Czy powrót Dovizioso do MotoGP to dobry pomys³?
Andrea Dovizioso to jeden z najszybszych i najbardziej doświadczonych zawodników w stawce MotoGP. Po fatalnym pierwszym wyścigu Włocha w barwach Petronas Yamahy Mick analizuje, czy jego powrót do królewskiej klasy to dobra decyzja.
35-letni dziś Dovizioso to trzykrotny wicemistrz MotoGP, który rok temu postanowił zakończyć współpracę z Ducati i sezon 2021 spędzić na poboczu. Mało kto wierzył, że w tym wieku były mistrz świata klasy 125 będzie jeszcze w stanie wrócić do królewskiej klasy, ale Dovi najpierw został kierowcą testowym Aprilii, a ostatecznie wrócił do stawki już w połowie tego sezonu.
Doszło do tego w nietypowych okolicznościach. Po rozwiązaniu kontraktu z Maverickiem Vinalesem Yamaha awansowała do fabrycznego zespołu Franco Morbidelliego i jednocześnie pomogła ekipie Petronasa wypełnić Dovim lukę po byłym mistrzu świata klasy Moto2.
Dovizioso podpisał co prawda fabryczny kontrakt bezpośrednio z Yamahą, ale na jego mocy będzie startował w satelickiej ekipie Razlana Razaliego. W tym i przyszłym roku.
Dla malezyjskiego zespołu to strzał w dziesiątkę. Ekipa Petronasa potrzebuje bowiem sprawdzonego zawodnika, który będzie dawał w miarę stabilną gwarancję wyników.
Szczerze mówiąc ja osobiście wolałbym chyba, aby drugą szansę w MotoGP dostał młody i zdolny Iker Lecuona, który nie potrafił do końca odnaleźć się na KTM-ie w ekipie Tech 3, ale trzeba pamiętać, że Hiszpan byłby dla Yamahy i zespołu Razaliego zbyt dużym znakiem zapytania.
Malezyjska ekipa potrzebowała także Dovizioso z jeszcze jednego powodu. Razem z końcem tego roku z projektu wycofuje Petronas, który w praktyce w całości finansował satelicki zespół Yamahy. Ekipę przejmie Razali, który potrzebował mocnego nazwiska, aby przyciągnąć sponsorów i zapewnić finansowanie.
Wycofanie Petronasa nie było także na rękę Yamasze, która przecież dopiero niedawno przedłużyła z zespołem umowę na dostarczanie motocykli. Gdyby malezyjski team nagle zniknął ze stawki, Yamaha zostałaby bez teamu satelickiego i to tuż po tym, jak wolała postawić na Petronasa zamiast dobić targu z nowym teamem Valentino Rossiego.
Podpisując więc umowę bezpośrednio z Dovizioso, Yamaha pomaga nie tylko Razaliemu, dając mu w prezencie świetnego zawodnika, na którego z pewnością nie byłoby go stać, ale także sobie samej, bo dzięki temu nie straci z dnia na dzień satelickiej ekipy.
Taki pakiet jest także dużo bardziej atrakcyjny dla sponsorów, niż ekipa wystawiająca młodego i mało znanego Lecuonę. Tym bardziej że już dzisiaj mówi się, że Petronasa zastąpi nowy, włoski sponsor tytularny.
Na tym nie kończą się jednak problemy malezyjskiej ekipy, która w przyszłym roku nazywać się będzie RNF MotoGP Racing Team. Za kulisami mówi się bowiem o napięciach pomiędzy Razalim, a zarządzającym zespołem Szwedem Johanem Stigefeltem.
Nie jest także jasne jaką rolę w nowej strukturze pełnić będzie zaufany człowiek Yamahy, Wilco Zeelenberg. Tak czy inaczej nowy zespół Razaliego podpisał właśnie pięcioletnią umowę z organizatorami MotoGP, więc póki co wygląda na to, że sytuacja jest pod kontrolą.
Nadal nie wiadomo jednak, kto dosiądzie w przyszłym roku drugiego motocykla, którym obecnie ściga się zbliżający się do emerytury Valentino Rossi. Jeszcze do niedawna mówiło się, że będzie do Darryn Binder, który reprezentuje zespół Petronasa w klasie Moto3, ale ostatnimi czasy plotki na ten temat jakoś ucichły…
Czy Dovi nadal "ogarnia"?
Przejdźmy jednak do najbardziej palącej kwestii, szczególnie po ostatnim weekendzie w Misano. Andrea Dovizioso co prawda wskoczył na Yamahę M1 (i to, pamiętajmy, w starej specyfikacji 2019, bo takiego motocykla dosiadał wcześniej Morbidelli) praktycznie z marszu, ale wielu spodziewało się chyba, że zawodnik tego kalibru mimo wszystko szybciej odnajdzie się na torze.
Tymczasem Dovi podczas Grand Prix San Marino regularnie zamykał stawkę, zarówno w treningach i kwalifikacji, jak i w samym wyścigu, który ukończył na ostatniej pozycji, 42 sekundy za zwycięzcą i pięć sekund za przedostatnim Miguelem Oliveirą.
Czy to oznacza, że Andrea już "nie ogarnia"? Absolutnie nie. Po pierwsze trzeba pamiętać, że Dovizioso ma za sobą prawie rok przerwy, podczas którego zaliczył tylko kilka dni testowych na Aprilii RS-GP.
Po tak długim rozbracie z MotoGP Włoch z pewnością wolałby wskoczyć na motocykl podczas testów, w trakcie których mógłby na spokojnie ustawić maszynę pod swoje preferencje. Zamiast tego został od razu rzucony na głęboką wodę i do dosłownie, bo przecież drugi piątkowy trening w Misano upłynął pod znakiem deszczu.
Andrea miał więc ekstremalnie mało czasu, aby złapać jakikolwiek rytm, tym bardziej że Yamahą M1 po raz ostatni jeździł dekadę temu, w 2012 roku ścigając się (z bardzo dobrymi wynikami) w zespole Tech 3.
Po treningach Włoch przyznał, że M1-ka prowadzi się zupełnie inaczej niż Desmosedici, którym jeździł w ostatnich latach, a to wymaga nie tylko innych ustawień, ale także całkowicie innego stylu jazdy (z wysokimi prędkościami w środku zakrętu) i to właśnie nad tym Dovi skupiał się w Misano.
Andrea to zawodnik, który słynie z późnego i mocnego hamowania. Wypracował je jeszcze w czasach startów w klasie 250, gdy musiał na wolniejszej Hondzie wychodzić z siebie, aby dotrzymać kroku Jorge Lorenzo na mocniejszej Aprilii.
Teoretycznie więc jego styl jazdy bardziej pasuje do Ducati czy Hondy, ale w trakcie swojej kariery Andrea pokazał już, że potrafi sprawnie adaptować się do motocykli. Tak właśnie było, gdy ścigał się w Tech 3.
Dovi dołączył do zespołu Herve Ponacharala po trudnej współpracy z Repsol Hondą, gdzie był przysłowiowym piątym kołem u wozu obok Caseya Stonera i Daniego Pedrosy. Włoch zgodził się na relatywnie niewielkie wynagrodzenie, otrzymując za rok startów zaledwie 350 tysięcy euro, ale sześć finiszów na podium doprowadziło wówczas do podpisania wartego w pierwszym sezonie 2,5 miliona euro kontraktu z fabrycznym zespołem Ducati.
Co prawda trudno spodziewać się, że teraz będzie podobnie, ale skoro Dovi ogarnął już raz, to nie widzę powodu, dla którego miałby nie ogarnąć tym razem… a właściwie widzę.
Sporym problemem dla Andrei były rok temu nowe opony Michelina, do których za sterami Desmosedici nie potrafił zaadaptować się nie tylko on, ale także i Danilo Petrucci. Na ile w tym i w przyszłym roku ogumienie będzie dla niego głównym problemem?
Póki co trudno to stwierdzić. Inną trudnością będzie fakt dosiadania motocykla w specyfikacji 2019, na którym przecież tak wiele problemów miał w tym roku Morbidelli. Na szczęście za rok Dovizioso dostanie już od Yamahy motocykl w najnowszej specyfikacji.
Z jednej strony nie oczekuję od Andrei w tym roku zbyt wiele. Włoch ma po prostu łapać tempo i rozkręcać się przed sezonem 2022. Z drugiej strony nawet jego nowy team-partner, Valentino Rossi, podkreśla, że Yamaha 2019 tak bardzo różni się od Yamahy 2021, że porównywanie danych z danymi Andrei nie ma większego sensu.
Co prawda po wyścigu w Misano Dovizioso przyznał, że nadal nie czuje zbyt dobrze tylnej opony Michelin, ale jego tempo było w niedzielę dużo lepsze, niż wskazuje na to 42-sekundowa strata do zwycięzcy.
Nie zdziwiłbym się, gdyby jeszcze przed końcem tego sezonu Dovizioso okazał się regularnie szybszy od Valentino Rossiego, a to byłoby już niezłym wynikiem. Z pewnością w kolejnych wyścigach pomogą mu niedawne, dwudniowe testy w Misano. Może i Andrea ma już na karku 35 lat, ale czuję, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Uważajcie na niego!
Odpowiadając jednak na pytanie, czy powrót Dovizioso to dobry pomysł? Absolutnie tak!
Komentarze 0
Poka¿ wszystkie komentarze