Słodko-gorzki Dakar 2015
W miniony weekend zakończył się Dakar 2015. Choć emocjonowaliśmy się tym wydarzeniem dzień po dniu, tegoroczny Dakar był na swój sposób zupełnie standardowy. Podobnie jak w poprzednich edycjach było ciężko, niebezpiecznie i nieprzewidywalnie. Sukcesy mieszały się z porażkami, dla nas Polaków, rozrzut emocji był jeszcze większy. Imprezę rozpoczęliśmy od porażek i ogromnej tragedii, a zakończyliśmy ją historycznym sukcesem. Jak zatem podsumować Dakar 2015?
Starcie tytanów
Motocykle i quady to w sposób oczywisty najbliższe nam i najbardziej interesujące nas kategorie. W przypadku rywalizacji motocyklistów omal nie doczekaliśmy się sensacyjnych rozstrzygnięć. Choć w Rajdzie wystartować może dowolny producent motocykli, od roku 2001 w przypadku jednośladów rządzi i dzieli KTM. Austriacy 14 lat temu rozpoczęli triumfalny pochód z modelem KTM 660 LC4 Adventure, później oznaczonym jako 690 Rally (z „przerwą” w 2002 na zwycięstwo modelu LC8 950R dosiadanego przez Meoniego), aby w roku 2010 rzucić do akcji model 450 Rally, który w roku 2014 został zbudowany całkowicie od nowa i wygrał kolejne dwie edycje rajdu w latach 2014 i teraz w 2015. Pomarańczowi udowodnili, że potrafią wygrywać na wszystkim, co przywiozą na pustynię. Byli i pozostają niepokonani w Afryce i w Ameryce Południowej. Niezależnie od tego czy motocykle mają dwa, czy jeden cylinder, niezależnie od tego jak zmienia się regulamin techniczny – ostatecznie to zawodnik dosiadający KTMa staje na najwyższym stopniu podium.
Czternaście lat z rzędu na szczycie podium to nie przypadek. Nauka, jaka płynie z sukcesów KTMa dla innych zespołów jest dosyć oczywista. Jeśli myślisz o zwycięstwie w Dakarze musisz mieć najlepszych zawodników, najlepszy motocykl, najlepszy zespół i do tego musisz wyasygnować na udział w imprezie odpowiedni budżet. Wiedzę tą w ostatnim czasie najlepiej przyswoiła sobie Honda, która oficjalnie wróciła do rywalizacji w rajdzie Dakar w edycji 2013 i z roku na rok osiąga coraz lepsze rezultaty. Przez ostatnie dwa lata Honda HRC dopracowała swoją CRF450 Rally intensywnie testując ją w imprezach rajdowych cyklu FIM Cross Country. Dość powiedzieć, że w ubiegłym roku w klasyfikacji generalnej Paulo Goncalves, Joan Barreda i Helder Rodrigues, zajęli odpowiednio drugie, trzecie i czwarte miejsca. Wszyscy rzecz jasna na Hondach.
Choć w tym roku ponownie wygrał KTM, szczególne brawa należą się właśnie zawodnikom Hondy. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że przez całą imprezę trzymali znakomite tempo, jadąc równie szybko, jeśli nie szybciej, niż czołówka jeźdźców na KTMach. Na półmetku imprezy wszyscy zawodnicy dosiadający maszyn spod znaku Wielkiego Skrzydła byli w ścisłej czołówce, a Joan Barreda zajmował miejsce lidera. Niestety po przerwie, w trakcie ósmego etapu ekipa Hondy stanęła w obliczu katastrofy. Przejazd przez wielkie, wyschnięte jezioro Salar de Uyuni w deszczowej pogodzie nie okazał się najlepszym pomysłem. Sól bardzo szybko zaczęła osadzać się na motocyklach i quadach, wżerając się w każdą ich część i siejąc spustoszenie w elektryce i elektronice pojazdów. Ofiarami tej sytuacji padli Barreda i Rodriguez, którzy w jednej chwili stracili szanse na wygraną w rajdzie. Z motocyklami tego dnia męczyli się także Jordi Villadoms, Alessandro Botturi, Matthias Walkner czy Michael Metge, ale również Jakub Piątek. Jordi Viladoms nie zdołał naprawić swojego motocykla i dla niego etap ósmy oznacza koniec Dakaru. Również debiutujący w rajdzie Polak długo walczył z awarią, ale ostatecznie z trasy musiał zabrać go śmigłowiec.
Zawodnicy Hondy ujęli nas jednak wspaniałą pracą zespołową. Holowali się gdy zachodziła taka potrzeba, wymieniali się częściami z własnych motocykli gdy po etapie maratońskimi nie mogli skorzystać z pomocy swoich zespołów. Do tego ani na chwilę nie tracili hartu ducha wygrywając kolejne odcinki. Joan Barreda wygrał 4 etapy, a Helder Rodrigues dwa kolejne. Niestety nie wystarczyło to do zwycięstwa.
Nie takie łatwe zwycięstwo Comy
Marc Coma wygrał „zaledwie” jeden etap (piąty) tegorocznego Dakaru. Mimo tego właśnie z uwagi na świetny motocykl oraz znakomity zespół wyszedł obronną ręką ze wszystkich problematycznych sytuacji. Nie zapominajmy, że Coma to tytan Dakaru. Wygrał tą imprezę pięciokrotnie, co znaczy że musi być znakomitym jeźdźcem, świetnym nawigatorem oraz nieprzeciętnie dobrym sportowcem, który potrafi rozłożyć siły i motywację na dwa tygodnie morderczej rywalizacji. Mimo to suche liczby mówią za siebie. W styczniu 2014 na mecie rajdu Coma miał blisko dwie godziny przewagi nad rodakiem Jordi Viladomsem, również dosiadającym KTMa. Tymczasem w tym roku Paulo Goncalves był po dwóch tygodniach ścigania wolniejszy na mecie od Comy o 16 minut i 43 sekundy, tyle że… Portugalczyk otrzymał od sędziów 17 minut kary.
Na tle wspaniałego starcia zawodników Hondy i KTMa udział w rywalizacji pozostałych producentów wyglądał blado. Za sterami Yamahy pojawili się Olivier Pain, który bardzo dobrze radził sobie w ubiegłorocznym Dakarze, Michael Metge oraz doświadczony ex-zawodnik Mistrzostw Świata Enduro Alessandro Botturi. Nowy motocykl, do gruntu przebudowany i rozwijany pod okiem Cyrila Despresa rodził duże nadzieje. W tym roku Pain dojechał jako najlepszy zawodnik Yamahy na dopiero 10 pozycji. Fabryczne zespoły Sherco i GasGasa również nie zagroziły nawet na nanosekundę pozycji KTMa i Hondy.
Dramat Polaków
Niestety, Polakom rywalizacja motocyklistów zapadnie najbardziej w pamięci poprzez stratę na trzecim etapie imprezy Michała Hernika. Po śmierci przyjaciela z imprezy wycofał się Paweł Stasiaczek. Po drugim etapie z rywali odpadł też Maciej Berdysz. Honda Polaka uległa awarii już na początku rajdu. Usterka była na tyle poważna, że motocyklista nie był w stanie sobie poradzić z nią samodzielnie. Kuba Piątek zmuszony był wycofać się po ósmym etapie, gdy woda wyschniętego jeziora Salar de Uyuni ostatecznie pokonała jego motocykl.
Marek Dąbrowski i Kuba Przygoński odbierając swoje medale przyznawane za ukończenie rajdu zdecydowali się na specjalne dedykacje.
Swój medal chciałbym zadedykować Michałowi Hernikowi, który zmarł realizując swoją pasję. Żałuję, że nie mogę dać nic więcej, niż ten medal, symbolizujący cały trud, jaki włożyłem, aby przejechać te 9000 kilometrów – powiedział Kuba Przygoński.
Ja zaś swój medal dedykuję Kubie Czachorowi. (Kuba Czachor, syn Jacka Czachora zmarł na kilka dni przed rozpoczęciem Dakaru. Jacek Czachor wycofał się wtedy z imprezy – przyp. red.) Jestem też myślami z Jego rodziną, moimi przyjaciółmi – dodał Marek Dąbrowski.
Kuba Przygoński zakończył Dakar na 18 miejscu ze stratą 6 godzin i 21 minut do Comy. To oczywiście mocno rozczarowujący wynik rajdu dla utalentowanego zawodnika, który startował z numerem startowym 8 i który w ubiegłym roku zajął 6. pozycję. Nie zapominajmy jednak, że Kuba w ubiegłym roku musiał wyleczyć poważną kontuzję kręgosłupa, ponadto ciężka atmosfera w obozie Polaków z pewnością nie pomagała…
Rafał Sonik Superstar
Rafał Sonik przez siedem lat próbował wspiąć się na dakarowy szczyt i w końcu mu się udało. Po tym jak na trzy etapy przed metą z rywalizacji odpadli najgroźniejsi rywale Rafała – Ignacio Casale i Sergio Lafuente, Polak mógł pozwolić sobie na odrobinę luzu i na ostatnim oesie nie było już potrzeby się spieszyć. Rafał Sonik miał trzy godziny przewagi nad drugim w klasyfikacji Argentyńczykiem.
Pracowałem na ten sukces siedem lat i ani przez chwilę nie zwątpiłem, że może się nie udać. W zwycięstwo wierzył cały mój zespół, moja rodzina i przyjaciele. Dziękuję im, że wspierali mnie w tej długiej wspinaczce na szczyt. Dedykuję tę wygraną tym, którzy marzą o Dakarze, mają pasję i starają się ją ze wszystkich sił realizować. Również tym, którzy do mety nie dojechali… - mówił na mecie świeżo upieczony zwycięzca Rajdu Dakar.
Realizacja marzeń wymaga gigantycznych poświęceń. Na tym rajdzie, a także przed nim zdarzyły się sytuacje tragiczne, które w szczególności dotknęły nas, Polaków. Zwyciężam z pełną świadomością tego co się stało, mając Kubę i Michała w sercu – kontynuował Sonik.
Krakowianin zwrócił również uwagę na jeszcze jedną, ważną składową tegorocznych zmagań.
Największym szczęściem jest to, że na mecie zgromadzili się quadowcy i wspólnie dziękowaliśmy sobie za uczciwą rywalizację. Za fair play. Stało się tak po raz pierwszy odkąd wystartowałem w Dakarze. Po raz pierwszy nasza walka była zupełnie czysta – zaznaczył.
Rafał Sonik jest pierwszym Polakiem, który wygrał Rajd Dakar. Wcześniej na najwyższym stopniu podium stanął również Dariusz Rodewald – mechanik pokładowy z holenderskiego Iveco Gerarda de Rooya, jednak kapitan Poland National Team jest pierwszym, który dokonał tego jako rajdowiec.
W swojej karierze Rafał Sonik stał na dakarowym podium już trzy razy. W 2009 i 2013 zajął 3. miejsce, a przed rokiem wspiął się na drugi stopień podium. Na koncie ma również trzy Puchary Świata FIM w cross-country oraz sześć tytułów mistrza Polski. Brawo panie Rafale!
Kasa, kasa, kasa?
Czy Dakar jest rzeczywiście wyścigiem budżetów i sportową emeryturą dla tych, którzy są zbyt wolni do rywalizacji z młodszymi? Takie uszczypliwości da się słyszeć często z ust przeciwników imprezy. Naszym zdaniem Dakar to bardzo specyficzna impreza i nie da się jej podsumować jednym zdaniem.
Tak, rzeczywiście – szanse na wygranie Dakaru bez ogromnego budżetu są bliskie zeru. Pieniądze potrzebne są na zbudowanie zespołu, na przygotowanie pojazdu, na zdobywanie doświadczenia w imprezach takich jak FIM Cross Country. Oczywiście amatorzy również mogą spróbować swoich sił, ale jest to piekielnie trudne i wielu z nich kończy tak, jak Maciej Berdysz. Dość powiedzieć, że tegoroczny rajd ukończyło 79 ze 168 startujących motocyklistów oraz 67 ze 144 samochodów, czyli znacznie mniej, niż połowa stawki.
Z drugiej jednak strony, gdy porównywalny jest sprzęt i zaplecze, na plan pierwszy wychodzą doświadczenie i umiejętności. Znakomitą tego ilustracją jest tutaj walka Rafała Sonika, który prowadził w generalce nawet wtedy, gdy Casale i Lafuenta jechali najszybciej jak potrafili. Samo dojechanie do mety unikając kontuzji, albo zniszczenia sprzętu wymaga także znakomitego przygotowania kondycyjnego i mentalnego. Tych wszystkich rzeczy nie da się kupić za pieniądze, trzeba je wykuć ciężką pracą.
Taki właśnie był dla nas tegoroczny Dakar. Ogromny smutek i ogromna radość. Wszystko to na przestrzeni zaledwie dwóch tygodni. Jak to się mówi - pierwszy dzień po zakończeniu Dakaru jest pierwszym dniem przygotowań do kolejnego Rajdu.
Trasa rajdu Dakar 2015 przebiegała przez terytorium trzech państw: Argentyny, Boliwii i Chile. Rajd ruszył 4 stycznia z Buenos Aires, by po sześciu dniach dotrzeć do najbardziej wysuniętego na północ punktu trasy – Iquique w Chile. Stamtąd rajdowcy ruszyli do Boliwii, gdzie rywalizacja odbyła się na solnym płaskowyżu położonym na wysokości powyżej 3,5 tysiąca m n.p.m., a następnie powrócili na terytorium Chile, by przebić się przez wysokogórskie pasmo Andów z powrotem do Argentyny. Rajd zakończył się po 14 wyczerpujących etapach, 17 stycznia w Buenos Aires. Łącznie motocykliści pokonali 9295 kilometrów (OS-y 4752 km), a samochody 9111 kilometrów (OS-y 4578 km).
Relacje z rywalizacji w tegorocznym Dakarze możecie prześledzić ponownie na stronach Ścigacz.pl TUTAJ.
Komentarze 4
Pokaż wszystkie komentarze\"woda wyschniętego jeziora ... pokonała jego motocykl\"
OdpowiedzGratuluję Lovtza - świetnie napisany artykuł. Osiągnięcia Polaków niezmiernie cieszą! Pozdrawiam
OdpowiedzGratuluję Lovtza - świetnie napisany artykuł. Osiągnięcia Polaków niezmiernie cieszą! Pozdrawiam
OdpowiedzDakar 2016 to ..oficjalne info o tym że organizator przychylił się do apelu ONZ i postanowił oficjalnie zakończyć ten proceder narażania życia zawodników ... THE END
Odpowiedz