Moto3 Open w Polsce - analiza i podsumowanie sezonu 2016
Ponad rok temu miałem wątpliwą przyjemność uczestniczyć w dramacie frekwencyjnym w pierwszym wyścigu Moto3 Open do którego przystąpiły 4 osoby. Początek 2016 roku zasugerował, że taka katastrofa już się nigdy więcej nie powtórzy.
Początek jesieni to moment, kiedy większość zawodników WMMP zapada w sen zimowy i karuzela wyścigowa na pewien czas zwalnia. Po wyczerpujących zmaganiach, przepełnionych intensywną walką z konkurentami, a najczęściej z samym sobą i przeciwnościami losu, wszyscy udali się na zasłużony odpoczynek. Zatem to idealny czas na podsumowanie. Zapraszam do przeczytania analizy sezonu klasy Moto3 Open, która z mojego punktu widzenia jest niezwykle ważna w aspekcie rozwoju polskiego motosportu, a niestety do niedawna pomijana i nie promowana w szeroko pojętym środowisku wyścigów krajowych. Dlaczego do niedawna? Bo coś jednak drgnęło…
Ponad rok temu w maju 2015 miałem wątpliwą przyjemność uczestniczyć w dramacie frekwencyjnym w pierwszym wyścigu Moto3 Open do którego przystąpiły 4 osoby. Początek minionego sezonu zasugerował, że taka katastrofa już się nigdy więcej nie powinna powtórzyć. Do startu przystąpiło 9 osób, a kilka innych zapowiedziało przyłączenie się do zabawy na kolejnych rundach. W efekcie 14 zawodników, którzy zostali sklasyfikowani na koniec, stanowiło już w miarę pokaźną stawkę. Niestety, stawkę rozbitą na dwie oddzielne serie wyścigowe (125 2T i 250 4T) jadące w jednym wyścigu. Myślę, że na etapie rozwoju wyścigów małych pojemności była to przedwczesna decyzja, która pozbawiła nas licznych pojedynków sportowców obu klas. Dodatkowo nie sprzyjało to zacieśnianiom bliskich przyjaźni charakterystycznych dla zawodników bezpośrednio walczących ze sobą, bo zamiast traktować się jak rywali bardziej myślało się o drugich obojętnie, jak o uczestnikach tego samego wyścigu. Chyba nikt nie ma nic przeciwko tworzeniu nowych klas, ale z tym należałoby się wstrzymać do większej liczby osób.
Drugą zmianą różniącą sezon 2016 od poprzedniego to rozszerzenie liczby rund do sześciu, na trzech różnych obiektach. Dzięki staraniom firmy Speed Day udało się zorganizować dodatkowe wyścigi na małych torach w Pszczółkach pod Gdańskiem i w Koszalinie, co nie było bez znaczenia dla przebiegu rywalizacji. Oba obiekty nie mogą co prawda porównywać się z naszym jedynym prawdziwym torem w Poznaniu, ale dla potrzeb klas wyścigowych, które nie rozwijają kosmicznych prędkości, nadają się znakomicie. W przyszłym sezonie mamy nadzieję na jeszcze większą różnorodność, biorąc pod uwagę powstające tory w Łodzi i Krakowie lub nawet możliwość startu małych motocykli na ODTJ-ach (np. torze Jastrząb).
Patrząc na motocykle przystępujące do rywalizacji w najniższej kategorii, nie można odmówić jej kolorytu. Trzeba przyznać, że z zewnątrz mogło wyglądać to nieco dziwnie, gdy do walki stawały ze sobą różne, odmienne technologicznie maszyny. W sekcji dwusuwowych maszyn dominowali zawodnicy z Durynek Racing Team oraz Sebastian Grausam, którzy najlepiej potrafili regulaminowo przygotować swoje maszyny i tym samym rozdzielili między siebie miejsca na podium klasyfikacji generalnej. Natomiast w 250-kach walkę można uogólnić do zmagań dwóch zespołów: AIM Motocykle Racing Team wystawiających prototypowe maszyny Moriwaki MD250H i zespołu LTD34 na seryjnych Hondach CBR i Kawasaki Ninja 250R.
Zasłyszane głosy o tym, że taki rozrzut parametrów wygląda śmiesznie i jest to bardzo nierówna i niesprawiedliwa rywalizacja są jak najbardziej na miejscu, ale trzeba to usprawiedliwić rozwojem tych zmagań i pogodzić się z tym, że potrzeba czasu, aby to rozwinąć. Możliwość obejrzenia zaawansowanej formuły wyścigowej z udziałem kilkudziesięciu jednakowych prototypowych maszyn, tak jak wygląda to w Hiszpanii lub we Włoszech, to na dzień dzisiejszy strefa marzeń. Albo cel, do którego należy dążyć. Na razie cieszmy się z tego co mamy. Z tego, że w ogóle ta klasa nie poszła w zapomnienie i z poniższych trzech powodów.
Pierwszy powód to Piotrek Biesiekirski z zespołu AIM, mistrz sezonu 2016. Jeśli Moto3 Open ma służyć wyławianiu młodych talentów to w tym roku się udało. Piętnastolatek swoją przygodę z motocyklami rozpoczął rok wcześniej od treningów przygotowujących do klasy 250 ccm i na przestrzeni całego sezonu dokonał niesamowitego rozwoju. Jego tempo z ostatnich rund było niewspółmierne z tym co prezentował na wiosnę. O jego dokonaniach świadczą rekordowe okrążenia w Poznaniu i na torze w Pszczółkach. Nie bez powodu dostał zaproszenie na selekcję do Red Bull Rookies Cup i nawet jeśli się tam nie dostanie teraz to możemy być pewni, że skutecznie powalczy za rok. Przez swoją determinacje w rozwoju stał się naszym "towarem eksportowym" i nadzieją na karierę w Mistrzostwach Świata.
Drugi powód to Łukasz Wieczorek z zespołu LTD34, vice-mistrz sezonu 2016. Podjął się trudnego zadania przystępując do rywalizacji na zmodyfikowanej Hondzie CBR250R. Udowodnił, że na maszynach seryjnych da się rywalizować z prototypami szczególnie na małych obiektach, gdzie nie ma długich prostych. Krzykaczy, którzy przewidywali jego porażki z mocniejszą konkurencją uciszył wygranymi połowy rund. Swoją dobrą postawą wyznaczył trend na tanie ściganie i dążenie do zwycięstw na standardowych 250-kach. Pokazał także, że to świetna klasa dla dorosłych gości, którzy chcą się dobrze bawić i rozwijać.
Trzeci powód to reszta zawodników sezonu 2016. Wszyscy bez wyjątku udowodnili jak duży progres można wykonać na małych pojemnościach. Co najlepsze nie chodzi tylko o porównanie tempa, które rozwinęło się na przestrzeni sezonu, ale także o porównanie z wcześniejszą dynamiką jazdy na silniejszych sprzętach.
Wszystko to razem, zestawiając z sezonem 2015, napawa dużym optymizmem na następne lata. Powyższe trzy powody zostały szerzej dostrzeżone i już teraz wiemy, że do nowej edycji szykują się kolejni zawodnicy, dając nadzieję na zapełnienie ponad 20. miejsc na polach startowych. O najmniejszej polskiej formule wyścigowej zaczęły pojawiać się wzmianki w przeróżnych mediach branżowych. Ponoć przygotowywany jest puchar markowy Yamahy R3, a w powijakach jest już polska klasa Supersport 300 (niedawno oficjalnie ogłoszona jako klasa przy WSBK). I tu ewentualnie widzę miejsce na wyodrębnienie tej klasy wyścigowej od jednej wspólnej Moto3 Open (125 2t/ 250 4t). Dzięki temu, w przyszłości, moglibyśmy mieć klasę prototypów i klasę niedużych motocykli seryjnych.
Jedyne co mocno smuci to brak zawodników w "przedszkolu wyścigowym" czyli Młodzieżowym Pucharze Polski. Jest to kolejny temat, nad którym warto popracować i tak samo go rozwinąć.
Co przyniesie kolejny rok? Zobaczymy. Jestem jednak pewien, że nie obędzie się bez solidnej dawki emocji z przebiegu rywalizacji w dobrej atmosferze i w duchu fair play. Kto wie? Może wyłoni się kolejny młody talent i kiedyś będziemy mieli swojego Marqueza, Lorenzo, Rossiego i Vinalesa?
Foto: Archiwum
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze