Z Bielska do Azji - motocyklowa wyprawa do Magadanu
Okazuje się, że jesteśmy na granicy ukraińsko-rosyjskiej o 8 godzin wcześniej, niż rozpoczyna się ważność naszych wiz
W czerwcu zapowiadaliśmy wyprawę motocyklową Roberta Sirka i Mariusza Antonika do Magadanu. Na Hondach XRV 750 Africa Twin panowie ruszyli w trasę 25. czerwca i bez większych problemów zdołali wrócić już jakiś czas temu. 3. września zorganizowali spotkanie, na którym można było obejrzeć zdjęcia, filmy, posłuchać relacji i oczywiście porozmawiać z głównymi bohaterami. Tak jak zapowiadaliśmy, wszyscy, którzy nie mieli możliwości pojawić się na spotkaniu, mogą przeczytać całą relację na Ścigacz.pl. Zapraszamy do lektury pierwszej części!
Pomysł wyprawy pojawił się podczas luźnej rozmowy z Robertem, pod koniec czerwca 2009 roku. Początkowo miał to być wyjazd tylko nad Bajkał, lecz po trzech miesiącach rozmów zgodnie stwierdziliśmy, że warto zahaczyć przy okazji o Mongolię, gdyż do Ułanbator jest niewiele ponad tysiąc kilometrów. Cztery miesiące później byliśmy zdecydowani dojechać na kraniec Azji, czyli do Magadanu. Przygotowania zajęły nam parę kolejnych miesięcy i równo rok od narodzin pomysłu byliśmy już spakowani i gotowi do drogi.
Wyruszamy z Bielska-Białej w deszczowy piątek 25. czerwca około 9:00 rano, żegnani przez naszych przyjaciół motocyklistów i znajomych. Mkniemy przez Nowy Sącz, Krosno i Przemyśl do granicy polsko-ukraińskiej w Medyce i po godzince jesteśmy już na Ukrainie. Pierwszy biwak rozkładamy około 50 km za Lwowem, w "pięknych okolicznościach przyrody". Nie przewidzieliśmy tylko nocnej ulewy, która rozmiękczyła grunt tak, że rankiem pokonanie kilometra do utwardzonej drogi zajmuje nam ponad 15 minut.
Przelot przez Ukrainę odbywa się bez problemów poza nieudaną próbą wyłudzenia od nas łapówki przez miejscowy patrol milicji za przepisową jazdę. Trzeciego dnia dojeżdżamy do granicy ukraińsko-rosyjskiej. Ogromne zdziwienie: okazuje się, że jesteśmy tu o 8 godzin wcześniej, niż rozpoczyna się ważność naszych wiz. Musimy więc koczować do północy pomiędzy granicami na ziemi niczyjej. W nocy co prawda kolejki po stronie rosyjskiej nie ma, ale i tak bieganie od okienka do okienka po pieczątki zabiera nam prawie dwie godziny...
Tym sposobem dopiero przed 2:00 w nocy wjeżdżamy do Rosji i po 60 km znajdujemy dobre miejsce na biwak. Szybkie rozbicie namiotów i upragniony odpoczynek po długim dniu. Dwa dni później, na wysokości miasta Tambow, po kilku dniach pościgu dogania nas doświadczony podróżnik motocyklowy – Sławek z Kołobrzegu na swojej LC4 Adventure. Ten także wybiera się do Magadanu i jeszcze w Polsce postanowiliśmy połączyć siły.
Gwoli ścisłości, to Robert wraca się 60 km, spuszcza ze swojej Afry paliwo i tankuje motocykl Sławka, któremu nocą na trasie zabrakło benzyny. Ruszamy dalej w trójkę. Dzień obfituje w ciekawe wydarzenia. Najpierw przed Penzą spotykamy Szweda na rowerze, który spokojnie wraca z Tybetu. Wkrótce dojeżdżają do nas dwaj złotozębni Kazachowie na motocyklu przerobionym tak, że dopiero po kilku minutach oględzin rozpoznaję w nim nic innego, jak tylko XRV 750 Africa Twin. Proponujemy wszystkim kawę i wnet na przydrożnej łące roznosi się jej miły zapach, a my w wyśmienitych humorach rozmawiamy o podróżowaniu, zajadając się pysznymi ciastkami, którymi częstują Kazachowie. Po miło spędzonej godzince wymieniamy się adresami e-mail, żegnamy się i pomykamy w swoją stronę w eskorcie złotozębnych, którzy po około 300 km odbijają w stronę granicy swojego państwa. Robert, Sławek i ja jedziemy pod Samarę, gdzie znajdujemy świetne miejsce na biwak.
Wieczorem Sławek przyznaje się do problemów ze sprzęgłem w swoim motocyklu. Próbuję wysprzęglić, ale opór jest taki, że boję się złamania klamki. Szybka decyzja: rozbieramy sprzęgło, żeby znaleźć przyczynę. Po zdjęciu pokrywy widzę mieniące się opiłki aluminium w oleju, co szczerze mnie martwi. Tym bardziej że Sławek ma tylko litr oleju ze sobą. Ponieważ przyczyną problemów okazuje się zużyty docisk, składamy wszystko z powrotem i kładziemy się spać - dochodzi już 2:00 w nocy. Nazajutrz podejmujemy decyzję, że jedziemy do Ufy poszukać sklepu motocyklowego lub serwisu, który mógłby zużytą część zamówić. Przed miastem spotykamy miejscowego bikersa, który prowadzi nas pod sklep motocyklowy, gdzie Sławek kupuje olej do LC4 i ze względu na brak możliwości zamówienia części podejmuje decyzję powrotu do Polski. Tym sposobem z Ufy w kierunku Czelabińska wyruszamy znów we dwójkę.
Droga pomiędzy tymi dwoma miastami to głównie podjazdy i zjazdy, szczególnie na 250-kilometrowym odcinku prowadzącym przez południowy Ural. Wieczorem, po pokonaniu ponad 600 km, mijamy Czełabińsk. Jesteśmy w Azji.
Kolejne części relacji pojawią się na stronach Ścigacz.pl już niebawem, czekajcie!
Komentarze 3
Pokaż wszystkie komentarzeWyprawa fajna, tylko teksty kiepskie :( W Long Way Round to panowie coś poopowiadali a Ci to naśmiewają się z lokalnych bikerów, mają w du...e kobieta która za.....la przy kołowrocie i jedyne co...
OdpowiedzSuper wyprawa - zazdroszcze
OdpowiedzHaha, tankowanie na korbkę :D Co za paliwo tam laliście?
OdpowiedzW tamtych rejonach nie ma problemów ze znalezieniem takich archaizmów jak np. etyliny 86! Słabo?
OdpowiedzTa liczba to ilość oktanów? o.O. W instrukcji mojego skutera jest napisane, że jeździ na benzynie co najmniej 90 oktanów? Jak silnik motocykla się czuje na takiej benzynie?
Odpowiedznic szczegolnego, wiele ziłów, gazów i innych lokalnych sprzętów jeździ na takim paliwie ;)
Odpowiedz