Wielokrotnie pisaliśmy o ciekawym projekcie ex-pracowników tajwańskiego HTC. Gogoro to nie tylko "inteligentny" skuter, to program próbujący rewolucjonizować sposób przechowywania i dzielenia się energią.

Dla przypomnienia, Gogoro stara się rozwiązać problem ograniczonego zasięgu elektrycznych pojazdów. W bardzo prosty sposób - na specjalnych stacjach dokujących (GoStation) będzie można szybko wymienić swoją baterię na naładowaną i jechać dalej. Pakiet ten ma być uniwersalny dla przeróżnych urządzeń, w przyszłości napędzać inne gałęzie transportu oraz przemysł. Skuter Gogoro w założeniu jest tylko jednym z nośników pomysłu.

O pilotażowym programie spółki, która od 2011 roku zebrała ponad 150 mln dolarów wsparcia ze strony inwestorów, pisaliśmy w marcu. Dzięki wsparciu ze strony włodarzy Taipei pierwsze skutery Gogoro wyjechały już na ulicę. Najwyraźniej otwarte testy skończyły się sukcesem, ponieważ wczoraj ogłoszono oficjalną cenę skutera. Gogoro będzie można kupić za ok. 4,100 dolarów (czyli nieco ponad 15,000 zł). Moim zdaniem to sensowna cena.

Współzałożyciel Gogoro, Horace Luke, zaznacza, że nawet jeśli wstępnie jest to wyższa cena niż porównywalny skuter klasy 125, to po dwóch latach inwestycja się zwróci. Gogoro póki co będzie oferowane tylko na Tajwanie, wstępnie w Taipei i New Taipei. To tam powstaje rozbudowana sieć stacji dokujących, tam także można otrzymać sporo ulg podatkowych ze strony lokalnych władz. Nie podano czy i do jakich krajów będzie chciała wejść firma, ale spekuluje się na temat Chin i Tajlandii. Kolejnym krokiem mogą być chłonne rynki Ameryki Południowej, chociażby Brazylia.

Mocno trzymam kciuki za Gogoro, z bardzo prostej przyczyny: elektryczne pojazdy są funkcjonalne i bezobsługowe. Jeśli do tego udałoby się dołożyć zasięg i niską cenę (nawet gdyby w Polsce Gogoro miałoby kosztować 20,000 zł, to nadal o połowę mniej niż KTM Freeride E-SM), to elektryczny skuter Gogoro mógłby być idealnym rozwiązaniem dla pragmatycznych osób mieszkających w dużych, miejskich aglomeracjach.