata. W 1976 roku BMW prowadzone przez niemieckich kierowców Helmuta Dähne i Hansa Otto Butenutha po dziesięciu okrążeniach słynnej trasy Touirist Trophy na wyspie Man pozostawiło wszystkich konkurentów w pobitym polu osiągając przy tym średnią prędkość 158 km/h.
W latach 1973-76 wyprodukowano 17 465 sztuk modelu R 90 S. Jest on dziś poszukiwanym klasykiem, a egzemplarz, który możecie zobaczyć na zdjęciach należy do mojego rówieśnika Tomka Szewczaka. Tomek, choć nie należy do grona tych motocyklistów, którzy zaczynali swą przygodę z warczącym jednośladem już w "szczenięcych latach" to jednak jego motocyklowa kariera trwa od prawie trzydziestu lat, i trochę sprzętów już przez jego ręce przeszło. Od dłuższego też czasu Tomek jest fanem BMW - zaczynał od K 1300 S, by po kilku latach przesiąść się na GS 1200 Adventure, a obecnie ujeżdża dużego gieesa w rocznicowym malowaniu. W pewnym momencie Tomek doszedł do wniosku, że fajnie byłoby oprócz ujeżdżania adwenczerowej beemki od czasu do czasu pojeździć czymś bardziej klasycznym. Tak w jego garażu znalazł gościnę Harley-Davidson Softail Deluxe z 2005 roku. Motocykl wyglądał pięknie i tak też brzmiał, ale Tomek przyzwyczajony do beemki, nie wziął poprawki na to, że Harley ma znacznie mniejszą możliwość pochylania się w zakrętach. Efekt był łatwy do przewidzenia. Szlif na zakręcie, efektowna gleba i lekki uraz do sprzętu z Milwaukee. Po tej przygodzie nasz bohater postanowił przesiąść się na starszego Harleya i jeździć nim już bardziej kontemplacyjnie. Kupił więc Fat Boya z silnikiem Evo. Ten motocykl zaskarbił sobie większą sympatię, jednak do pełnego szczęścia wciąż czegoś brakowało. Odwiedziny u zaprzyjaźnionego motocyklisty z Hiszpanii, który posiadał w swym garażu sporą kolekcję zacnych maszyn, zaowocowały pomysłem, by sprawić sobie starszy model BMW, najlepiej z lat 70. Za namową naszego wspólnego znajomego, znanego prezentera radiowego i dziennikarza Aleksandra Ostrowskiego Tomek trafił do warsztatu Christiana Boosena, o którym już niejednokrotnie wspominałem w swoich artykułach. Christian specjalizuje się w motocyklach z lat 70. i 80. i pomógł Tomkowi przy zakupie i serwisie maszyny, którą możecie zobaczyć na zdjęciach. Zacne BMW R 90 S jest w posiadaniu Tomka już od kilku miesięcy i można powiedzieć, że uczucie człowieka z maszyną kwitnie w najlepsze. Legendarny model z lat 70. okazał się być właśnie tym, czego Tomek szukał. Jazda nim znakomicie odpręża i pozwala uprawiać motocyklizm w "analogowym wydaniu" , co jest doskonałym dopełnieniem do jazdy nowoczesną maszyną.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze