Gad¿etologia, czyli s³owo o akcesoriach motocyklowych. Czy poprawianie "fabryki" ma sens?
Prezentacja nowości Harleya w dziedzinie motocyklowych akcesoriów i wyposażenia dodatkowego skłoniła mnie do refleksji na temat żywiołowo rozwijającego się rynku wszelkiej maści dodatków do motocykli. Czy ubieranie motocykla w różne gadżety, które przecież zwiększają jego masę, to moda czy konieczność, czy przynosi korzyści, czy jest zbędnym balastem? Przede wszystkim wspomniana w tytule "gadżetologia" jest tak stara jak same motocykle. Od zawsze też rozmaite części, będące dodatkowym wyposażeniem naszych stalowych rumaków, pochodziły zarówno od wyspecjalizowanych producentów, którzy oferowali dodatki do motocykli różnych marek i rodzajów, a także od samych producentów motocykli, którzy oferując akcesoria do produkowanych przez siebie maszyn, rozszerzają w ten sposób swoją ofertę. Jednocześnie podaż dedykowanych akcesoriów jest też znakomitym sposobem na przywiązanie klientów do danej marki.
Najbardziej opasły katalog akcesoriów i dodatkowego wyposażenia znajdziemy u dilerów Harleya i nie popełnię chyba błędu jeśli powiem, że amerykańska marka może poszczycić się najdłuższą tradycją w tym zakresie. Wspomniane akcesoria, a także firmową odzież, Harley oferował swym klientom już w zamierzchłych czasach, przy czym były to elementy zarówno podnoszące walory użytkowe motocykla, jak i będące jego ozdobą. Ponieważ w zamierzchłych czasach motocyklami jeździło się praktycznie przez cały rok, oferta zawierała przede wszystkim szyby odwietrzne, różnego rodzaju osłony i gmole. Równie popularne były sakwy i bagażniki do troczenia bagażu. Wyposażony w to wszystko motocykl nie tylko był przygotowany na każdą ewentualność, jaka mogła spotkać jeźdźca w drodze, ale również prezentował się bardziej bojowo, niż goła maszyna. Nawet w szarej i biednej rzeczywistości PRL-u prywatne rzemiosło oferowało wszelkiej maści bagażniki i inne dodatkowe wyposażenie, które można było wykorzystać, jeśli chciało się przystosować Jawę, Emzetkę, czy poczciwą Wuechę do uprawiania motocyklowej turystyki.
Myliłby się ten, kto by sądził, że mistrzami gadżetologii są właściciele cruiserów i ciężkich maszyn turystycznych. Równie chętnie ubierają swe motocykle entuzjaści turystyki w stylu adventure, jeźdźcy dosiadający maszyn sportowych jak i nakedów. Montaż nieseryjnych klamek, setów, podnóżków, zmiana wydechu, czy kanapy, to wszystko ma nie tylko praktyczne znaczenie, ale jest też pierwszym krokiem do indywidualizacji motocykla. Jednym to wystarczy, a inni idą dalej biorąc się za bardziej poważny customizing. Skoro "ubieranie" motocykli jest zjawiskiem powszechnym, trudno się dziwić, że producenci motocykli zwietrzyli w tym świetny interes. W tej sytuacji, kiedy planujemy zakup nowego motocykla, czeka nas jeszcze proces jego konfiguracji i doboru dodatkowego wyposażenia. Z jednej strony to bardzo przyjemny proces, ale z drugiej trudna sztuka kompromisu, bo przecież nie każdy dysponuje nieograniczonym budżetem, a jak się już zacznie zabawę w gadżetologię, trudno się opamiętać.
Mówiąc o gadżetologii nie sposób nie poruszyć kwestii gustu i zmysłu estetycznego i tu znów najbardziej obrazowym będzie przykład Harleya-Davidsona. Opisując motocykle customowe, często w rozmowach z ich właścicielami słyszę zarzut, że ludzie, którzy obwieszają swe motocykle fabrycznymi akcesoriami, tworzą ociekające chromem potworki, które wyglądają koszmarnie. W wielu przypadkach trudno się z tym nie zgodzić, ale bierze się to nie stąd, że fabryczne akcesoria Harleya są brzydkie i kiczowate, ale stąd, że ludzie, korzystając z opasłego jak tom encyklopedii fabrycznego katalogu, nie potrafią dokonać właściwego wyboru i biorą jak leci, byle więcej i byle by się świeciło. Tymczasem, wystarczy choćby spojrzeć na zdjęcia we wspomnianym katalogu, które prezentują motocykle zindywidualizowane przy pomocy fabrycznych części, by przekonać się, że wszystkie te maszyny wyglądają bardzo smakowicie. Ciągłe rozwijanie fabrycznej gamy akcesoriów jest dla Harleya, ale również dla innych producentów motocykli, sposobem walki z konkurencją z rynku aftermarket. Dla nas, finalnych konsumentów, to tylko dobrze, bo mamy większy wybór, a cała zabawa w personalizację motocykla i przystosowanie go do indywidualnych potrzeb staje się jeszcze bardziej ekscytująca. Nie widzę w całym tym szaleństwie nic złego. Cała sztuka polega tylko na tym, by umieć zachować umiar i znaleźć odpowiednie proporcje.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze