BMW Motorrad Days 2016 - klimat przygody
3200 km z BMW S 1000 XR, 3 dni w przepięknym Garmisch-Partenkirchen, milion atrakcji i zawał podczas oglądania Ściany Śmierci.
Gdy w zeszłym roku czytałem relację Mariusza Łowickiego z BMW Motorrad Days 2015 śmiałem się pod nosem na wieść o 37 stopniach Celsjusza w cieniu (ot, taka czysta, ludzka zawiść). Z tej oto okazji podczas mojej, tegorocznej wizyty w Garmisch-Partenkirchen całą sobotę lał deszcz. Brawo ja.
Ostatni raz na Motorrad Days byłem dokładnie sześć lat temu. Wtedy w centrum uwagi BMW był jubileusz istnienia marki GS oraz offroadowe popisy ówczesnego zespołu fabrycznego należącej do BMW Husqvarny. Husqvarna z rąk niemieckich przeszła do austriackich, a BMW robi co może by odejść od wizerunku „GS-owca w szelkach”. W weekend 1-3 lipca mogłem się przekonać na ile robi to skutecznie. Trzeba przyznać, że sprzedawanie retro wizerunku BMW wychodzi nad wyraz przyzwoicie. W tym roku jak i w poprzednich latach poprzerabiane w przeróżnym stylu boxery nie tylko ładnie wyglądały, ale także całkiem szybko jeździły. Na zamkniętym odcinku prostej drogi rozegrano wyścigi Boxer Sprint. Niestety, z powodu pogarszających się warunków pogodowych wyścigi musiano skrócić. Nie przeszkodziło to jednak niemieckim legendom, Karlowi Maierowi (ex-żużlowiec światowego poziomu) i Helmutowi Dähne (trzykrotnie na podium w TT) dać piękne show:
Nawet jeśli sobotnie ulewy skutecznie studziły atmosferę Motorrad Days 2016, to wielu uczestników nie odmawiała sobie np. jazd testowych na motocyklach BMW. Do dyspozycji chętnych motocyklistów była cała gama bawarskiej marki, a dla upartych można było wskoczyć także za stery elektrycznego skutera C Evolution. Obok jazd testowych odbywały się także zorganizowane wypady w góry czy kursy jazdy offroadowej na specjalnym enduro parku pod czujnym okiem oficjalnych trenerów BMW. Nie było najmniejszego problemu by skorzystać z okazji i w namiocie poświęconym GS Trophy porozmawiać z finalistami tegorocznej edycji lub pooglądać filmy zza kulis. Do dyspozycji byli zresztą projektanci, inżynierowie i cały sztab ludzi z wewnątrz BMW, do których przeciętny śmiertelnik w normalnych warunkach nie ma dostępu.
W specjalnych przestrzeniach można było dotknąć i usiąść na każdym motocyklu z obecnej oferty. Dużą popularnością cieszyło się G 310 R. Przyznam szczerze, że na żywo najmniejszy sprzęt z logiem BMW na zbiorniku robi bardzo dobre wrażenia. Idąc za młodzieżowymi trendami na G 310 R można było zrobić sobie zdjęcie w dedykowanym pomieszczeniu z „green screenem”. Specjalista z BMW dodawał ciekawe tło i dzięki kodowi QR mogliśmy pobrać zdjęcie na telefon, a analogową odbitkę dostawaliśmy do kieszeni.
Jeśli ktokolwiek z blisko 40 000 motocyklistów Motorrad Days czuł się znudzony przeglądaniem akcesoriów i odzieży (ok. 100 wystawców!), to dosłownie co chwilę odbywały się pokazy. Od stuntu po samochodowy drifting:
Wracając jeszcze na sekundę do klimatów retro, lekko na uboczu zbudowano tzw. Beczkę Śmierci. Motodrome Donalda Ganslmeiera to najdłużej działający bez przerwy przybytek tego typu na świecie. Wrażenia przeszły moje najśmielsze oczekiwania. To nie tylko popisy na Ścianie, ale to też sposób prezentacji, cała otoczka i praktycznie kolekcjonerskie BMW i Indiany bez układów hamulcowych pędzące na metr od twarzy widzów. Całość zgrywająca się jak ulał z wieczornymi koncertami rockabilly (naprawdę niezły zespół!).
Najlepsze jest oczywiście to, że na Motorrad Days większość atrakcji jest zupełnie za darmo. Powyższej musnąłem zaledwie temat, każdy tutaj znajdzie coś dla siebie. Pole namiotowe kosztuje kilka euro za dobę, można nawet wynająć namiot. Wieczorne imprezy ciągną się do rana, piwa jest dużo i jest dobre. Nawet bratwurst w bułce smakuje tutaj odpowiednio.
BMW Motorrad Days wychodzi także daleko poza zlot - to celebracja stylu życia BMW. I wbrew obiegowej opinii nie jest to styl życia pełen przepychu. To dojrzały, ale luźny klimat z nakierowaniem na przygodę - bez względu na to, czy przygodą jest zwiedzania świata na GS-ie, walka w terenie, customowe dwuzaworowce i wąsy czy w końcu śmiganie po winklach na S 1000 XR. Wspólnym mianownikiem jest przygoda właśnie.
Jeśli nie mieliście okazji wybrać się na BMW Motorrad Days to moja propozycja jest następująca: zarezerwujcie w miarę szybko (wolne miejsca znikają na pniu) nocleg w niedużej miejscowości obok Garmisch (my spaliśmy w Kochel am See). Przyjedźcie kilka dni wcześniej i obok korzystania z wszystkich atrakcji serwowanych przez BMW pozwiedzajcie okolice. Do przełęczy Stelvio jedzie się niecałe trzy godziny. Można rano objechać alpejskie serpentyny, zjeść obiad po włoskiej stronie, wykąpać się w zimnym, górskim jeziorze i późnym popołudniem pić niemieckie piwo przy dobrych koncertach. Następnego dnia zabrać na jazdę testową najnowszą Beemkę, poznać nowych znajomych, porozmawiać z gościem, który na Wyspie Man z S 1000 RR wyciska ostatnie soki, znów wykąpać się w jeziorze i wieczorem wpaść na koncert. Mi taki tryb pasuje i to bardzo, zwłaszcza w kwestii lokalnych winkli.
Przyszłoroczna edycja Motorrad Days rozegrana zostanie 7-9 lipca. Oficjalne informacje na temat BMW Motorrad Days znajdziecie TUTAJ
Zobacz także relacje z lat poprzednich:
|
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze