Ścigacz.pl

Eli Tomac, James Stewart, Ken Roczen, Justin Barcia, Ryan Dungey, Trey Canard, Chad Reed - już jutro startuje kolejny sezon AMA Supercrossu.

Będzie się działo! Jutro wieczorem czasu lokalnego w kalifornijskim Anaheim rusza sezon 2016 AMA Supercrossu. Zmiany team’owe, wielkie powroty, kontrowersje - wszystko to ucichnie w momencie, gdy zawodnicy ruszą do pierwszego wyścigu w roku.

Nie da się ukryć, że większość fanów supercrossu wyczekuje debiutu Eli Tomac’a za sterami Kawasaki. Tomac ma sporo do udowodnienia i poniekąd przejmuje pałeczkę po Ryanie Villopoto (co nie udało się Davi Millsapsowi). Syn utytułowanego zawodnika MTB przeszedł tego lata poważne operacje i tak naprawdę nikt nie wie w jakiej jest formie. Tylko czy ktokolwiek odważyłby się wykluczać Tomaca? Po tym co pokazywał podczas pierwszych rund AMA Motocrossu, nie ma takiej opcji.

Wykluczać nie można także Jamesa Stewarta, nie ukrywam - mojego faworyta. James kilkanaście miesięcy spędził na "ławce rezerwowych", po tym jak w dość kontrowersyjnej decyzji ukarano go za doping. Stewart częściowo wrócił już do rywalizacji, wygrywając chociażby Red Bull Straight Rythm i kończąc na deskach Monster Energy Cup. Jak i w przypadku Tomaca, tak i w przypadku Stewarta - James jest zawsze niebezpieczny i można się spodziewać po nim wszystkiego (tak samo wygranej jak i kolejnej dyskwalifikującej na miesiące kontuzji).

Ryan Dungey jest jednym z bardziej utytułowanych zawodników w 42-letniej historii amerykańskiego supercrossu i bez dwóch zdań jednym z bardziej utytułowanych w stawce. Zeszłoroczny mistrz stoi przed trudnym zadaniem obrony tytułu. Znany z konsekwencji The Dunge w sezonie 2015 stawał 16 razy na podium w 17. wyścigach, co było kluczem do sukcesu. Zresztą, Dungey kilka miesięcy później zgarnął także tytuł AMA Motocrossu.

To nie koniec nazwisk. Ken Roczen do palety swoich tytułów musi w końcu dołożyć tytuł klasy 450 w supercrossie. Justin Barcia wygląda na pewnego siebie i zdeterminowanego, a przede wszystkim dogaduje się w końcu ze swoją Yamahą. Wiecznie kontuzjowany Trey Canard w sumie dawno nie przejeździł całego sezonu, ale jako główny motor napędowy zespołu Hondy wręcz musi zacząć wygrywać.

Jeżeli nie możecie się doczekać, to… bardzo dobrze! Wyścigi zaczynają się jutro o 18:30 czasu lokalnego (3:30 w niedzielę 10. stycznia w Polsce).