Marek Szkopek #33: Prawdopodobnie najszybszy fryzjer ¶wiata
Rozmawiamy z Markiem Szkopkiem, aktualnym mistrzem Polski i Europy w Supersportach, w 2018 zawodnikiem Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostw Polski i Alpe Adria w klasie Superbike oraz Mistrzostwach Świata w wyścigach długodystansowych endurance.
A z zawodu jesteś... fryzjerem czy motocyklistą?
- Fryzjerem na pewno (śmiech). Czy istnieje zawód motocyklista? Raczej nie, ale na motocyklu jeżdżę zawodowo. To już mój 19 sezon i tak naprawdę całe życie podporządkowałem wyścigom. To już sposób na życie, akceptacja ryzyka i jeden cel: dążenie do tego, żeby być najszybszym i żeby wygrywać. Zaś umiejętności fryzjerskie często wykorzystuje na paddocku, chętnych nigdy nie brakuje i reklamacji jeszcze nie miałem (śmiech).
19 lat w wyścigach to szmat czasu, chyba nie ma w naszym kraju zbyt wielu zawodników z takim stażem?
- Dużo i niedużo. Bagaż doświadczeń na torze mam spory. Kilkaset startów, tysiące godzin na treningach, trochę wygranych, trochę przegranych startów, ale przede wszystkim doświadczenie zawodnicze, na które trzeba pracować latami. Wyścigi motocyklowe to bardzo drogi sport. Bez wsparcia teamu, sponsorów, ciężko o kontynuację kariery. Wszystko zazwyczaj dobrze się układa, gdy wygrywasz, kiedy spadasz z czołówki jest trochę trudniej.
No właśnie, nie każdy fan wyścigów oglądający wasze zmagania chodźby przed ekranem telewizora zdaje sobie sprawę, jakie to przedsięwzięcie od środka.
- Dokładnie tak. Logistyka, motocykle, części do nich, cały sztab osób z obsługi, mechanicy. Wójcik Racing Team w którym jeżdżę to siedmiu zawodników podczas weekendu wyścigowego zużywamy kilkadziesiąt opon, litry wyścigowego paliwa.
Motocykle, którymi jeździmy są znacznie droższe od tych seryjnych. Są to ogromne nakłady finansowe, im wyżej w randze zawodów, tym drożej. Oczywiście w tym sezonie najdroższy motocykl, to Yamaha R1, którą jeździmy wyścigi długodystansowe endurance w mistrzostwach świata. Za nami 24-godzinne wyścigi w Dold’or i Le Mans, których nie ukończyliśmy przez awarie silnika i szczęśliwszy dla nas wyścig na 8H Slovakia Ring, 8h Oschersleben który po wypadku Pawła kończyliśmy w dwuosobowej obsadzie. No i oczywiście już za chwilę bo 29 lipca historyczny start w Suzuka 8h. Yamaha Wójcik Racing Team jest pierwszym polskim zespołem, który stanie na starcie tego wyścigu. Dla nas to ogromne wydarzenie. I to jest największe przedsięwzięcie, które teraz determinuje nasze działania. Motocykle i cały sprzęt zostały już wysłane drogą lotniczą, teraz tylko start w Mistrzostwach Polski i lecimy.
Już w ten weekend WMMP. Przyznasz, że to ciekawy sezon, bo o mistrzowski tytuł walczysz z bratem. Posiada on już 11 tytułów mistrzowskich w superbike’ach i pewnie łatwo go nie odda…
- Podejrzane byłoby, gdyby było inaczej (śmiech). Poza tym jaka satysfakcja ze zdobycia tytułu, byłaby gdyby nie było dobrej walki! Dla kibiców nasza rywalizacja na pewno dostarcza wielu emocji, a my jako zawodowcy chyba zachowujemy zimną krew. Wiadomo, że każdy z nas chce wygrać, to cały sens wyścigów. Ale wyścigi mają to do siebie, że są nieprzewidywalne. Paweł jest szybki, co często przypłaca wywrotkami, u mnie bywa podobnie, zresztą sam jeszcze leczę rany po starcie na Węgrzech. Na tym poziomie, jest to jazda na totalnym limicie, często przypłacona upadkiem i utratą sekund. To wszystko dodaje emocji i sprawia, że sezon jest nieprzewidywalny. Póki co, po dwóch rundach jestem liderem tabeli, najbliższy weekend pokaże czy ta sytuacja się utrzyma. Oczywiście mam nadzieję, że tak będzie i już zapraszam do kibicowania.
Promujesz Mistrzostwa Polski, ale nie tylko… Twoja aktywność w mediach społecznościowych bardzo wzrosła. Jest w tym jakieś "drugie dno"?
- Zdecydowanie. Wyścigi motocyklowe w naszym kraju to wielka nisza. Uważam, że nie są odpowiednio promowane, nie przyciągają publiczności na takim poziomie, jak moglibyśmy sobie tego życzyć, a zawodnicy i teamy to hermetyczne środowisko. Ja postanowiłem co nieco przybliżyć nasz wyścigowy świat publiczności. To co dla nas, po tylu latach startów jest oczywiste, dla zwykłych ludzi zainteresowanych motorsportem jest zupełną nowości. Przez pokazywanie im tego świata od kuchni, opowiadanie o nim mam nadzieję popularyzować wyscigi motocyklowe w Polsce. Mam również nadzieję, że dzięki temu zachęcimy też młodych do startów, jeśli nie dowiedzą się wszystkiego od nas to od kogo? Na co dzień trenuje młodych zawodników na pit bike, więc widzę wielki potencjał w młodym pokoleniu. Mają o wiele większe szanse niż my, bo jeżdżą już ok 3-4 roku życia, a po obniżeniu wieku zawodniczego od 8 roku życia mogą się ścigać na asfalcie. W tym sezonie jest to już 7 młodych zawodników na ok 70 w całej stawce. Obserwuję to z dumą i robię to wszystko również dla nich. Bo to będzie pokolenie, które wejdzie do wyścigów z rozmachem, wiedząc o ściganiu wszystko. Zmienią się tylko warunki i motocykle.
Oczywiście zapraszam i czekam na uwagi.
Pewnie większość rodziców właśnie złapało się za głowę. Ośmiolatki w wyścigach?
- Jesteśmy daleko w tyle. W krajach z wyścigowymi tradycjami Hiszpanii czy Włoszech, kilkulatkowie są już prowadzeni przez trenerów, by w przyszłości wygrywać. U nas dzięki działaniom środowiska pit bike, udało się obniżyć wiek licencji zawodniczej z 12 do 8 lat. To i tak wielki przeskok. Dzieciaki chcą trenować i się rozwiać. Wraz z MX Otopit Toruń prowadzę cykliczne zajęcia na pit bike. Są to darmowe treningi dla dzieci i młodzieży, które odbywają się na placu w Lisewie (zjazd z A1, niedaleko Torunia). Tam przez całe wakacje, w każdą środę ćwiczymy jazdę na wzór hiszpańskich szkółek KSB. Pierwsze efekty uczestników mogłem już zaobserwować podczas III rundy Pucharu Polski Pit Bike SM w Koszalinie. Widzę w tym wielki sens, jest do dla mnie swego rodzaju misja, ale i wyzwanie.
A rodzicom powiem tylko tyle: pit bike są bezpieczne. Dzieci jeżdżą pod okiem trenerów, rozwijają się i nie powielają błędów. Jeździmy na zamkniętych obiektach: torach lub placach. Mimi-motocykle dostosowane są wagą, wysokością i mocą do wieku dzieci. Także, bez obaw.
Ale mimo wszystko chyba największe wyzwanie to zbliżający się start w Japonii.
- To prawda. Na Suzukę lecimy w 11 osobowym składzie, jako pierwszy polski team. Praktycznie cała logistyka już za nami, bo motocykle i sprzęt poleciały już na miejsce, mam nadzieję że obejdzie się bez większych niespodzianek. Sam start również będzie bardzo trudny, upał, gęste powietrze, specyficzne warunki. Jesteśmy jednym z nielicznych teamów spoza Azji. Oczywiście moim marzeniem jest ukończenie tego wyścigu. W Japonii Suzuka to prawie święto narodowe, mam nadzieję, że my również będziemy mieć co celebrować. To finałowywyścig sezonu 2017-2018, który potraktowaliśmy treningowo jeśli chodzi o mistrzostwa świata endurance. Ale już niedługo przed nami kolejny sezon endurance, który startuje już jesienią. Trzymajcie kciuki!
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzeBywam z synem (6 l) na torze w Poznaniu/Prze¼mierowie i, mimo ewidentnych braków "organizacyjno-marketingowych" samego miejsca, bêdziemy tam przyje¿d¿aæ bo jeste¶my obaj pod du¿ym wra¿eniem ...
Odpowiedz