MotoGP GP Austrii 2021 - dlaczego rozczarowało? Analiza i podsumowanie Micka
Niedzielny wyścig o Grand Prix Austrii klasy MotoGP zafundował nam jeden z najbardziej nieprzewidywalnych i ekscytujących finiszów sezonu, a może i kilku lat. Dlaczego więc Mick jest nim rozczarowany?
Na cztery okrążenia przed końcem zmagań na Red Bull Ringu na czele stawki jechała grupa sześciu zawodników na motocyklach pięciu różnych producentów. Prowadzący grupę Marc Marquez na Hondzie, lider klasyfikacji generalnej Fabio Quartararo na Yamasze, Pecco Bagnaia i startujący z pole position Jorge Martin na Ducati oraz obrońca tytułu Joan Mir na Suzuki i Brad Binder na KTM-ie.
Od samego początku wyścigu nad torem unosiły się ciężkie chmury i kropił delikatny deszcz. Nie był na tyle intensywny, aby ktokolwiek musiał zastanawiać się nad startem na oponach deszczowych, ale dawał się we znaki zawodnikom i z pewnością odbił się na pewności siebie niektórych z nich.
Wszystko zmieniło się na finiszu, bo na kilka okrążeń przed metą padać zaczęło coraz mocniej. Na tyle mocno, że Marquez postanowił przejąć inicjatywę i za wszelką cenę wysunąć się na czoło grupy. Dlaczego?
Po wyścigu przyznał, że chciał nie tyle dyktować tempo, co rozdawać karty jeśli chodzi o zjazd do alei serwisowej po drugi motocykl i opony typu wet. Hiszpan wiedział, że gdy zjedzie z toru jako lider grupy, reszta z automatu pojedzie za nim i jego plan prawie wypalił.
Na cztery okrążenia przed metą padało już na tyle mocno, że na końcu kółka Marquez zjechał do pit-lane, a za nim… prawie wszyscy. Jedynym, który postanowił się wyłamać, był Brad Binder, który nie stał na podium od swojego ubiegłorocznego zwycięzca w Grand Prix Czech w Brnie. Zawodnik z RPA, mistrz świata Moto3 i wicemistrz Moto2, wiedział, że musi zaryzykować i tak też zrobił.
Pozostała piątka straciła do Bindera około 35 sekund, ale gdy wróciła na tor na motocyklach na deszczówkach, mogła narzucić znacznie lepsze tempo.
Ostatecznie drugi na mecie Bagnaia na 26. z 28 okrążeń miał niemal identyczne tempo, jak Binder, ale kółko później urwał pięć sekund, a na ostatnim okrążeniu aż piętnaście. Jeszcze jedno kółko, a nie tylko on, ale też pewnie ostatecznie trzeci Martin i czwarty Mir wyprzedziliby zawodnika KTM-a.
Ich pogoń była niesamowita, bo ostatnie okrążenie zaczynali odpowiednio na dziesiątym i jedenastym miejscu, ale rywali na slickach, w tym Rossiego, Mariniego, Lecuonę czy Aleixa Espargaro (który zaczynał ostatnie kółko na drugiej pozycji, a na mecie był dziesiąty!), wyprzedzali jak tyczki.
Na mecie Bagnaia i Martin przyznali, że byli wściekli, gdy rozpoczynali ostatnie kółko, bo z grupy walczącej o zwycięstwo spadli na koniec pierwszej dziesiątki. Obaj dodawali także, że zwyczajnie nie było innej opcji, jak zjechać po wety.
Binder pokazał, że jednak była, ale nawet jego zdaniem ostatnie trzy kółka były totalną "katastrofą". Karbonowe przednie tarcze hamulcowe w takich warunkach były bezużyteczne, dlatego zawodnik KTM-a w każdym zakręcie polegał głównie na tylnym hamulcu, a mimo wszystko tylko cudem utrzymał się w siodle. "Utrzymanie się na torze było niemożliwe - powiedział później. - Kilka razy myślałem, że już koniec".
Zapytany przez jednego z dziennikarzy, czy jazdę w takich warunkach - na slickach w deszczu - można w jakikolwiek sposób trenować czy wyćwiczyć, odpowiedział krótko; "Nie, chyba, że chcesz bardzo szybko zrobić sobie krzywdę".
Binder znalazł się pomiędzy młotem a kowadłem. Z jednej strony wiedział, że musi bardzo uważać, ale z drugiej zdawał sobie sprawę, że jego przewaga nie jest duża. "Gdy zaczynałem ostatnie okrążenie, widziałem na tablicy, że moja przewaga wynosi dziewięć sekund - opowiadał później. - Nie wiedziałem tylko, na jakich oponach są zawodnicy za mną. Jeśli także na slickach, to powinno być dobrze, ale jeśli na wetach, to nie była to duża przewaga".
Rzeczywiście, Binder rozpoczynał ostatnie kółko dziewięć sekund przed Aleixem Espargaro, który także jechał na slickach, ale na metę wpadł dopiero na dziesiątej pozycji, wyprzedzony przez czterech innych zawodników na wetach.
Nie tylko on miał trudne zadanie. Choć Bagnaia przesiadł się na motocykl na wetach, on także mocno walczył z motocyklem. Do połowy ostatniego okrążenia Włoch liczył jeszcze wyprzedzanych rywali i starał się pilnować, na którym jest miejscu. Jak przyznał, w pewnym momencie musiał jednak przestać i w całości skupić się na panowaniu nad motocyklem, dlatego gdy minął linię mety, nie miał pojęcia, na której pozycji ukończył wyścig.
W euforii był także Martin, który powiedział, że trzecie miejsce cieszyło go bardziej, niż zwycięstwo sprzed tygodnia, bo na początku ostatniego kółka kompletnie nie spodziewał się finiszu na podium. "W trzecim zakręcie zobaczyłem jednak przed sobą grupę zawodników i wiedziałem, że muszę cisnąć" - wyjaśniał.
A gdzie w tym wszystkim Marc Marquez? Hiszpan przewrócił się na przedostatnim okrążeniu po uślizgu przedniego koła w pierwszym zakręcie i ostatecznie dojechał do mety na piętnastym miejscu, ale… na suchym torze zawodnik Repsol Hondy pokazał, że dużym krokami wraca do gry. W trakcie weekendu powiedział także dziennikarzom, że jego cel na sezon 2022 jest jasny; walka o tytuł!
Warto jednak zwrócić uwagę na coś jeszcze. Wydaje się, że Marquez i rywale jadący za nim wybrali idealny moment na zjazd do alei serwisowej. Jack Miller i Alex Rins zrobili to dwa kółka wcześniej, ale wtedy warunki nie były jeszcze tak trudne i obaj dojechali do mety poza pierwszą dziesiątką.
"Dopiero" siódmy był lider tabeli Fabio Quartararo, który na trzech ostatnich okrążeniach wyraźnie nie czuł się pewnie na oponach typu wet, ale wcześniej pokazał kawał niesamowitego ścigania. Jego ataki od wewnętrznej i zewnętrznej do trzeciego zakrętu, w którym wyprzedzał po dwóch rywali na raz, z pewnością będą jedną z głównych atrakcji podsumowania sezonu 2021. Quartararo powiększył także przewagę w tabeli i pokazał, że trudno będzie w tym roku wydrzeć mu z rąk mistrzowski tytuł.
Nie można też nie wspomnieć o innym zawodniku Yamahy, Valentino Rossim, który w połowie ostatniego okrążenia wydawał się mieć realną szansę na historyczne, dwusetne podium w mistrzostwach świata. Na metę wpadł na ósmej pozycji, co i tak jest jego najlepszym rezultatem w tym sezonie. W garażu zobaczyliśmy entuzjazm i ogień w oczach. Ten sam, który kibice pamiętają sprzed lat. Stary, dobry Rossi powrócił - niestety zapewne tylko na chwilę. Warto odnotować także świetne, piąte miejsce Luki Mariniego oraz rewelacyjną jazdę i ostatecznie szóstą lokatę Ikera Lecuony, choć tym ostatnim jestem trochę zawiedziony.
Młody Hiszpan zaczynał swoją wyścigową przygodę od Supermoto, dlatego w takich warunkach powinien czuć się jak ryba w wodzie. Przyznam szczerze, że na przedostatnim okrążeniu byłem gotowy postawić wszystkie pieniądze na to, że zobaczymy go na podium. Było to możliwe, gdyby nie błąd w przedostatnim zakręcie, przestrzelone hamowanie i wyjazd na asfaltowe pobocze. Szkoda, bo mogła to być jego ostatnia szansa na podium w MotoGP.
No dobrze, skoro więc tyle się działo, dlaczego jestem rozczarowany finiszem Grand Prix Austrii? Odpowiedź tak naprawdę znajdziecie w pierwszym zdaniu tego felietonu. Na cztery kółka przed metą na czele stawki jechało sześciu zawodników na motocyklach pięciu różnych producentów i wszyscy mieli szansę na zwycięstwo. Zapowiadało się na absolutnie genialny finisz i walkę rodem z Moto3.
Zamiast tego deszcz sprawił, że zobaczyliśmy zupełnie inne widowisko. Absolutnie nie chcę sugerować, że o zwycięstwie nie zadecydowały umiejętności tylko szczęście, bo Binder i jego rywale niezależnie od opon musieli wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności.
Po prostu mam nieodparte poczucie, że gdyby nie deszcz, zobaczylibyśmy nie tylko jeden z lepszych finiszów sezonu, ale w historii MotoGP w ogóle. Na szczęście na kolejną szansę nie musimy długo czekać, bo już za dwa tygodnie Grand Prix Wielkiej Brytanii na Silverstone!
Foto: Rob Gray / Polarity Photo - KTM
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzeOglądając kilkukrotnie ostatnie cztery kółka dochodzę do wniosku ,że to przypadek pomógł Binderowi. Po prostu zagapił się jak Marquez pociągnął całą grupę na pita a następnie wykorzystał szansę.
Odpowiedz