Malezja, Tajlandia i motocyklowa zdrada
W tym odcinku będzie trochę mniej motocyklowo. Okazuje się, że po 4 miesiącach w drodze potrzebny jest też urlop od urlopu. Przyszedł czas na porzucenie naszych maszyn na parę tygodni i podróżowanie z 6 litrowym plecakiem oraz szmacianą torbą.
Podróżniczy minimalizmy opanowaliśmy już do perfekcji. Okazuje się, że nie jest potrzebne nam wiele, aby przeżyć. Śmiesznie wyglądają filmy i zdjęcia, gdzie główni aktorzy prezentują się codziennie w tej samej garderobie, ale nie o modę tutaj przecież chodzi…
Oczywiście nasz 'skok w bok' w temacie motocykli nie był zaplanowany i gdyby nie nowe regulacje prawne w Tajlandii, to zabralibyśmy nasze pojazdy i na tę wycieczkę. Jednak gdy pojawiła się okazja zmiany sposobu podróżowania, to długo się nie zastanawialiśmy.
Po przylocie z Nepalu zostawiliśmy motocykle u Pawła i Sylwii w Kuala Lumpur (miło spotkać rodaków tak daleko od domu), a sami wskoczyliśmy w samolot i obraliśmy kierunek na Langkawi. Jak tylko dowiedzieliśmy się, że jest to wyspa objęta strefą duty-free to wiedzieliśmy, że nie może nas tam zabraknąć. W Indiach, Pakistanie, nie wspominając o Iranie, nie było łatwo o procentowe płyny, więc na Langkawi była miłą odmianą. Do tego niesamowite owoce morza i piękna plaża. Poczułam się jak na wakacjach, które w czasie etapu indyjskiego przybrały trochę mało wakacyjne wdzianko. Spędziliśmy na wyspie parę dni, w czasie których niestety dopuściliśmy się zdrady. Wypożyczyliśmy skutery, żeby w ciągu jednego dnia zjeździć dalsze zakątki wysypy. Nasze motocykle zamieniliśmy na 125cc w automacie. Przerzucenie się z motocykla na skuter jest zabawne, bo przez parę godzin stopy zaraz po ruszeniu automatycznie szukają podnóżków.
Po Langkawi przeszedł czas na Tajlandię. Poskakaliśmy po wyspach, wyleniliśmy się za wszystkie czasy i objedliśmy się lokalnymi specjałami. Po 3 tygodniach wróciliśmy do Malezji eksplorować ten kraj już na motocyklach. Obiecaliśmy im, że też pojadą na plażę. Okazało się, że nasze motocykle wyczuły pismo nosem i obraziły się na nas i po prostu odmówiły współpracy. Jak mawiają "gaźnik to gaźnik" i niestety oznaczało to czyszczenie obu. Niesamowite jak te dwa motocykle zsynchronizowały się w temacie 'focha' za skutery.
Nie miałam żadnych oczekiwań w stosunku do Malezji. Był to kolejny kraj, który okazał się wielką niespodzianką. Przede wszystkim bardzo dobrze jeździ się tu motocyklem. Są tu bardzo dobrej jakości drogi, o dziwo kierowcy przestrzegają przepisów, rzadko kiedy używają klaksonów. Wszystko zupełnie odwrotnie niż w Indiach. Ciekawym rozwiązaniem są zjazdy dla motocyklistów oznaczone znakiem motocykla i parasolki. W razie deszczu można schować się pod daszkiem i przeczekać ulewę. Inne pro-motocyklowe rozwiązanie to objazdy bramek na autostradach. Drogi te są dla jednośladów darmowe i przed bramkami skręca się przeważnie w boczną drogę, aby objechać strefę płatną.
Kolejnym zaskoczeniem jest dostępność opcji biwakowych. Od Iranu nie mieliśmy okazji rozbić namiotu, więc w Malezji nabiwakowaliśmy się za wszystkie czasy. Codziennie inna plaża, wokoło pustki i motocykle z namiotem parę metrów od wody. Można się przyzwyczaić, prawda? Wschodnie wybrzeże Malezji jest wprost idealne do takiego podróżowania.
Poza plażami były też miasta. Kuala Lumpur robi wrażenie - szczególnie wieczorem. Polecamy bar na dachu obok lądowiska dla helikopterów, z którego rozciąga się widok na całe miasto. Nie ma tu 'dress code' jak w sky barach w Bangkoku. Jedyny haczyk polega na tym, aby pojawić się tam przed godziną 21. Potem kończy się happy hour i nie do końca jest już tak idealnie jeśli chodzi o ceny.
Potem przyszła kolej na Malakę, która trochę przypomina europejskie miasto - jest niczym Amsterdam. Nic dziwnego, bo Holendrzy stacjonowali tutaj przez długi czas, stąd też i podobieństwa w architekturze. Bardzo miło było się pokręcić po miasteczku trochę innym niż wszystkie w tej części świata, trochę takim jak te blisko domu. Czyżby nostalgia za Europą?
Malezja to także raj kulinarny. Okazuje się, że nie tylko w Tajlandii można poszaleć w tej dziedzinie. Prym tutaj wiedzie wyspa Penang z uroczym miasteczkiem Georgetown. Miasto to ma mnóstwo niesamowitych murali. Wielu z nich towarzyszy jakiś zewnętrzny element jak motocykl, rower, czy huśtawka. Idealna pożywka dla aparatu. Ale wracając do jedzenia, to tutejszy 'street food' nie ma chyba sobie równych. Tak poważnie podeszliśmy do tematu rozpoznawania kulinarnych tajników Penang, że posiłek spożywaliśmy niemal co 3-4 godziny. Michał do dziś wspomina omlet z ostrygami, ja rozpływam się na myśl o Curry Mee - świetny makaron w zupie z mlekiem kokosowym. Skoro już jesteśmy przy jedzeniu, to nie mogę pominąć też nocnych marketów na Langkawi. Codziennie organizowane są one w innym miejscu. Na szczęście 'wujek google' zawsze kierował nas w odpowiednią lokalizację. Ogrom specjałów, które można tam popróbować przerasta możliwości objętościowe żołądka. Moim faworytem były kulki w cieście kokosowym z krewetką w środku. Ale wystarczy już o tym jedzeniu...
Nie wiem czy to wspólny mianownik wszystkich krajów muzułmańskich, ale ludzie tutaj (podobnie jak w Iranie) są niesamowicie gościnni, przyjaźni i otwarci. Każdy nas zagaduje, pozdrawia. Wszyscy wypytują o szczegóły wyprawy i życzą powodzenia w dalszej drodze. Wszyscy są tutaj uśmiechnięci i pozytywnie nastawieni do życia. Aż miło się podróżuje.
Podjęliśmy także próbę dostania się do Singapuru, ale niestety wjechanie tam własnym pojazdem jest dość skomplikowane. Oczywiście nie mieliśmy potrzebnego ubezpieczenia oraz dodatkowego, poza karnetem, dokumentu uprawniającego do wjazdu, więc zostaliśmy zawróceni z granicy. To chyba pierwszy raz, kiedy do jakiegoś kraju nas nie wpuszczono. Szybko jednak pocieszyliśmy się kolejnym biwakiem na plaży.
Malezję opuszczamy z poczuciem, że było warto się tutaj pojawić. Kolejny punkt na naszej trasie to Sumatra. Motocykle wysłaliśmy łodzią przewożącą cebulę, a sami wybraliśmy transport lotniczy, który w tych zakątkach jest niesamowicie tani.
O poszukiwaniu motocykli w porcie na Sumatrze już w kolejnym odcinku.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze