Napiêcie w Ducati przez sezonem 2024 MotoGP. Ta bomba musi wybuchn±æ
Wydawać by się mogło, że nie może być lepiej. Ducati ma najwięcej, do tego najlepszych, motocykli w stawce MotoGP. W tym roku zawodnicy dosiadający modelu Desmosecidi wygrali 17 z 20 niedzielnych wyścigów i zajęli trzy pierwsze miejsca w klasyfikacji generalnej. Stare powiedzenie mówi jednak, że "co za dużo, to niezdrowo" i wygląda na to, że szefowie włoskiej marki mogą dość boleśnie przekonać się o tym w nadchodzącym roku. Dlaczego mogą paść ofiarą własnego sukcesu?
Po pierwsze sezon 2024 będzie najprawdopodobniej ostatnim, podczas którego w stawce MotoGP zobaczymy aż osiem motocykli Ducati. Ekipa Valentino Rossiego szykuje się już podobno do przesiadki na maszyny Yamahy i to akurat bardzo dobra wiadomość, bo nikt nie chce oglądać dominacji jednej marki, niezależnie od klasy i serii wyścigowej.
To jednak dopiero początek. Nawet jeśli z dalszych rozważań wyłączymy Marco Bezzecchiego, któremu niekoniecznie przesiadka na mało konkurencyjną M1-kę musi być na rękę, to Ducati i tak będzie miało spory problem. Wszystko przez kumulację talentu w garażach zespołów włoskiej marki.
Martin vs Bestia, część 3, z gościnną rolą Pecco
W fabrycznej ekipie niekwestionowanym - przynajmniej póki co - liderem jest obrońca tytułu i dwukrotny mistrz królewskiej kategorii, Pecco Bagnaia. Po drugiej stronie garażu ostatnią szansę ma z kolei Enea Bastianini. Ducati dało mu drugą szansę po przepełnionym kontuzjami sezonie 2023, ale oczekuje jednocześnie, że "Bestia" mocno podniesie poprzeczkę.
Tym bardziej, że na jego miejsce dość otwarcie czai się Jorge Martin, który był zdeterminowany, aby za wszelką cenę trafić do fabrycznej ekipy już w przyszłym roku. Do tego stopnia, że na wtorkowe testy po Grand Prix Walencji miał nawet gotowy dodatkowy, czarny kombinezon. Martin mówi wprost, że obok mistrzowskiego tytułu, awans do fabrycznej ekipy do jego główny cel na kolejny rok.
Trzeba pamiętać, że Jorge musiał obejść się smakiem już rok temu, kiedy Ducati awansowało do fabrycznej ekipy właśnie Bastianiniego, a nie jego. Hiszpan chyba nie pogodziłby się z taką decyzją kolejny raz i jeśli utrzyma formę, Włosi będą musieli zrobić wszystko, aby utrzymać go w swoich szeregach. Oferta na kolejny sezon w barwach Pramac Racing raczej jednak nie wystarczy.
Dobra wiadomość dla Ducati jest taka, że mimo teoretycznej utraty dwóch motocykli, Włosi powinni mieć większe pole manewru. Po pierwsze dlatego, że Bastianini nie może już liczyć na koło ratunkowe, nawet jeśli nie wywalczyłby wyników z powodu ewentualnej, kolejnej kontuzji. Po drugie dlatego, że pod koniec sezon 2024 kończy się także kontrakt Pecco.
Oczywiście trudno sobie wyobrazić, żeby Ducati zrezygnowało z zawodnika, który wywalczył dla nich właśnie dwa tytuły, ale gdyby z jakiegoś powodu zaliczył bardzo słaby sezon, a jego rywale wyjątkowo błyszczeli, wcale nie wykluczałbym powrotu do ekipy Pramac lub zmiany producenta. To mało prawdopodobne, ale moim zdaniem wcale nie niemożliwe.
Marc Marquez czarnym koniem?
Tym bardziej, że na horyzoncie pojawił się gość, który moim zdaniem bardzo mocno w nadchodzącym sezonie namiesza, czyli Marc Marquez. Hiszpan pokazał podczas swojego pierwszego dnia na Ducati bardzo konkurencyjne tempo i nie mam wątpliwości, że będzie w przyszłym roku walczył o tytuł. Ducati dolało z kolei oliwy do ognia przyznając, że awans Marqueza do fabrycznej ekipy w 2025 roku wcale nie jest wykluczony. Nie ma się co oszukiwać, takie słowa to nie lada cios dla Martina i Bastianiniego.
Dziś taki transfer wydaje się mało prawdopodobny. W ostatnich miesiącach dużo mówiło się o tym, że Marc spędzi na Ducati tylko jeden sezon i na rok 2025 albo wróci do Repsol Hondy, albo przesiądzie się na fabryczny motocykl marki KTM. Patrząc na to, co dzieje się w HRC, może się okazać, że powrót Marca na RC213V okaże się jednak niemożliwy. Dlaczego?
Scenariusz najbardziej oczywisty; Honda nie zrobi postępów i nie będzie sensu na nią wracać, lub mniej oczywisty; Luca Marini razem z Davide Brivio okopią się w Repsol Hondzie na tyle mocno, że Marquezowi trudno będzie tam wrócić. Szczególnie jeśli inżynierowie zrobiliby postępy, a Joan Mir postanowił wcześnie przedłużyć umowę.
W takiej sytuacji zawsze możliwa jest jednak przesiadka na motocykl marki KTM, ale tutaj także pojawia się haczyk. Aż do końca sezonu 2025 kontrakt z fabryczną ekipą ma Brad Binder. Jeśli utrzyma formę, będzie w zespole nie do ruszenia.
Z kolei na drugie miejsce, obecnie zajmowane przez rozczarowującego nieco Jacka Millera, mocno czai się Pedro Acosta. Młody Hiszpan jest przyszłością marki KTM, która zrobi wszystko, aby utrzymać go w swoich szeregach. Jeśli więc Pedro pokaże dobre tempo na początku sezonu 2024, bardzo szybko zgarnie miejsce obok Bindera na kolejny rok.
W takiej sytuacji Marquezowi pozostanie więc tylko pozostanie w szeregach Ducati, ale Hiszpanowi z pewnością także nie wystarczy posada w ekipie drugiej kategorii.
Ta bomba musi wybuchnąć
Oczywiście ostatecznie wszystko sprowadzi się do tego, kto osiągnie lepsze wyniki, ale nie oszukujmy się; mamy czterech zawodników z potencjałem walki o tytuł mistrza świata i tylko dwa miejsca w głównym, fabrycznym zespole. Ta bomba musi wybuchnąć.
Chociażby dlatego, że w pewnym momencie każdy z tej czwórki zacznie przekładać własny interes nad interes Ducati, a to może oznaczać bardzo intensywną i potencjalnie kontrowersyjną końcówkę sezonu 2024. Pamiętacie, jak rok temu w Malezji Bastianini naciskał Bagnaię, choć zupełnie nie miało to sensu? Teraz pomóżcie to przez dwa i może zrobić się naprawdę gorąco.
Póki co szefostwo Ducati ma z pewnością poczucie, że to ono rozdaje karty i trzyma wszystkie asy, ale obawiam się, że w pewnym momencie wszystkie te króliki uciekną z kapelusza i zrobią nie lada zadymę. Nie mam jednak nic przeciwko, bo im więcej emocji (i kontrowersji) tym lepiej dla widowiska.
Co zrobi Ducati, jeśli tytuł w sezonie 2024 wywalczy Marquez przed Martinem, a Bagnaia i Bastianini zostaną wyraźnie z tyłu? Czy Włosi będą w stanie przeciągać decyzję do końca roku, jeśli na półmetku cała czwórka będzie w tabeli bardzo ściśnięta? Czy zamieszanie spróbuje wykorzystać konkurencja i czy ktoś ze wspomnianej czwórki mrugnie pierwszy i odejdzie do innego producenta? A co, jeśli do drzwi Ducati zapuka ktoś jeszcze, jak np. Fabio Quartararo lub Joan Mir? A jeśli w połowie sezonu okaże się, że dzięki nowym przywilejom Honda i Yamaha wróciły do gry i Ducati straci swoje wszystkie asy?
Nie wiem jak Wy, ale ja mam poczucie, że czeka nas absolutnie genialny sezon, nie tylko na torze, ale także poza nim, a szefostwo Ducati ma przed sobą sporo nieprzespanych nocy i trudnych decyzji. Choć chyba jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy…
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze