Trzesienie ziemi w MotoGP. Co wydarzyło się w Mugello?
Pecco Bagnaia absolutnie zdominował weekend przed własnymi kibicami, w Grand Prix Włoch wygrywając kwalifikacje, sprint i wyścig główny. To akurat żadna niespodzianka, ale na MotoGP miało w miniony weekend miejsce prawdziwe trzęsienie ziemi. O co chodzi?
Tempo obrońcy tytułu na Mugello nie było niespodzianką, bo to nie tylko jego ulubiony tor, ale także obiekt idealnie odpowiadający charakterystyce piekielnie mocnego Ducati Desmosedici.
Najlepiej potwierdza to zresztą fakt, że zawodnicy dosiadający motocykla tej włoskiej marki zdominowali podium w obu wyścigach, w których zresztą rywale mocno naciskali lidera.
Bagnaia utrzymał jednak nerwy na wodzy i mimo ogromnej presji dowiózł do mety komplet punktów. Jeśli będzie tak jeździł dalej, drugi z rzędu tytuł mistrza świata powinien zapewnić sobie na kilka rund przed końcem sezonu.
Tym bardziej że konkurencja cały czas jeździ nierówno. Marco Bezzecchi był drugi w sprincie, ale w wyścigu głównym miał problemy z przodem i wpadł na metę dopiero na ósmej pozycji.
Po trudny początku sezonu obudzili się z kolei zawodnicy Pramac Ducati, ale na tym etapie wciąż wystarczająco satysfakcjonujący wydaje się dla nich finisz na podium, podczas gdy Bagnaia jest "na innym poziomie".
Tempo zawodników Ducati przyćmiło we Włoszech ich głównych rywali. Sporym rozczarowaniem była Aprilia, która na własnej ziemi była wyraźnie z tyłu. Na tyle, że Maverick Vinales po niedzielnym wyścigu postanowił w ogóle nie spotykać się z dziennikarzami.
Aleix Espargaro sam zafundował sobie z kolei dodatkowe wyzwanie. Hiszpan przewrócił się w czwartek jeżdżąc po torze na rowerze i bawiąc się telefonem jednocześnie. Na szczęście prawa kostka okazała się tylko poobijana, ale dostarczała zawodnikowi Aprilii sporo problemów.
Swoją drogą cała sytuacja bardzo przypomina mi niedawne problemy Piotra Biesiekirskiego z kolanem. Niby nic nie jest złamane, a jednak lekarze rozkładają ręcę i nie rozumieją, dlaczego pod skórą zbiera się krew. U Piotrka było poważnie, a powrót do zdrowia zajął kilka tygodni. Oby Aleix nie pogorszył sytuacji startem na Mugello tak samo, jak Nakagami zrobił to rok temu z ręką startując w Japonii…
Mniej farta niż Aleix miał dwa lata temu Alex Rins, który w identycznych okolicznościach uderzył w busa serwisowego na torze w Barcelonie i złamał rękę. Niestety, Hiszpan nadal nie ma szczęścia, bo na Mugello przewrócił się w sobotę - na motocyklu, łamiąc nogę i fundując sobie dłuższą przerwę. A przecież za chwilę jego ślub!
Na tym nie skończyły się jednak problemy Hondy. Joan Mir przewrócił się podczas piątkowych treningów i z powodu kontuzji ręki nie tylko wyeliminował się z Grand Prix Włoch, ale także kolejnej rundy w Niemczech.
Nie liczyłem tego, ale stawiam dolary przeciwko orzechom, że Mir przewrócił się już w tym roku więcej razy niż podczas całej swojej dotychczasowej kariery w MotoGP przed dołączeniem do Repsol Hondy.
Dokończenie dwuletniego kontraktu wydaje mi się w jego przypadku mało prawdopodobne. Bardzo możliwe, że podobnie będzie z jego obecnym team-partnerem.
Poirytowany wywrotką w niedzielnym wyścigu, Marc Marquez coraz mocniej łączony jest z zespołem KTM. Austriacki producent dolał na Mugello oliwy do ognia.
Szef projektu podkreślał bowiem, że KTM nie zamyka drzwi i jest otwarty na rozmowy. Jednocześnie obecny na Mugello prezes HRC przyznał, że Honda "jest spokojna, ale uszanuje każdą decyzję swojego zawodnika".
Póki co Marc cały czas wywiera jednak presję; "Mają zwycięskich zawodników, więc muszą zrobić mistrzowski motocykl" - mówił w niedzielę.
KTM ma jednak dosyć zmartwień, bo razem z końcem czerwca kończy się ich deadline na zapewnienie przyszłości swojemu genialnemu juniorowi, Pedro Acoście.
Hiszpan zdominował wyścig Moto2, ale po minięciu linii mety przyznał, że pozostanie w tej kategorii na trzeci sezon nie jest jego pierwszym wyborem. Czy jednak warto będzie poczekać jeszcze rok, aż w MotoGP u Austriaków zwolni się miejsce?
Na poprawę humorów w ekipie KTM Brad Binder wykręcił na Mugello nowy rekord prędkości, 366 km/h, choć po wszystkim przyznał, że nie dokręcił nawet silnika do końca!
Mniej powodów do zadowolenia mają w Yamasze, w której morale wydaje się sięgać dna. Po obiecującym pierwszym treningu, przez resztę weekendu Fabio Quartararo znów nie miał tempa i pewności siebie, a na mecie wyprzedził go nawet Franco Morbidelli.
Zapytany, czy taki wynik pomoże mu przedłużyć umowę z Yamahą, Włoch wyparował; "a kto powiedział, że chcę to zrobić". Możliwe, że w 2024 zobaczymy go na… Ducati! Quartararo ma co prawda kontrakt z Yamahą jeszcze na przyszły rok, ale do myślenia daje fakt, że przed Grand Prix Włoch Francuz postanowił zakończyć współpracę ze swoim wieloletnim managerem, Erickiem Mache.
Japońscy producenci są w tej chwili w MotoGP w poważnym kryzysie, ale ratunek, przynajmniej na chwilę, może nadejść już w najbliższy weekend. Marc Marquez wygrywał na Sachsenringu we wszystkich swoich jedenastu startach tam w MotoGP. Czy w niedzielę utrzyma tę zwycięską serię?
Yamasze może z kolei pomóc kręta charakterystyka niemieckiego obiektu. Jeśli jednak Marc i Fabio znów zostaną w tyle, trzęsienie ziemi może za chwilę całkowicie zmienić obraz sytuacji w MotoGP.
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze