Pojezierze Łęczyńsko-Włodawskie i Wyżyna Lubelska. Co warto zobaczyć? (TPM #33)
Trasa motocyklowa: Uchanie-Wola Uhruska-Zbereże-Sobibór-Włodawa-Sosnowica-Cyców-Chełm-Kraśniczyn-Wojsławice-Uchanie (łącznie około 250 km)
Kiedy ma się znakomitą "metę" noclegową i do tego świadomość, że zwiedzane rejony pełne są niezwykle interesujących obiektów, zarówno architektonicznych jak i związanych z martyrologią narodu polskiego, a jednocześnie na ogół poruszamy się po dobrych i pustawych drogach, to na cóż lepszego może liczyć turysta motocyklowy zwiedzający nasz kraj? Na dodatek w sezonie letnim te rejony mienią się barwami ciemnozielonych pól kukurydzy i buraków cukrowych, żółto-brązowych talerzy słoneczników i płowo-żółtych pól pszenicznych. Ba, co jakiś czas mijamy też zawieszone na wysokich słupach chmielowe zagajniki. Oczywiście przemykamy też przez ocieniające drogi lasy i zielone pola, często przecinane przez strużki wodne i stawy hodowlane.
Znalezienie sobie bazy wypadowej, czy to w Hrubieszowie, czy Zamościu, albo w Krasnymstawie, nie jest żadnym problemem, ale ja mam sprawdzone lokum w Uchani. Tutaj bowiem pracuje na parafii, przy tutejszym przepięknym architektonicznie i wyposażonym w przebogate wnętrza kościele z XVI w., mój motocyklowy kumpel, czyli ksiądz Karol. Człowiek, który zjeździł całe Bałkany. Korzystając z tego, że miał wolniejszy dzień, wybraliśmy się na przejażdżkę po okolicy, którą zresztą zna "na blaszkę" i w wielu miejscach pokazywał mi rozmaite perełki.
Olej słonecznikowy jeszcze dojrzewa
Z Uchań skierowaliśmy się na Chełm, ale nie dojeżdżając do niego odbiliśmy na Wolę Uhruską. Kilka kilometrów za nią w stronę Włodawy jest wioseczka Zbereże. Przy drodze, między drzewkami, na starannie skoszonej łączce, stoi ceglana kapliczka poświęcona padłemu tutaj w walce z UBowską obławą Edwardowi Taraszkiewiczowi "Żelaznemu". Przechowywany, wraz trzema żołnierzami WiNu, w domu rodziny Kaszczuków, został namierzony przez aparat bezpieczeństwa i trzech z nich poległo w walce, a czwarty dostawszy się w łapy bezpieki, został zamordowany. Dowodzący operacją oficer NKWD, Iwan (Jan) Wołkow (syn Arona) osobiście zamordował małżeństwo Kaszczuków, mimo że nie brali udziału w walce. Bandzior ten dokonał żywota, niezbyt niepokojony już w Polsce po 90 roku. Obok postawionej w 1991 r kapliczki był, od dawna, kamienny obelisk ku chwale "utrwalaczy władzy ludowej". Nie niszcząc tego kamienia przyczepiono do niego porządną tablicę informującą o "Żelaznym". Wzorców takiego postępowania możemy w naszej kulturze i historii znaleźć bardzo wiele. Jako ciekawostkę przypomnę, że po zajęciu przez Turków Kamieńca Podolskiego w 1672 r., kościół został zamieniony na meczet, a Turcy dostawili wyniosły minaret. Po odzyskaniu Kamieńca przez Rzeczpospolitą w 1699 r, minaretu nie zburzono, przywracając kościołowi jego pierwotne funkcje, natomiast na czubku minaretu zainstalowano figurę Matki Boskiej.
Przed kapliczką w Zbereżu poświęconą "Żelaznemu" (Edwardowi Taraszkiewiczowi)
Kamień upamiętniający miejsce śmierci bohatera o wolną Polskę
Ze Zbereża dalej kierując się na Włodawę, dostrzegamy odjazd w lewo do obozu śmierci w Sobiborze. Jadąc przez ostępy leśne Sobiborskiego Parku Krajobrazowego docieramy do linii kolejowej, przy której był peron stacyjny, na którym "wysadzano" z wagonów Żydów do znajdującego się tuż obok obozu śmierci. Nie było tutaj mowy o żadnym "przemysłowym" wykorzystaniu ludzi. Było to prowadzona z niemiecką starannością i "porządkiem" akcja "ostatecznego rozwiązania" kwestii żydowskiej na ziemiach polskich, okupowanych przez Niemców. Pod tym określeniem kryło się ludobójstwo, jakie ze szczególnym nasileniem prowadzili Niemcy w stosunku do Żydów z rozmaitych podbitych krajów, głównie w latach 1941-44. Stoi tu teraz obszerne muzeum. Co prawda nie mieliśmy tym razem czasu go zwiedzić, ale myślę, że ilość "pamiątek" nie może być wielka ze względu na metodyczność niszczenia śladów zbrodni przez niemieckich ludobójców.
Muzeum obozu śmierci w Sobiborze
Po dotarciu do pobliskiej Włodawy zalegniemy tutaj trochę dłużej. Rzuciwszy okiem na wspaniały barokowy kościół, ciekawą cerkiew i synagogę mieszczącą Muzeum Łęczyńsko-Włodawskie, zatrzymamy się na parkingu przy obszernym rynku, w którego centrum stoją stare, ale ciągle odnawiane kramnice. Miasto i rynek wyglądają zupełnie inaczej, niż za czasów "ustroju słusznie minionego". Wtedy ogromna większość prowincjonalnych miasteczek to był obraz nędzy i rozpaczy. Rozpadające się, obłażące z tynku budynki, powybijane chodniki i jezdnie. O sklepach i ich zawartości nawet nie ma co wspominać. Teraz to wszystko jest na poziomie co najmniej europejskim i nie ma żadnego wstydu, aby to pokazywać najwybredniejszym turystom z tak zwanego "zachodu". Obszedłszy rynek z jego wodotryskami, ruszamy dalej w stronę poleskich mokradeł i chaszczy. Via Adampol dojeżdżamy do Sosnowicy.
Wspaniały barokowy kościół św. Ludwika we Włodawie
W tej synagodze mieści się obecnie Muzeum Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego oraz niezwykle ciekawe judaika
Włodawa mieni się miastem trzech byłych kultur a ponieważ mój towarzysz podróży jest katolickim księdzem więc uzupełnia tego mnich w białym habicie
Autor znowu "leje wodę" tym razem na rynku we Włodawie. W tle zegar słoneczny
"PanMarek" - Pasjonat opery, gór i motocykli + dobra czysta wódeczka (na zgłuszenie). |
Po drodze tylko rzucamy okiem na unicką drewnianą cerkiew w Holi. Natomiast w Sosnowicy podjeżdżamy do leśnego zakątku, w którym Tadeusz Kościuszko, jeszcze jako młody absolwent Szkoły Rycerskiej, umizgiwał się (z wzajemnością), wykorzystując funkcję korepetytora, do Ludwiki Sosnowskiej, córki hetmańskiej. Co prawda hetman wspomagał biednego, nie mającego przydziału do wojska, oficera ale... "nie dla psa kiełbasa, nie dla kota spyrka" i córki za żonę absolutnie dać nie chciał. A przecież gdyby nasz bohater narodowy, dobrze się wżeniwszy, osiadł na gospodarstwie, stając się hreczkosiejem, to czyim imieniem byśmy nazywali ulice, place, szkoły, oddziały wojskowe, samoloty, statki itp. itd. Został więc bohaterem nie tylko Polski i Polaków, ale i za Atlantykiem zostawił po sobie pamięć, fortyfikacje i... pieniądze na wykup Murzynów, których zresztą posiadał jako niewolników ich pierwszy prezydent, czyli Jerzy Waszyngton. Tutaj rodzi się konstatacja, ilu byśmy mieli w historii bohaterów narodowych, gdyby ich wcześniej co zapobiegliwsze białogłowy nie zagospodarowały jako mężów i wytwórców Produktu Narodowego. No właśnie a propos bohaterów, to w następnej miejscowości, do której dojedziemy jadąc otuliną Poleskiego PK, czyli w Cycowie, natkniemy się na konny posąg ułana, który z pochyloną lancą szarżuje na wroga. Koń, jak na mój gust, bo wiedzy to mam jeszcze mniej, wydaje mi się jakiś grubokopytny. Obok, na szkolnej elewacji, jest też fresk przedstawiający oddział ułanów. W tym rejonie w czasie wojny z "czerwoną zarazą" w 1920 nasi ułani zwarli się z oddziałami Siemiona Budionnego. Zresztą zarówno tu, jak i koło Zamościa (Komarów), całkiem dobrze im poszło z przeciwnikami z KonArmii.
W tym parku, w Sosnowicy wzdychali do siebie Ludwika Sosnowska i Tadeusz Kościuszko
Pozostałości po hetmańskim pałacu w Sosnowicy
Szarżujący ułan w Cycowie to pomnik na pamiątkę bitwy z bolszewikami w 1920 r.
Z Cycowa kierujemy się na Chełm. Jest to położone na kredowym wzgórzu miasto o wielu ciekawych zabytkach. Tym razem jednak potraktujemy je tylko przejezdnie, kierując się na Kraśniczyn, Zamość. Jednak zaraz za miastem, za podszeptem księżowskim, zobaczywszy spory baner, skręcamy na obszerny podwórzec i parkujemy przed sklepem sprzedającym wyroby tutejszego browaru "Jagiełło". Zaopatrzywszy się ruszamy dalej przez pofałdowane tereny Wyżyny Lubelskiej. Docieramy do Kraśniczyna, a potem już kierujemy się na plebanię w Uchani. Jeszcze tylko zatrzymujemy się przed rozległym, ale kształtnym ratuszem w Wojsławicach. Obok wznosi się też niezwykle szlachetny kościół. Są tutaj też jakieś szlaki turystyczne, wiodące śladami rycerza Wojsława. Ale kto to był i kiedy, tego w żaden sposób nie mogłem dociec, zwłaszcza widząc na tablicy jego figurę jako husarza, a potem oglądając posągi średniowiecznego woja na obrzeżach wsi, tuż przy szosie. Zresztą imię wskazywałoby na średniowieczne pochodzenie, ale...
Na południe od Chełma można w tym browarze nabyć świetne piwko wspomagające wieczorne pogaduszki
Wojsławice. Niezwykle okazałym ratuszem szczycie się niewielkie miasteczko które wzięło swą nazwę od rycerza Wojsława
W tym renesansowym kościele z XVI w znajdują się wspaniałe nagrobki rodu Uchańskich
A potem już tylko wspomnienia i plany, które snuje się siorbiąc, faktycznie bardzo smakowite piwko z Regionalnego Browaru Rodzinnego.
PS. Ksiądz Karol zwrócił mi uwagę, że na Lubelszczyźnie istnieją takie miejscowości jak Nielisz i Cyców. Hm, hm.
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze