Wheelieholix Triumph - sezon pe³en wra¿eñ
Pogoda coraz gorsza, a dzień coraz krótszy. Tak zazwyczaj kończy się sezon motocyklowy w Polsce. Ekipa Wheelieholix Triumph też powoli przechodzi w stan przygotowań na rok 2014. Najpierw jednak należy wspomnieć o tym, co działo się w sezonie 2013 – o największych sukcesach, porażkach oraz o planach na przyszły rok.
Sezon 2013 rozpoczął się od ogromnej ilości pracy w warsztacie. Trzeba było rozebrać motocykle i przekazać Jankowi eXtreme ramę w celu przerobienia jej na stalową. Część nowych elementów została wysłana do malowania proszkowego, zaś wszystkie plastiki i zbiorniki zostały przekazane w ręce ekipy Aerograf Squad Bojanowo. Pierwsza prezentacja naszych maszyn miała się odbyć 2 marca na targach motocyklowych w Warszawie. Ostatnie elementy odbieraliśmy od chłopaków o godzinie 20, na dzień przed targami – czekała nas cała noc kręcenia śrubek. W momencie wprowadzania motocykli do hali wystawowej wszystkim opadły kopary. Pomysłowe malowanie i świeży lakier o wysokim połysku zrobiły na wszystkich piorunujące wrażenie. Na stoisku Triumpha stały nasze trzy maszyny: dwa Street Triple R i jeden Speed Triple aka Driftowóz Fragmenta. W tym samym czasie na stoisku Ścigacz.pl prezentował się DriftBike Beka. Po weekendzie wiele osób mówiło, że targi nie byłyby niczym szczególnym, gdyby nie piękne hostessy oraz nasze motocykle. Bardzo nam się to spodobało i dało kopa do dalszej pracy.
W roku 2012 posiadanie własnego stoiska na targach motocyklowych pozostawało w sferze marzeń. Pan Artur Wojsa, organizator Wrocław Motorcykle Show sprawił, że nasze plany znacznie przyśpieszyły. Otrzymaliśmy własne miejsce reklamowe, a na dodatek dawaliśmy pokazy. Na miejscu pojawiło się szczególnie doborowe towarzystwo w postaci ekipy NieOgrniesz.com, Mani i Stuntera13.
Rosjo, nadchodzimy!
Reszta marca upływała na walce z zimą, treningami w niezbyt sprzyjających warunkach i dopasowaniem ustawień motocykli. Zanim ktokolwiek w Polsce pomyślał o zawodach, my byliśmy w drodze do Sankt-Petersburga na Motul M-1 Battle, naszą pierwszą przygodę w tym roku. Polska, Litwa, Łotwa... i granica z Rosją. 4 godziny dogadywania się, wypisywania papierów, sprawdzanie numerów ramy. Dla jednych Rosja to dzicz, kraj zacofany z którego nie ma powrotu. Przez pierwsze 150km można było mieć takie odczucie. W końcu dojechaliśmy do „autostrady”. Droga nie byłaby taka tragiczna, gdyby nie fakt, że w pewnym momencie, w lesie, przez około 500 metrów brakowało asfaltu. W czasie drogi można się było spodziewać wielu rzeczy, natomiast samo miasto – szok! Widać, że na miasto w czasie wojny nie spadła żadna bomba. Piękne budynki, szerokie ulice. Co ciekawe, na ulicach często zamiast wyznaczonych 3 pasów tworzyły się 4. Następną rzeczą, która rzucała się w oczy, to policjanci na każdym skrzyżowaniu. Mają swoje budki i stoją. Ruchem raczej nie kierują, po prostu są.
Zawody odbyły się na parkingu przy centrum handlowym gdzie odbywały się targi motocyklowe. Ogólnie bardzo fajnie zorganizowana impreza, przyjaźni ludzie. Na szczeblu międzyludzkim nie widać było konfliktu, czy nienawiści jednych do drugich. Kolejny raz sprawdza się powiedzenie, że pasja łączy ludzi. Fragment zajął trzecie miejsce, a Beku czwarte, co wiązało się z dodatkową ilością rubli na koncie. Po zawodach szybki prysznic i after-party! Lokal zarezerwowany tylko dla nas, lokalne potrawy i alkohol. Podczas powrotu (krążyliśmy po tym ogromnym mieście dobrą godzinę) uruchomiliśmy GPS w telefonie – nigdy nie róbcie tego w Rosji! Koszt jest ogromny. Chłopaki z bolącą głową, ja za kierownicą. Z Sankt-Petersburga do Szczytna przejechaliśmy jednym strzałem. Miałem dość. Mocny początek sezonu.
Łódź – Warszawa – Bielawa – Krotoszyn
W tym „zawodzie” nie ma czasu na odpoczynek. Jeśli ktoś pracuje w tygodniu, stara się znaleźć czas na treningi, do tego weekendowe wyjazdy, pokazy, zawody, to czasami brakuje czasu. Maszynę trzeba naprawiać po nocach, żeby na drugi dzień była możliwość pojechania na trening. Tak samo było w tamtym okresie. We wtorek wróciliśmy z Sankt-Petersburga, a w sobotę lecieliśmy już do Łodzi na imprezę Killing The Streets. Kilka kolejnych treningów i majówka. Czy trzeba to tłumaczyć? W kilku słowach – banda zwyroli z całej polski spotyka się na opuszczonym lotnisku w Broczynie i przez kilka dni jeździ na motocyklach, pije alkohol (oczywiście nie podczas jazdy) i relaksuje się. W tym czasie odbył się pierwszy test naszych driftowozów. Okazało się że to nie jest takie proste jak się wydaje. Następnie wizyta w Warszawie i pokazy zorganizowane z okazji Shell V-Power Nitro+ Show. Główną atrakcją był Felipe Massa ze swoim teamem. My mieliśmy 3 wyjazdy. Niestety bardzo krótkie, w związku z czym ciężko było pokazać pełen wachlarz swoich umiejętności. Mimo wszystko nasza ekipa wspólnie z Terrym Grantem rozgrzała widownię.
Moto Show Bielawa 2013. Najstarsze zawody w naszym kraju. Wielcy, znani na cały świat zawodnicy pokazywali swoje umiejętności w tym malowniczym mieście. Tym razem, pierwszy raz w nowym miejscu. Plusy: blisko hotelu, wszystko w zasięgu ręki oraz tym razem miejscem jazdy był parking, a nie droga. Minusów w zasadzie nie zanotowaliśmy. Kolejny raz dobre występy naszych chłopaków. Zarówno we freestyle jak i w konkurencjach dodatkowych – Beku wygrał konkurencję stoppie do celu. Sezon na dobre się rozpoczął. Czerwiec upłynął na organizowaniu lokalnych pokazów na mniejszą skalę. Kiedyś jeździło się do pobliskich miejscowości, żeby się pokazać za symboliczną oponę, co sprawiło że staliśmy się rozpoznawalni. Nie można zapominać o takich miejscach i jeśli tylko jest taka możliwość pojawiamy się na takich imprezach.
Drugie zawody w Krotoszynie odbyły się tydzień przed StuntGP. Miejsce nietypowe na zwody, jednak organizatorzy zadbali o dobrą widoczność zarówno dla sędziów jak i kibiców, którzy nie mogli narzekać na brak atrakcji. Mieli okazję podziwiać najlepszych zawodników z Polski, Austrii, Anglii oraz Holandii, jak również typowe dla zlotów motocyklowych konkurencje sprawnościowe. Nasi chłopcy, mimo nie wybaczającej żadnych błędów miejscówki, spisywali się bardzo dobrze. Po sobotnich przejazdach Beku zajął 11, a Fragment 2 miejsce, które było zaliczką za pokazanie kilku nowych trików. Jak wiadomo, ciężej jest czasami obronić zdobytą wcześniej pozycję, aniżeli awansować. Mimo starań, Fragment zawody zakończył na 3 miejscu, natomiast Wojtek postarał się i podskoczył na 8 pozycję. Biorąc pod uwagę że punkty z obu przejazdów są sumowane to bardzo dobry wynik.
StuntGP - Bydgoszcz
To były ostatnie chwile przed najważniejszą imprezą w Polsce (i na świecie). Zawody w Bydgoszczy zyskały tak wysoką renomę, że zawodnicy z całego świata, od Brazylii po Japonię przyjechali, żeby rywalizować na placu Auchan, podczas StuntGP. Wielu zawodników mocno zaskoczyło nas swoim poziomem. Prezentowali styl, który sprawiał że szczęka opadała, a ich motocykle były przygotowane na bardzo wysokim poziomie. Piątkowe Eliminacje trwały do późnych godzin wieczornych. Obaj nasi zawodnicy dostali się do 30-stki, co wcale nie było takie oczywiste zważając na poziom jaki towarzyszył wszystkim przejazdom. Sobota to kolejny dzień zmagań. Beku i Fragment dali z siebie wszystko. System oceniania był jednak dość rygorystyczny i w efekcie Wojtek zakończył zawody na bardzo wysokim 22 miejscu. Piotr znalazł się w finałowej dwudziestce i po raz pierwszy od początku istnienia StuntGP miał zagwarantowany przejazd w niedzielnych finałach.
W nocy między sobotą a niedzielą odbyło się afterparty w klubie Egoist. To co się tam dzieje, nie wychodzi na zewnątrz. Finał był dla Fragmenta bardzo udany. Po poprawnym przejeździe uplasował się na 12 miejscu. Biorąc pod uwagę ilość treningów naszych zawodników, w przyszłym roku śmiało możemy mieć nadzieje, że obaj wystartują w wielkim finale. Należy również wspomnieć, że uwzględniając wyłącznie polskich zawodników, kolejność przedstawiała się następująco: 1. Stunter13, 2. Korzeń, 3. Fragment, 4. Raptowny, 5. Beku. Jest to sukces z którego jesteśmy bardzo dumni.
Przygody ciąg dalszy
W sezonie stale jesteśmy na walizkach. Myślę, że mogę się wypowiedzieć zbiorczo w imieniu całej ekipy, że zupełnie nam to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie. Zapewne wielu ludzi chciałoby móc pozwolić sobie na taki styl życia – jeździć po europie, organizować pokazy, uczestniczyć w zawodach oraz, co rusz poznawać nowych ludzi. Wspominam o tym, ponieważ wyjazd do Moskwy na zawody przy okazji organizowanej rundy WSBK, był jednym z celów postawionych jeszcze przed sezonem. Wyjeżdżając pełni nadziei, po dobrym starcie na zawodach w Bydgoszczy, chcieliśmy zaprezentować najwyższą formę. Poznawanie ludzi opłaciło się już na granicy łotewsko-rosyjskiej. Spotkaliśmy na niej Janisa Rozitisa ze swoją ekipą. Starsi zawodnicy zapewne pamiętają go z zawodów w Bednarach, młodsi przede wszystkim ze skoków swoją 600RR. Janis wspomniał nam, żeby nie jechać według mapy tylko na około. Na mapie nie zaznaczono, że na odcinku 200 km brakuje drogi i trzeba będzie jechać żółwim tempem.
Nadłożyliśmy blisko 250 km, jednak jechaliśmy ze stałą prędkością. Od Smoleńska do Moskwy prowadzi droga, która jest jedną wielką prostą. Kilometry leciały, a pogoda wciąż się pogarszała. Gdy wjechaliśmy do Moskwy mocno padało i było już zupełnie ciemno. Ogrom miasta widać było gołym okiem. Szerokie, 6-pasmowe ulice, pomniki, mosty i nowoczesne budowle. Dojechaliśmy do hotelu około północy, pokonując 1700 km. Gdy tylko się rozjaśniło udaliśmy się na tor oddalony o około 100 km. W ciągu godziny byliśmy już na miejscu. Przyznam szczerze, że nigdy nie byłem na torze „Poznań” i biorąc pod uwagę słowa Beka – za wiele nie straciłem. Treningi zawodników WSBK były niesamowicie widowiskowe. Nasze zawody miały się odbyć o godzinie 16, czyli tuż po wszystkich przejazdach. Niestety jeden z wyścigów zakończył się tragicznie. Jeden z zawodników został niefartownie przejechany przez innego i w wyniku odniesionych urazów zmarł. Przedstawiciele FIA, organizatorzy zawodów stunterskich, jak i sami zawodnicy, łącząc się z bólu z rodziną, teamem zawodnika oraz wszystkimi znajomymi postanowili, że zawody nie odbędą się. Pieniądze będące pulą nagród rozdano równo pomiędzy zawodników. Pozytywne aspekty tego wyjazdu? Było ich wiele – zwiedzenie miasta, przebitka na Eurosporcie WATTS z Bekiem i Fragmentem w tle oraz przygoda, którą na długo zapamiętamy.
Słowacki debiut
Kolejny większy wyjazd miał dość nietypowy kierunek. Tuning Zraz Svidnik 2013 był pierwszą imprezą na Słowacji na której byliśmy i mamy nadzieje, że nie ostatnią. Mieszkają tam na prawdę wspaniali ludzie, choć mieliśmy lekkie problemy z komunikacją. W zasadzie oni rozumieją więcej polskiego, niż my słowackiego. Lotnisko na szczycie góry, ogromna frekwencja wśród kibiców, (w tym również Polaków) i luźny klimat, który bardzo nam odpowiadał. Plan pokazów był taki, że dajemy ognia na środku lotniska. Po jego lekkiej modernizacji, zaczęliśmy jeździć gdzie się tylko dało, dostarczając rozrywki wszystkim uczestnikom zlotu. Zyskaliśmy dzięki temu wielu nowych fanów. Zarezerwować ten termin również na przyszły rok, ponieważ organizatorom bardzo spodobało się nasz show.
Na zawody Kurland Stunt 2013 pojechaliśmy razem z Cyganem – organizatorem StuntGP. Szczerze mówiąc, nie wiedzieliśmy czego możemy się po tym miejscu spodziewać. Już samo to, że z jednej strony nie było barierek, a plac kończył się przepaścią do morza, było dość ciekawe. Podczas briefingu zostaliśmy poinformowani, że agresywny styl jazdy jest dwukrotnie lepiej punktowana, aniżeli trudność wykonania tricku. Było to nie małe zaskoczenie, ale skoro już jesteśmy na miejscu trzeba dać z siebie wszystko. Nie dziwił fakt, że po porannych eliminacjach pierwsze miejsce zajął Joona Vatanen. On i jego GSX-R 750 tworzą mieszankę wybuchową. Już wtedy widać było, że punktacja jest trochę krzywdząca dla zawodników stawiających głównie na technikę. Po kwalifikacjach Beku był 7, a Fragment 8. W finale najlepiej poradził sobie Aras. Nam niestety nie udało się znaleźć w okolicy podium. Fajną rzeczą, którą postaramy się przenieść na polską scenę stuntu było wheelie race. Dwa pachołki oddalone od siebie o 50 metrów. Dwa motocykle ustawione jak przy wyścigu na dochodzenie, i jedno kółko cały czas na gumie. Świetna zabawa, która powinna spodobać się zarówno zawodnikom jak i kibicom.
Inter Cars Motor Show
Dzięki wsparciu firmy Triumph pojawiły się nowe możliwości. Inter Cars Motor Show to imprez zrobiona z takim rozmachem, że ciężko wyobrazić sobie ile pracy i pieniędzy zostało włożone w to, aby przez jeden weekend lotnisko Bemowo stało się mekką motoryzacji. Gerd Habermann i jego Jet Car, Grzegorz Staszewski ze stajni VTG, cały Drift Team STG, Bartek Ostałowski, Krzysztof Hołowczyc oraz wiele innych osób, które towarzyszyło nam w ten weekend pełen spalonej gumy i hektolitrów zużytego paliwa. Jak to bywa na takich pokazach, najważniejsza jest punktualność. Każdego dnia mieliśmy kilka wyjazdów. Na 20 minut przed każdym z nich trzeba było stać przed wjazdem na plac. Wszystko dopięte na ostatni guzik. W dzień jak to w dzień jeździło się całkiem przyjemnie, jednak to co działo się w nocy podczas NIGHT SHOW, było po prostu nie do opisania. Wszyscy dawali czadu w tym samym momencie – drift, stunt, fmx, a nawet jet car. Tego typu zorganizowany chaos jest czymś wspaniałym, co sprawia, że człowiek czuje się niesamowicie szczęśliwy, będąc jednocześnie częścią takiego wydarzenia.
Kilka słów na koniec
Jako że dzień nie dość, że coraz krótszy to i coraz zimniejszy. Sezon się kończy i pozostaje jedynie korzystać z każdej możliwości do wspólnej jazdy. Dlatego ustawka w Płocku u Maćka DOP sprawiła że jakoś z lżejszym sercem można przywyknąć do jesieni. Nadchodzi okres podsumowań i planowania kolejnego sezonu. Jest kilka rzeczy które mogliśmy zrobić lepiej. Myślę, że największym rozczarowaniem były nasze driftowozy. No może nie tyle rozczarowaniem, co po prostu przerosła nas ilość obowiązków. Są rzeczy z których jesteśmy jednak dumni. Przede wszystkim spełniliśmy nasze plany odnośnie wyjazdu do Rosji. Poznaliśmy dużo nowych ludzi, zwiedziliśmy wiele nowych miejsc i przede wszystkim wróciliśmy cali i zdrowi. Wizyta na Słowacji otworzyła nam nowe możliwości. Świetnie spisały się również nasze motocykle. Jesteśmy bardzo zadowoleni z pracy jaką włożył Janek eXtreme (mechanik Stuntera13) w przygotowanie nam stalowych ram. Aerograf sprawił, że maszyny zachowały świeżość i cieszyły oko widzów przez cały rok. Rozłożenie motocykli na części pierwsze i przemyślane ich przebudowanie sprawiło, że bez problemów wytrzymały cały sezon.
Uważam również, że cztery tysiące fanów na Facebooku to dobry wynik. Żeby nie zapeszyć zacytuje Piotra Żyłę – „no więcej to chyba nie będzie”, choć tak naprawdę liczymy, że będzie ich o wiele więcej. Poza tym, cały sezon był szalony – wzloty, upadki, kontuzje, śmiech aż do łez. Nie żałujemy ani minuty spędzonej w trasie. Nie nudzimy się sobą, wręcz przeciwnie. Chcemy się dalej rozwijać jako zespół – jako wyjątkowy zespół.
Jeżeli chodzi o plany na nadchodzącą zimę i przyszły sezon to nie mogę za dużo napisać, żeby nie zapeszyć. Na pewno chcielibyśmy podtrzymać dobrą współpracę z dotychczasowymi partnerami, a także otworzyć się na nowe horyzonty. Jestem pewien, że Was zaskoczymy. Na pewno postaramy się o więcej konkursów, filmów i fotek dobrej jakości. Na ten moment pragniemy jak najwięcej jeździć, aby utrzymać nasze skille na obecnym poziomie. Na pewno chcielibyśmy znaleźć jakąś hale do treningów w okresie zimowym. Cóż, pożyjemy, zobaczymy.
Z tego miejsca chcielibyśmy podziękować naszym sponsorom, a przede wszystkim firmie Triumph Polska za ogromne wsparcie, marce Motto Wear za świetne jeansy, Still Stunt za wszystkie graty do motocykli oraz portalowi Ścigacz.pl za wsparcie medialne. Nasze podziękowania składamy również wszystkim fanom i znajomym, którzy cenią nas zarówno jako ludzi, jak i team. Dziękujemy Wam za sezon 2013 i do zobaczenia w 2014, być może już w zimie!
|
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze