Dlaczego Bezzecchi nie chcia³ przej¶æ do Ducati, tylko wybra³ Rossiego?
Walczący o tytuł MotoGP Marco Bezzecchi na sezon 2024 miał dwie opcje; podpisać dwuletni kontrakt na starty najnowszym Ducati, ale w innym zespole lub zostać z ekipą Valentino Rossiego, ale tylko na rok i na starej maszynie. Jego wybór to szaleństwo czy strzał w dziesiątkę? Mick nie ma wątpliwości.
Do ekipy VR46 Bezzecchi dołączył w sezonie 2020 jeszcze w klasie Moto2. Rok temu awansował w jej strukturach do królewskiej kategorii, stając na podium i sięgając po tytuł "Rookie of the Year".
W tym sezonie wygrywał już wyścig, walczy o tytuł i jest jednym z najgorętszych nazwisk w stawce, a wszystko to mimo dosiadania Ducati Desmosedici w ubiegłorocznej specyfikacji.
W ostatnich tygodniach Bezzecchi stanął przed bardzo trudnym wyborem. Ducati doceniło jego potencjał i zaproponowało przesiadkę na najnowszą wersję motocykla, a zapewne i też dwuletnią umowę.
Wiązałoby się to jednak ze zmianą barw, odejściem ze struktury Rossiego i dołączeniem do zespołu Prima Pramac Racing, w którym miejsce u boku Jorge Martina zwolnił właśnie Francuz Johann Zarco.
Alternatywą było pozostanie w zespole VR46 u boku Luki Mariniego, na motocyklu w rocznej specyfikacji, ale taki pakiet zapewniony może być Włochowi tylko na rok. Wszystko dlatego, że po sezonie 2024 kończy się umowa zespołu Rossiego i Ducati.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że w 2025 roku ekipa VR46 zostanie satelickim teamem Yamahy, zamieniając dominujące w stawce Desmosedici na mocno zostające ostatnio w tyle M1-ki.
To powoduje oczywiście dla Bezzechiego szereg problemów, bo pozostanie w zespole Rossiego oznacza, że Włoch z całą pewnością nie dostanie od Ducati motocykla w wersji 2024, a do tego nie może liczyć na umowę dłuższą niż tylko na jeden sezon.
Mimo wszystko Marco zdecydował się właśnie na taki ruch. Pewnie wielu z Was myśli sobie teraz, że to absolutne szaleństwo; gwarancja roku na starym motocyklu zamiast dwóch na najnowszym, wydaje się całkowicie irracjonalna.
W końcu nawet Johann Zarco odszedł z zespołu Pramac, przesiadając się z najlepszego na najgorszy motocykl w stawce, bo LCR Honda zaproponowała mu stabilność w postaci nie rocznej, a dwuletniej umowy. Dokładnie to samo rok temu zrobił Jack Miller, który mógł zostać w ekipie Ducati, ale tylko na rok, podczas gdy KTM oferował dwuletni kontrakt.
Bezzecchi jest jednak na zupełnie innym etapie kariery i może pozwolić sobie na takie ryzyko, choć jak widać także wybrał stabilność; tyle, że w nieco innym znaczeniu tego słowa.
Zamiast budować od nowa relację z inną ekipą, Marco postanowił pozostać pod skrzydłami Valentino Rossiego, nawet jeśli potencjalnie ogranicza to jego szanse w sezonie 2024 i zwiększa niepewność przed sezonem 2025.
Krótszy kontrakt, większe możliwości
W tym szaleństwie jest jednak metoda i nie chodzi tylko o czynnik ludzki oraz dalszą współpracę z Rossim.
Podpisując roczny kontrakt Bezzecchi idealnie wrócił do kontraktowego szeregu na karuzeli, która zatrzyma się po sezonie 2024 i na której dojdzie do bardzo wielu przetasowań. A kto wie, może nawet zajął w tym szeregu pole position. To właśnie wtedy kończą się kontrakty większości fabrycznych zawodników.
Gdyby był związany umową z Prima Pramac na 2025, Marco nie mógłby liczyć na awans do fabrycznej ekipy Ducati, albo totalną zmianę barw w momencie, w którym potencjalnie Marquez może odejść z Hondy, Quartararo z Yamahy, a Miller i Espargaro z KTM-a.
Moim zdaniem Marco zrobił więc świetny ruch. Tym bardziej że jako zawodnik nadal może jeszcze poprawić pewne aspekty, a w tym znacznie bardziej pomocy niż nowszy motocykl, będzie odpowiedni zespół ludzi wokół niego. W nowym środowisku mógłby się tylko pogubić, więc gra była niewarta świeczki, czy też potencjalnie kilku milionów euro.
W trakcie sezonu 2024 Bezzecchi będzie mógł się nie tylko wykazać i walczyć o więcej na 2025, ale też ocenić, czy Ducati faktycznie poważnie bierze go pod uwagę jako zawodnika swojej głównej ekipy.
Jeśli nie, będzie też mógł uważnie przyglądać się postępom Yamahy, a następnie płynnie, razem ze strukturą VR46, przesiąść się na M1-kę za dwa lata. Tak, wiem, dzisiaj taki pomysł wydaje się czystym szaleństwem, bo przecież nawet satelickie Desmosedici jest dużo bardziej konkurencyjne niż fabryczna Yamaha, ale kto wie, jak sytuacja zmieni się za rok czy dwa.
A wtedy Bezzecchi będzie na pole position, aby podjąć kolejną kluczową dla swojej przyszłości decyzję.
Kto na Ducati?
Pozostaje jednak pytanie, co teraz wydarzy się z miejscem, które zwolnił Zarco, a do którego przymierzany był Bezzecchi? Na polu walki pozostaje jeszcze Franco Morbidelli, który robi dokładnie coś odwrotnego i ucieka z Yamahy, aby przesiąść się na konkurencyjny motocykl.
Czy Valentino Rossi wykorzysta swoje wpływy i wywalczy w Ducati posadzenie Franco na najnowszym Ducati w barwach Pramac Racing? A może jednak Włoch wyląduje u boku Alexa Marqueza na rocznym Desmosedici w barwach Gresiniego?
Tak czy inaczej nadal mamy w tym przypadku jednego zawodnika i dwa wolne motocykle. Za kulisami aż huczy od plotek, jakoby Joan Mir próbował rozwiązać swój kontrakt z Repsol Hondą, zakończyć koszmar związany z jazdą RC213V i przesiąść się na Desmosedici.
Niektórzy sugerują nawet, że to samo próbuje zrobić Marc Marquez, podczas gdy do zastąpienia jednego z tej dwójki wyznaczony został już na 2024 Iker Lecuona, zastępujący obecnie kontuzjowanego Alexa Rinsa w ekipie LCR Honda (Rins za rok trafi na fabryczną Yamahę, a jego miejsce zajmie Zarco).
To jeszcze nie koniec. Mówi się także o tym, że KTM - któremu nie udało się zwiększyć liczby motocykli w stawce - mógłby chcieć na rok "wypożyczyć" któregoś ze swoich zawodników, aby zwolnić miejsce dla Pedro Acosty, albo… Marca Marqueza.
Austriacy cały czas kuszą Hiszpana, choć póki co nie mają za bardzo dla niego miejsca, a Marquez ewidentnie nie ma już cierpliwości do RC213V i japońskich inżynierów. Tutaj także możliwe są więc dramatyczne zwroty akcji.
Jak widać, jak na kontraktowy sezon ogórkowy (bo przecież największe nazwiska mają umowy na 2024) ostatnio za kulisami MotoGP w temacie transferów dzieje się wyjątkowo dużo.
Może się więc okazać, że Bezzecchi pozostający w Mooney VR46 wcale jest największą niespodzianką tegorocznego rynku kontraktowego. Czy będzie też jego największym zwycięzcą?
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze