KTM chce wystawić w MotoGP 5 zawodników na 4 motocyklach! Jak to zrobi?
Austriacka marka robiła wszystko, aby móc wystawić w przyszłym roku w MotoGP aż sześć motocykli, ale w piątek dostała od organizatorów wyraźne, czerwone światło. KTM ma jednak plan B, aby pomieścić pięciu swoich zawodników na czterech dostępnych maszynach. Czy w tym szaleństwie jest metoda?
Przypomnijmy: cała czwórka obecnych zawodników KTM-a, Brad Binder, Jack Miller, Pol Espargaro i Augusto Fernandez, ma kontrakty ważne także na sezon 2024. Pierwszy z nich w miniony weekend przedłużył swoją umowę aż do 2026 roku.
Kontraktem z Austriakami związany jest także Pedro Acosta, którego w przyszłym roku nie interesuje nic innego, poza awansem do MotoGP z Moto2. Jakby tego było mało, KTM - choć oficjalnie temu zaprzecza - cały czas próbuje ściągnąć w swoje szeregi Marca Marqueza już na przyszły sezon (a w najgorszym scenariuszu na 2025).
Taki scenariusz oznaczałby, że KTM potrzebowałby w przyszłym roku aż sześciu miejsc w stawce MotoGP, a dysponuje tylko czterema. Austriacy próbowali więc dostać od organizatorów zgodę na wprowadzenie nowego zespołu i awans struktury Akiego Ajo z Moto2 do królewskiej klasy. Dorna od dawna podkreśla jednak, że dwa miejsca zwolnione po wycofaniu się Suzuki mogą zostać przejęte tylko przez nowego producenta, typu Kawasaki lub BMW.
Żadna marka nie planuje jednak dołączenia czy powrotu do MotoGP, dlatego KTM zaproponował, że zgłosi zespół Ajo jako fabryczną ekipę Husgvarny. Ten sam manewr Austriacy zrobili przecież w tym roku z marką GasGas, choć jej motocykle w MotoGP to tak naprawdę KTM RC16 w czerwonych barwach.
Hiszpanie nie zgodzili się jednak na taki ruch, dlatego KTM próbował namówić zespoły prywatne, związane obecnie z innymi producentami, na zmianę barw. Wszystkie jednak odmówiły, bo mają kontrakty na sezon 2024, z których nie chcą, albo zwyczajnie nie mogą się wykręcić.
Tym sposobem drzwi do takiego rozwiązania pozostają szeroko otwarte i jest to bardzo możliwe, ale dopiero w 2025 roku. KTM ma więc problem, bo nawet pomijając próby ściągnięcia w swoje szeregi Marqueza, ma pięciu zawodników, a tylko cztery motocykle.
Kto odpadnie?
Jeszcze do niedawna wyglądało na to, że problem rozwiąże się sam, bo Pol Espargaro długo dochodził do zdrowia po złamaniu aż dziesięciu kości podczas Grand Prix Portugalii. Hiszpan wrócił jednak niedawno na tor, a w Austrii pokazał całkiem niezłe tempo, podkreślając jednocześnie, że w ogóle nie martwi się o kolejny sezon, bo ma przecież dwuletnią umowę.
Swojej przyszłości pewien nie był Fernandez, którego jednak w miniony weekend zapewniono podobno, że jego umowa zostanie uhonorowana. Binder jest oczywiście nie do ruszenia, bo przecież właśnie podpisał nowy, wieloletni kontrakt.
W tej układance potencjalnie zostaje tylko Miller, który owszem, miewa gorsze dni, ale nadal zajmuje wysokie, ósme miejsce w klasyfikacji generalnej, a do tego jako jedyny Australijczyk w stawce może z pewnością liczyć na spore wsparcie organizatorów MotoGP.
Co w takim razie zrobi z tym fantem KTM? Wygląda na to, że jeden z obecnych czterech zawodników zostanie w przyszłym roku zawodnikiem testowym i rezerwowym, z gwarancją aż sześciu startów z dzikimi kartami i zapewne nagrodą w postaci miejsca w stawce na sezon 2025.
Taka umowa byłaby bardzo kusząca zarówno dla Pola Espargaro, jak i Jacka Millera. Obaj potencjalnie najlepsze lata kariery mają już za sobą, ale nadal są szybcy, a przy tym dużo bardziej doświadczeni niż młody Fernandez.
Jednocześnie dla obu propozycja "nie do odrzucenia" pod tym tytułem; "albo spędzasz rok jako kierowca testowy i zostajesz z nami w MotoGP na lata 2025-2026, albo wylatujesz po 2024 jeśli się na to nie zgodzisz" w praktyce oznaczałaby koniec kariery w królewskiej kategorii.
KTM złożył podobno wniosek o zwiększenie limitu dzikich kart z trzech na sześć w sezonie, podkreślając jednocześnie, że niektórzy z obecnych kierowców testowych są po prostu za wolni i konieczne jest podniesienie pod tym względem poprzeczki. Nie jest to oczywiście przypadek.
Wszystko to idealnie wpisuje w scenariusz przyszłorocznego awansu Acosty do MotoGP na RC16. KTM doskonale zdaje sobie sprawę, że nie może wypuścić takiego talentu z rąk, nawet jeśli Hiszpan nie ma w tej chwili zbyt wielu alternatyw.
Swoją drogą dziwię się uporowi organizatorów MotoGP i ich niechęci względem dwóch dodatkowych motocykli w stawce. Podczas gdy nie widać końca zarówno dominacji Ducati, jak i problemów Hondy, perspektywa przesiadki Marca Marqueza na konkurencyjny motocykl byłaby świetną wiadomością dla całych mistrzostw i z pewności zelektryzowałaby kibiców.
Tym bardziej, że przynajmniej do 2026 roku nie ma co liczyć na pojawienie się jakiegokolwiek nowego producenta w stawce i trzymanie wolnych miejsc nie ma żadnego - może poza finansowym (bo Dorna sporo dopłaca do każdego prywatnego motocykla) - sensu.
W obliczu uporu organizatorów KTM nie ma jednak wyjścia i musi podjąć trudne, z pewnością wizerunkowo niepopularne decyzje. Jedyne, co szefowie austriackiej marki mają po swojej stronie, to czas. Wygląda na to, że dzięki kontraktom nie muszą decydować już dzisiaj i mogą poczekać jeszcze kilka tygodni.
Najbliższa przyszłość Millera, Espargaro i Fernandeza jest więc w tej chwili wyłącznie w ich rękach, a o przyszłorocznych roszadach rozstrzygną ich wyniki w najbliższych kilku Grand Prix.
Tutaj paradoksalnie w najgorszej sytuacji jest chyba Fernandez. O ile w przypadku dobrych wyników łatwo będzie zatrzymać go z zespole GasGas Tech 3, o tyle trudno wyobrazić go sobie w roli kierowcy testowego.
W przypadku braku wyników najbardziej możliwe wydaje się po prostu wykupienie jego kontraktu, czyli zapłacenie mu pełnego wynagrodzenia za sezon 2024 i zostawienie w domu. No chyba, że tempa zabraknie Espargaro. Albo Millerowi… i tak prognozować można bez końca.
Muszę przyznać, że nie chciałbym być w butach tego, kto podejmie decyzję o skreśleniu jednego z tej trójki. Z którego z nich Waszym zdaniem powinni zrezygnować Austriacy? A może z żadnego?
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze