VI Runda WMMP 2009 - wspaniałe ściganie i emocje
To były cztery dni pięknego ścigania, emocji i atrakcji. Dopisali kibice, zawodnicy stworzyli piękne show. I tylko jedna rzecz budzi wątpliwości Na ostatnią rundę Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostw Polski do Poznania najechali nas zawodnicy z Alpe Adria, dla nich też to było już ostatnie starcie w tym roku. Może nie stawili się w takiej sile, na jaką wszyscy liczyliśmy, ale w najważniejszych dla nas klasach były mocne nazwiska, a to chyba najważniejsze. Z tego właśnie powodu ściganie „przedweekendowe" musieli urządzić sobie zawodnicy Pucharu Polski i większości klas markowych. Oni swoje finały rozegrali w piątek i tam emocji też nie brakowało. Powiem inaczej. Fundowanie trzydniowych emocji fanom, którzy mogliby mieć problemy z sercem nadaje się chyba na sprawę dla prokuratora. A to, dlatego, że już od pierwszego wyścigu było wesoło. Jednak zanim „traktorki" z CBR125R Cup ruszyły do ostatniego boju na paddocku pojawiła się mocna grupa dzieci z pobliskiej szkoły podstawowej. Zostały zaproszone przez zespół Suzuki GRANDys Duo i nowego dyrektora zawodów Szymona Kałużę. Okazało się, że jednak to, o czym wielokrotnie pisaliśmy już dawno, da się zrobić, tylko trzeba chcieć. Były plakaty, wycieczki po zespołach, poczęstunek i spotkania z zawodnikami. Założę się, że WMMP mają nową grupę wiernych fanów i to nie takim kosztem, jak cyrk, który odbył się w niedzielę. W CBR125R znów pierwsza czwórka na mecie zameldowała się w jednej dziesiątej sekundy. Czasami zastanawiam się, jakie to uczucie tak „powoli" jechać cały wyścig i czekać na te ostatnie metry, kiedy wszystko wywraca się do góry nogami. Bo w piątek wywróciło się i to znacznie. Prawie przez cały wyścig prowadziła jadąca jako VIP Monika Jaworska, a po pietach deptała jej Natalia Florek. Obie panie zgrabnie dyktowały tempo gromadzie dżentelmenów, którzy nie bardzo wiedzieli jak się zabrać do wyprzedzania. Nawet Krzysztof Depta, lider klasyfikacji generalnej jakoś niemrawo holował się za liderkami, ale w jego przypadku było to uzasadnione, ponieważ do sukcesu w klasyfikacji generalnej wystarczyło, żeby dojechał do mety. Jednak na ostatnim okrążeniu to on nie wytrzymał i dał sygnał do ataku. Wyszedł na prowadzenie i.... stracił je na ostatnich metrach po kontrataku Natalii Florek. Przez cały sezon zwykle do niego należały ostatnie metry, a Natalia musiała obchodzić się smakiem. W piątek było inaczej. W tym całym zamieszaniu Monika Jaworska spadła na piąte miejsce, a podium dopełnił Bartek Lubiński. Sukces Natalii przełożył się też na awans na drugie miejsce w klasyfikacji generalnej, gdzie jednym punktem pokonała Szymona Kaczmarka, który zebrał jedynie dziesięć punktów w tym wyścigu. Główną nagrodę zabrał do domu Depta. Kolejnym wyścigiem dnia był drugi z pucharów Hondy, tym razem Hornet Cup. Tutaj znów emocji nie brakowało za sprawą VIPa, którym był tym razem Marek Szkopek. Doświadczony zawodnik zagwarantował wreszcie Kubie Sudołowi trochę gimnastyki i po raz pierwszy w tym sezonie zwycięzca klasyfikacji generalnej musiał poczuć smak porażki. Jednak walka trwała przez cały wyścig i tylko błąd przy ataku na prowadzącego Szkopka zabrał młodemu zawodnikowi szanse na zwycięstwo. Miejmy nadzieję, że za rok w klasie mistrzowskiej Sudoł też będzie jeździł tak blisko rekordzisty toru dla klasy Superstock 600. Trzeci w wyścigu był Robert Frysiak, ale nie wystarczyło to na awans na drugie miejsce w klasyfikacji generalnej i zajął je ostatecznie Jakub Tupajka. Po takiej delikatnej rozgrzewce w ramach przerwy w podniesionym ciśnieniu przed finałowym wyścigiem Fiat Yamaha Cup, gdzie wojna zapowiadała się też niesamowita na starcie stanął Puchar Polski. W Rookie 600 wygrał z minimalną przewagą nad Marcinem Kondratowiczem Piotr Passek, który w siódmym okrążeniu wyścigu rozmienił czas 1:40. Inny Kandydat do pucharu w klasyfikacji generalnej, Artur Wielebski był dopiero piąty i na koniec sezonu musiał zadowolić się trzecią pozycją. W wyścigu przegrał między innymi z Jakubem Wróblewskim, dla którego był to dopiero trzeci wyścig „prawdziwym" motocyklem, a już otarł się o podium. W Rookie 1000 najlepszy znów okazał się Piotr Górka, ale starczyło to tylko na trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. Tą wygrał Adam Rajek, który w piątek był trzeci. Na starcie zabrakło kontuzjowanego Piotra Betleja, ale zachował on drugie miejsce w generalce. Wyścig Pretendentów wygrał Krzysztof Lizoń. W Fiat Yamaha Cup wszyscy czekali na wielki pojedynek Wojtka Mańczaka i Andrzeja Sztudera o pierwsze miejsce na koniec sezonu. Jednak obu pogodził Waldek Chełkowski, który miał już zapewnione trzecie miejsce na koniec sezonu i jechał w tym wyścigu na luzie. Ten luz dał doskonały wynik, no może prawie doskonały, ponieważ połączony wyścig wygrał Norbert Jędrzejewski po wspaniałym ataku na Sławińskim. Jędrzejewski wygrał też klasyfikację generalną R6. W R1 pierwszą nagrodę odebrał drugi na mecie w swojej klasie Mańczak, a Sztuder był trzeci i na koniec sezonu zadowolić się musiał drugim miejscem. W R6 podium dopełnili w ostatnim wyścigu sezonu Mateusz Korobacz i Sebastian Puzoń, a Marcin Małecki był dopiero czwarty. I chociaż najwięcej punktów nazbierał wspomniany już Jędrzejewski to główną nagrodę odebrał Małecki, ponieważ od wyników odejmowało się jeden najgorszy wynik w sezonie. Od soboty na torze królowały już klasy mistrzowskie i Alpe Adria, a towarzyszył im puchar Suzuki. Tu o główną nagrodę, wyjazd do Macao walka na poważnie trwała tylko w klasie sześćset, ponieważ w litrach Tomasz Grabowski miał znaczną przewagę i wygrywając w sobotę już zapewnił sobie wycieczkę do Azji. W niedzielę był drugi i musiał ustąpić miejsca Zbigniewowi Kalinowskiemu. Ten ostatni miał szansę na wygraną też w sobotę, ale awaria hamulców zmusiła go do wolniejszej jazdy w końcówce wyścigu. W klasie do sześćset Sławomir Maszczak i Marcin Kondratowicz przed ostatnimi wyścigami mieli równą ilość punktów i o tym kto zostanie zwycięzcą klasyfikacji generalnej decydować miały bezpośrednie pojedynki. Lepszy dwukrotnie okazał się Kondratowicz i podtrzymał rodzinną „tradycję", bo rok temu w tej klasie wygrał jego brat Mariusz. W niedzielę zgodnie z zapowiedziami organizatorów zawody, jak na rangę międzynarodową przystało miały „atrakcyjną" oprawę. Był telebim, występy, karmienie dziennikarzy i VIPów. Czyli wszystko to, czego ponoć nie dało się zrobić przez cały sezon. Znów okazało się, że jak AW chce to umie, wystarczy, że „świat" przybywa do Poznania. I nic sobie klub nie robi z tego, że już po zeszłym roku takie tandeciarstwo było wyśmiane przez zgromadzonych. Rok temu na Pucharze Europy były stare samochody, w tą niedzielę brzydkie jak noc tancerki i ładniejsze muzykantki. Szanowni goście z zagranicy ze zdziwienia przecierali oczy patrząc na ten tandetny cyrk. Jeśli AW chce robić takie popisy to ich sprawa, ich pieniądze. Ale pod jednym warunkiem - niech później nie płacze publicznie, że nie ma kasy na normalne rundy WMMP, że motocykle są deficytowe, itp. Ten tandetny show był niepotrzebny, ozdobą tego weekendu był sam sport, a pieniądze utopione w ten sposób lepiej byłoby przeznaczyć na telebim co rundę, czy ceremonię zakończenia sezonu dla zawodników. A ta odbyła się w blaszaku dopiero po naszym artykule i ograniczyła się do rozdania symbolicznych plakietek. Imprezę zawodnicy i zespoły zorganizowały sobie same, spontanicznie na paddocku. Tuż obok bawiących się przy weselnym wodzireju ochroniarzach. Dla nich na imprezę były pieniądze. Mam nieodparte wrażenie, że ktoś szukał kosztów na siłę, żeby później coś udowadniać. Jedyną motocyklową atrakcją niedzieli był dwuosobowy Superbike, na którym między innymi zwycięzców naszego konkursu woził po torze Poznań Gwen Giabbani. Temu wydarzeniu poświęcimy osobne miejsce. W sobotę wieczorem odbył się ostatni w tym roku połączony wyścig klas Superbike i Superstock 1000 zwany Formułą X-Treme. Znów najlepszy był Gwen Giabbani, który jednocześnie zapewnił sobie tytuł w klasie Superstock 1000. To było bardzo ważne dla Mistrza Świata Endurance, ponieważ chciał on w niedzielę startować już bez obciążenia i powalczyć o rekord toru. Drugi w wyścigu i pierwszy w klasie Superbike był Andy Meklau, który zastąpił w zespole Suzuki GRANDys Duo kontuzjowanego Guillaume Dietricha i miał powalczyć o tytuł. Już po sobocie wyszedł na prowadzenie MP. Janusz Oskaldowicz i Irek Sikora praktycznie nie stawiali Austriakowi oporu, a Ken Jensen wypadł z gry już na pierwszym okrążeniu. Jednak wszystko miało rozstrzygnąć się w niedzielę. Kontuzjowany Meklau bardzo szybko chciał odjechać rywalom, ale spotkał się z czynnym oporem ze strony Marcina Walkowiaka, który wystartował gościnnie w Superbike. Waluś pięknie wystartował i prowadził w wyścig. Niestety z biegiem czasu spadał w klasyfikacji i na mecie był dopiero czwarty ustępując miejsca na podium Sikorze, który jednocześnie zapewnił sobie tytuł wicemistrza Polski. Trzeci w tabelce z punktami jest na koniec sezonu Janusz Oskaldowicz, który w ten weekend kończył wyścigi Superbike na pozycjach trzy i pięć. Mistrzem został oczywiście Meklau, który startując jedynie w czterech wyścigach sezonu zdołał dokonać tego wyczynu. Sam zainteresowany po wyścigu był bardzo szczęśliwy i jak powiedział specjalnie dla Ścigacz.pl: „To jeden z najpiękniejszych dni w mojej długiej karierze. Jadąc do Polski obawiałem się o moją rękę, nie wiedziałem czy dam radę. Jeszcze w niedzielę rano, przed rozgrzewką myślałem sobie, że zdobycie tego tytułu będzie czymś niesamowitym. Udało się i jestem bardzo szczęśliwy." Szczęśliwy był też Irek Sikora, dla którego początek sezonu był wyjątkowo trudny, ale w końcówce przypomniał sobie jak się szybko jeździ. Tradycyjnie wspaniałe ściganie mogliśmy oglądać w klasie Superstock 600. Na początku wyścigu szalał Marcin Kałdowski, ale jego opona nie wytrzymała zabójczego tempa i musiał zadowolić się czwartym miejscem, tuż za Igorem Kalabem. O zwycięstwo bili się oczywiście Marek Szkopek i Kenny Foray. Marek znów poprawił swój rekord toru dla klasy Superstock 600, ale na mecie musiał pogodzić się z porażką o sześćdziesiąt jeden setnych sekundy! Kenny Foray pokonał go jego własną bronią, czyli atakiem na ostatnim zakręcie. Było gorąco, ale na mecie obaj zawodnicy byli bardzo szczęśliwi i cieszyli się ze wspaniałej walki. Po prostu sport i przyjemność z niego czerpana były tego dnia najważniejsze. Francuz, który już wcześniej zapewnił sobie tytuł w Poznaniu wystąpił w specjalnie przygotowanym na tę okazję kasku w barwach polskiej flagi. Piękny gest, który chyba ucina pytania czy Francuzi poważnie traktują nasze wyścigi. Daniel Bukowski był dopiero szósty w wyścigu, ale starczyło to, żeby zachować trzecie miejsce w klasyfikacji WMMP i pierwsze w Alpe Adria. Nasi zawodnicy wystąpili też w wyścigu klasy Supersport. Tutaj bez Kennego Foray Marek Szkopek rozgonił wszystkich i dzięki temu, startując tylko w dwóch wyścigach (na początku sezonu w Brnie) zajął ósme miejsce w Alpe Adria. Czwarty w tym wyścigu był Daniel Bukowski i awansował w klasyfikacji generalnej na trzecie miejsce, zapewniające mu start w wielkim finale Mistrzostw Europy w Albacete. W ostatnim tegorocznym wyścigu Superstock 1000 znów pierwsze skrzypce grał Gwen Giabbani, ale jego nadzieje na rekord toru prysły razem z dziwnie szybko niszczącymi się oponami. Były one w takim stanie, że wyjazd na ostatnią prostą w iście żużlowym stylu był nie tylko zamierzony, ale przy okazji nieunikniony. Podium dopełnili Michał Filla i Marco Jerman, a walka o tytuł wicemistrza Polski między Bartkiem Wiczyńskim i Marcinem Walkowiakiem był tylko korespondencyjna, ponieważ Wiczyński według sędziów wystartował za wcześnie, a później nie odbył kary przejazdu przez depo i został wykluczony z wyników. Na jego szczęście Walkowiak miał problemy ze swoim motocyklem i nie nazbierał tyle punktów, żeby przegonić zawodnika Hondy. Może i dobrze, bo mogłoby to wypaczyć wyniki sezonu. Sam Bartek nie wypierał się swojego przewinienia, ale każdy, kto go zna wie, że taki on już jest. Wątpliwości budzi analiza nagrania video, z którego wynika, że jeśli już ktoś przewinił na starcie to był to Fabrizio Pellizzon. Na przyszłość przydałoby się też zmienić formę informowania zawodników o karze, ponieważ to nie pierwszy przypadek, że zawodnik nie widzi informacji. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Ostatni weekend tego sezonu był sportowo wspaniały, zresztą jak poprzednie rundy. Poziom WMMP w tym roku eksplodował i kibice praktycznie za każdym razem z wypiekami na twarzy mogli oglądać piękne wyścigi. Na podsumowania przyjdzie jeszcze czas, teraz musimy troszkę odetchnąć i popłakać, ze następne takie show dopiero w maju przyszłego roku. Film Pozostałe filmy: | |
Komentarze 3
Pokaż wszystkie komentarzejonny, nie wiem czy wiesz ,ale autor "tych wypocin" to jeden z najbardziej zorientowanych w temacie sportów motocyklowych ludzi w Polsce.Jadł z niejednego wyścigowego(światowego) pieca,więc sądze, ...
OdpowiedzAutor tych wypocin narzeka na brzydkie dziewczyny. Zapomniał jednak dodać, że były to dzieci specjalnej troski (musiał o tym wiedzieć, bo było to wspominane przez otwarciem, chyba że wolał oglądać ...
Odpowiedztancerki były, zdaje się, z zespołu szkół dla osób specjalnej troski czy coś w tym stylu, więc trochę nie na miejscu jest nazywanie ich "brzydkimi jak noc". chyba, że były jeszcze jakieś inne, ...
Odpowiedz