MotoGP 2023 na półmetku. Kto jest największym przegranym? Nie Quartararo!
Już za tydzień motocykliści MotoGP wrócą do walki po wakacyjnej przerwie. Kto jest największym wygranym, a kto przegranym pierwszej połowy sezonu 2023?
Podobnie jak rok temu, także i tym razem wyścig w holenderskim Assen wyznaczył koniec pierwszej połowy zmagań, rozpoczynając długą, ponad miesięczną przerwę wakacyjną.
Dwanaście miesięcy temu sytuacja na czele tabeli MotoGP wyglądała wyjątkowo ciekawie. Prowadził w niej Francuz Fabio Quartararo, choć jak wiemy, to nie on wywalczył mistrzowski tytuł. Drugi był Aleix Espargaro, którego jednak zabrakło na ostatecznym podium po ostatnim wyścigu w Walencji.
To pokazuje, że także i w tym roku wiele jeszcze może się zmienić. Tym bardziej, że rok temu przerwa wakacyjna rozpoczynała się po jedenastu wyścigach, a zawodnikom zostało już tylko dziewięć startów. Tym razem za nami zaledwie osiem Grand Prix (choć z uwagi na sprinty, mamy za sobą już także 16 wyścigów), a do końca sezonu jeszcze aż dwanaście weekendów. Zmienić więc może się dużo więcej, szczególnie w obliczu wspomnianych już sprintów.
Nie zmienia to jednak faktu, że po pierwszej połowie sezonu możemy wyciągnąć sporo wniosków na temat dotychczasowych zwycięzców i przegranych. Zacznijmy więc od tych, którzy zawiedli na całej linii.
Na pierwszy ogień idzie Honda i cała czwórka jej podopiecznych, choć akurat Marc Marquez zasługuje na osobny akapit. Alex Rins wygrał co prawda wyścig w Austin, ale zarówno on, jak i jego były kolega z Suzuki, Joan Mir, kompletnie nie mogą odnaleźć się na RC213V, a japońscy inżynierowie nie są w stanie znaleźć rozwiązania ich problemów. Magicznym lekarstwem nie okazała się nawet nowa rama przygotowana przez niemieckiego Kalexa.
Mir zaliczył w tym roku chyba więcej wypadków niż przez całą swoją dotychczasową karierę, Rins wraca do zdrowia po poważnym złamaniu nogi, a Taaka Nakagami w ogóle nie liczy się w stawce. Jakby tego było mało, Hiszpanie otwarcie rozmawiają z konkurencją mimo ważnych kontraktów. Rins jest bliski przejścia do Yamahy. Mira łączy się z Ducati.
Światełkiem w tunelu wydają się przebłyski formy Marca Marqueza, ale nawet on nie był w stanie stanąć w tym roku na podium, jednocześnie opuszczając serię wyścigów z powodu kontuzji i otwarcie krytykując sytuację HRC. O jego zmianie barw także mówi się sporo.
Czy wszystko to sprawi, że Honda - podobnie jak Suzuki rok temu - będzie wolała zapłacić karę za wycofanie się z MotoGP przed końcem aktualnego kontraktu, zamiast znosić kolejne upokorzenia? Japończycy robili tak już w przeszłości, więc wcale nie wykluczałbym takiego scenariusza.
Innymi przegranymi, choć nie do końca z własnej winy, są Enea Bastianini i Miguel Oliveira. Pech obu zaczął się już w Portugalii. Bestii kontuzję zafundował Luca Marini, Oliveirze wspomniany już Marquez. Różnica polega na tym, że o ile ten drugi wrócił na tor dość sprawnie, ale nie pokazał zbyt wiele, Włoch musiał zrobić sobie długą przerwę.
Niby nie byłoby to problemem, gdyby nie fakt, że Bastianini nie może być pewien swojej przyszłości. Jego kontrakt z Ducati nie mówi bowiem wprost, w jakim zespole zobaczymy go za rok. W obliczu świetnej formy Jorge Martina i Marco Bezzecchiego, Enea ma przed sobą stresującą drugą połowę sezonu (choć moim zdaniem może być jedną z jej największych gwiazd!). Oliveira zresztą też, bo tylko jeden finisz w pierwszej piątce to wynik zdecydowanie poniżej oczekiwań.
Drugi na półmetku sezonu rok temu, Aleix Espargaro obecnie jest w tabeli dopiero ósmy, z tylko jednym finiszem na podium na koncie. Co prawda ma 21 punktów więcej niż zespołowy kolega, Maverick Vinales, ale to pewnie dla niego marne pocieszenie.
Z jednej strony Aprilia ma w tym roku sporo problemów, które nie są winą zawodników. Z drugiej niektórzy odnoszą wrażenie, że Aleix osiągnął swój "szczyt" właśnie rok temu i lepiej już nie będzie. Czy Hiszpan będzie jednak w stanie nas zaskoczyć?
Asa z rękawa musi wyciągnąć także Yamaha, która rok temu, na tym etapie sezonu, prowadziła w tabeli. Obecnie o walce o tytuł, czy nawet o zwycięstwa w pojedynczych wyścigach, nie ma jednak mowy. Fabio Quartararo w tabeli jest dopiero dziewiąty, z raptem jednym - nieco szczęśliwym - podium na koncie. Obawiam się, że będzie tylko gorzej, a nad Yamahą zbierają się te same chmury, co nad Hondą…
Zmieńmy jednak ton na trochę bardziej pozytywny i skupmy się na tych, którzy zamiast rozczarowywać, imponują. Zdecydowanie jednym z największych wygranych pierwszej połowy sezonu jest ktoś, kogo wielu już nie spodziewało się zobaczyć na starcie.
KTM był w stanie namówić na dziką kartę Daniego Pedrosę, który zaimponował tempem i wynikiem w Jerez de la Frontera. Na tym nie koniec dobrych wieści. Po wakacyjnej przerwie Hiszpana ponownie zobaczymy na torze. Czy powalczy o podium?
Na uznanie zasługuje nie tylko Dani, ale cały KTM. Co prawda Austriacy nie są takim zagrożeniem dla Ducati, jakby chcieliby być na tym etapie, ale jednak nie zmienia to faktu, że są dla Włochów głównym rywalem. Patrząc na ich nieco nierówną formę w ostatnich latach trzeba przyznać, że w tym sezonie uniknęli sinusoidy, zrobili postępy i mają zdecydowanie najrówniejszy fabryczny duet. Brawo!
Na tym niestety koniec pochwał dla konkurencji, bo reszta "wygranych" to już wyłącznie zawodnicy Ducati. Alex Marquez solidnie odbudował się po fatalnych latach na Hondzie i po przesiadce na Desmosedici zrobił wyraźne postępy, choć nadal popełnia błędy i momentami brakuje mu tempa. Ciekawie będzie obserwować go w drugiej połowie sezonu.
Na finiszu bez niespodzianek. Marco Bezzecchi wyrósł nieco niespodziewanie na jednego z głównych rywali obrońcy tytułu, jeżdżąc zaskakująco powtarzalnie, ale na tym etapie tego już od niego oczekujemy. Jorge Martin po fatalnym początku roku odpalił wrotki podczas trzeciej rundy sezonu i od tego czasu nie znika z czołówki.
Nawet oni nie są jednak w stanie powstrzymać lidera tabeli. Pecco Bagnaia ma aż 35 punktów przewagi nad Martinem, 36 nad Bezzecchim i aż 80 nad Binderem. Czy to oznacza, że tytuł ma już w kieszeni? Patrząc na jego obecną formę, trudno w to wątpić.
Z drugiej strony pamiętajmy, że rok temu po Assen Włoch tracił do Quartararo aż 93 punkty (choć to akurat argument na jego korzyść), więc wszystko jeszcze może się zdarzyć. No, może prawie wszystko; bo przełomu w Hondzie i Yamasze niestety nie ma się co spodziewać…
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzeWłaśnie ze względu na brak możliwego przełomu dla Hondy i Yamahy nie ma co się spodziewać że nagle role się odwrócą i Quartararo zrobi to samo co przed rokiem Bagnaia. Francuz ma koniec końców ...
Odpowiedz