Yamaha R7 w teście. Stylowy kompromis pomiędzy jazdą na torze i szosie
Paweł Kowalski:
Z pudełka na tor, to moje pierwsze skojarzenie po spędzeniu kilku dni z Yamahą R7. Mam to szczęście w życiu, że mogłem jeździć wieloma motocyklami. Seryjnymi oraz takimi po modyfikacjach. Sam też przerabiałem nie jeden jednoślad pod siebie. Zazwyczaj po to, żeby lepiej nadawał się do jazdy torowej. Nie pamiętam takiej sytuacji jak przy R7, żeby w seryjnym motocyklu nie trzeba było praktycznie nic zmieniać.
Yamaha nie odkrywa dla nas świata na nowo. Raczej idzie utartym szlakiem, poprawiając po drodze to co może nam przeszkadzać. Patrząc na R7 musimy spojrzeć troszkę szerzej. Najlepiej na całą rodzinę R od 125 do 1000. Zapytacie po co? Otóż będąc na początku naszej motocyklowej drogi, powinniśmy ją zacząć właśnie od najmniejszej pojemności i wraz z nabieraniem wprawy i doświadczenia, zmieniać sprzęt na większy i mocniejszy.
Gwarantuję, że większość z was nawet doświadczonych motocyklistów, nie będzie w stanie wykorzystać 100% możliwości Yamahy R3, a co dopiero z większymi modelami. Cała rodzina R jest do siebie podobna i to nie tylko z wyglądu, ale również z pozycji jaką obieramy siadając na motocyklu. To wszystko ma na celu ułatwienie nam zmiany pojazdu. Przeskok z R 125 na R3, czy później na R7 ma być kolejnym krokiem. Pozycja jest nam już znana, teraz dochodzi lepsze zawieszenie, mocniejsze hamulce i większa moc. Czy to działa? Oczywiście, że tak.
Yamaha R7 to ubrana w owiewki MT-07? Nie do końca można się z tym zgodzić. Zmiany choć niewielkie w liczbach, dają niezwykły efekt przy prowadzeniu. Zacznijmy od ramy. Jest stalowa wykonana z rurek, jednak zmieniono kąt główki ramy na mniejszy, prześwit też minus 10 mm. Wahacz to ta sama jednostka, co w MT, ale tylne koło jest nieco dalej z tyłu dzięki mniejszej o jeden ząb tylnej zębatce, która sprawia, że przełożenie jest nieco wyższe dla wyścigowych/sportowych prędkości. Gdy połączymy to z innym łącznikiem tylnego zawieszenia w R7, otrzymamy znacznie lepszą konfigurację gotową do jazdy na torze.
R7 posiada również w pełni regulowane odwrócone widelce KYB 41 mm oraz amortyzator z regulacją wstępnego napięcia i odbicia. W porównaniu do konwencjonalnie montowanych zacisków w MT, tu mamy czterotłoczkowe zaciski radialne. Dodatkowo pompa hamulcowa Brembo daje pewność, że zatrzymamy się zgodnie z planem. Oczywiście system ABS uchroni nas przed ewentualnym zablokowaniem koła w awaryjnej sytuacji. Całe szczęście, nie jest on zbyt czuły i nie przeszkadza w jeździe torowej.
Silnik CP2 (Cross Plane) jest prawie identyczny z MT-07, ale w YZF-R7 Yamaha po raz pierwszy zmodernizowała CP2 dodając sprzęgło z systemem Assist & Slipper. Mówi się, że nowe sprzęgło zmniejsza siłę nacisku o 20 procent, jednocześnie służąc jako narzędzie do zmniejszania momentu wstecznego przy zwalnianiu poprzez zmniejszenie skutków hamowania silnikiem. Sprzęgło antyhoppingowe umożliwia płynne wchodzenie w zakręty, nawet podczas przekraczania granic stref hamowania. Moc i moment obrotowy pozostały bez zmian i wynoszą odpowiednio 74 KM i 67 Nm. Czego nie ma w serii, a powinno się tam znaleźć? Quickshifter! Zupełnie nie rozumiem, dlaczego go nie ma. Oczywiście tniemy koszty, ale czy tylko o to chodzi? Pozwólcie, że pozostawię to pytanie bez odpowiedzi.
Yamaha chwali się, że R7 jest najbardziej smukłym motocyklem sportowym jaki wyprodukowali. Faktycznie mając okazję porównać ją z R3 muszę się zgodzić. Zbiornik paliwa ma 13 litrów, a jego kształt, aż prosi się żeby się na nim położyć. Wcięcia boczne idealnie pasują do kolan. Kierownica to klasyczne clipony rozstawione na tyle szeroko, żeby czuć się pewnie w jeździe drogowej i nie mieć potrzeby przestawiania ich na tor. Zegary a ściślej mówiąc wyświetlacz, jest prosty, czytelny i zawiera wszystkie niezbędne informacje. Przednia owiewka z szybą chroni od wiatru, ale dopiero wtedy, kiedy położymy się na motocyklu. Kanapa o dziwo jest wygodna i pozostawia dużo miejsca na odsuwanie się do tyłu przy jeździe torowej. Siedzenie pasażera... cóż, jak kocha to pojedzie.
Tył motocykla jest smukły i ma charakterystyczne wloty powietrza, mające kierunkować strugę poprawiając docisk. Oświetlenie full led działa wyśmienicie. Przednia lampa, a właściwie projektor, został wkomponowany we wlot powietrza, natomiast pozycyjne światła po dwóch stronach w nocy dają efekt oczu.
Testowy egzemplarz R7 jest w malowaniu 60th Anniversary, upamiętniającym 6 dekad Yamahy w wyścigach. Trzeba przyznać, do twarzy jej w bieli i czerwieni, a złote felgi i lagi dopełniają całości. Na przedniej owiewce żółte "pole numerowe" na zbiorniku naklejka, a na ogonie napisy. Nie da się nie zauważyć, że to edycja limitowana. Układ wydechowy to Akrapovic. Przyznam, że mógłby brzmieć donośniej, jednak względy homologacji obowiązują i w tym zakresie.
Wrażenia z jazdy
Zacznę od trasy i miasta. Nie spodziewałem się wygody i dobrze. Jak na ścigacza przystało, ręce i nadgarstki dostają w kość. Zawdzięczamy to pochylonej pozycji i ugiętym nogom. Kolana nie protestowały, więc nie jest tak radykalnie, jakby się mogło wydawać. Po przejechaniu kilku kilometrów, pierwszy konkretny zakręt i ślimak prowadzący na trasę szybkiego ruchu. Nawyk z jazdy torowej nakazał mi pochylenie się na motocyklu i delikatne zejście do wewnętrznej strony z wysunięciem kolana. Yamaha pojechała jak po sznurku.
Pozostałem już pochylony i oczywiście okazało się, że to słuszna droga do nie bolących rąk. Trzymamy się zbiornika kolanami, ręce luźno i można latać. Czy setki kilometrów? Może nie w podróż z bagażem, ale szybki wypad nad morze jak najbardziej. Motocykl jest stabilny, niezbyt podatny na podmuchy bocznego wiatru. Prędkości autostradowe nie robią na nim żadnego wrażenia. Przednia szyba działa na tyle skutecznie, że nawet w trakcie jazdy, nazwijmy to wyprostowanej, pęd powietrza nie buja kaskiem na boki.
Jedziemy na tor
To jest żywioł Yamahy R7. Tu nie szuka się kompromisów. Wsiadamy i jedziemy swoje. Opony Bridgestone S22 w rozmiarze 120/17 przód i 180/17 tył jak w motocyklach o pojemności 600ccm, to klasa sama w sobie. Grzeją się bardzo szybko i kleją jak złe. Nawet jeśli dopiero zaczynasz przygodę z torem i martwi cię brak kontroli trakcji, nie przejmuj się. Na suchej nawierzchni gaz można odkręcać bez obaw. R7 jedzie od samego dołu, ale nie jest agresywna. Wszystko dzieje się płynnie i łagodnie. Nawet opóźnione hamowanie przed zakrętem, nie destabilizuje tyłu. Nowe sprzęgło to ogromny plus. Zawieszenie i geometria podwozia to klasa sama w sobie.
Udało się w trakcie testu zaliczyć dwa tory. Jeden krótki i kręty, drugi dokładnie przeciwny. Hamowanie do zakrętu z prędkości 180 km/h z redukcją biegów, bez problemu. Szybkie zmiany kierunków, prawie jak na R3. Masa R7 wynosząca 188 kg oraz smukła sylwetka zachęcają do jazdy po małych obiektach, których w naszym kraju jest całkiem sporo.
Podsumowując
Yamaha R7 to motocykl, na którym odnajdą się osoby stawiające pierwsze kroki w jeździe sportowej. Radykalna pozycja raczej przekreśla plany podróżnicze, ale wypady za miasto nie będą stanowiły problemu. Samo miasto, przeciskanie się w korku do pracy, czy na uczelnię jak najbardziej na tak. Komu bym polecił ten motocykl? Wszystkim tym, którzy teraz jeżdżą Yamahą R3 i myślą nad czymś mocniejszym. Nie szukajcie R1, pójdźcie do salonu i przetestujcie R7 gwarantuję, że się nie zawiedziecie.
Marlena Dudek:
Rodziny "R" Yamahy nie trzeba nikomu przedstawiać. Kiedy R6 wyfrunęła z gniazda, bo była zbyt dorosła na europejskie normy spalin, wszyscy z niecierpliwością czekali na następczynię… i się nie doczekali. Nowa R7 to kompromis pomiędzy jazdą na torze i szosie. Nie mylmy jej z limitowaną wersją z 1999 roku dopuszczoną do startów w WSBK oraz EWC.
Aerodynamiczne owiewki, agresywny wygląd R7 dają spójność ze sportową linią Yamahy i skutecznie chronią przed wiatrem. Przód z podwójnymi reflektorami i umieszczoną centralnie soczewką LED bardzo dobrze oświetli nam drogę podczas nocnej trasy, a głęboko wyrzeźbiona osłona zbiornika ułatwi zajęcie sportowej pozycji na torze. Wyświetlacz LCD jest prosty, informuje o wrzuconym biegu, prędkości, obrotach oraz zużyciu paliwa. Do testów dostaliśmy model R7 World GP 60th Anniversary w kultowych biało-czerwonych barwach z grafiką "speed block". Miłość od pierwszego spojrzenia gwarantowana.
R7 pomimo agresywnego wyglądu jest wyrozumiała. Serce to dwucylindrowy silnik o pojemności 689 cm3, którego maksymalna moc wynosi 73,4 KM przy 8750 obr./min (dla porównania czterocylindrowa R6 dysponowała 118,4 KM przy 14 500 obr./min). Nowy motocykl rodziny R ma za to wyższy maksymalny moment obrotowy - 67 Nm przy 6500 obr./min. Dlatego świetnie sprawdza się w wolnych zakrętach na torze i pozwala na szybkie wyjście. Na prostych długi 4 i 5 bieg nie wzbudzi emocji u doświadczonych motocyklistów, ale początkującym pozwoli na wzięcie oddechu i skupienie się np. na nitce toru.
Stwierdzenie, że R7 to MT-07 w owiewkach jest sporym uproszczeniem. Podwozie ma większą sztywność, rozstaw osi jest krótszy o 5 mm, a tył podniesiony za pomocą nowego układu zawieszenia oraz zmienionego tylnego amortyzatora. Środek ciężkości jest przesunięty do przodu, a motocyklista ma pozycję podobną bardziej do tej na R6, niż na MT-07.
Zawieszenie i hamulce są w wysokiej specyfikacji. Tylny amortyzator, jak i przedni widelec upside-down o średnicy goleni 41 mm są regulowane. Zawieszenie ma duży skok dający poczucie bezpieczeństwa oraz pewność siebie na nierównościach dróg nawet mniej doświadczonemu riderowi. Hamulce Brembo z zaciskiem radialnym z przodu nie zawodzą, zatrzymamy się tam, gdzie zaplanujemy (jeśli nie przecenimy naszych umiejętności i zakręt się nagle nie zacieśni). Sprzęgło A&S ułatwia płynną, bezproblemową zmianę biegów oraz podnosi poziom trakcji. Jest to seryjny motocykl i bez żadnych przeróbek możemy nim rozwijać swoje umiejętności na torze. Niektóre jednoślady są pod tym względem bardzo wymagające - musimy zmienić sety, kierownicę na tę clip-ons i dochodzimy do momentu, że owiewki również trzeba zmienić na torowe, bo pompa hamulcowa po wcześniejszych zmianach przestała się mieścić.
Nie znajdziemy w R7 zbyt wiele elektroniki, nie ma kontroli trakcji, czy trybów jazdy, po prostu wsiadamy i jedziemy. Kierownica clip-ons ułatwi zajęcie sportowej pozycji i pozwoli zapomnieć, że jednoślad ma cokolwiek wspólnego z nakedem MT-07. Wyczucie motocykla jest bajecznie proste, wiesz co się dzieje, a zejście na kolano nie sprawia żadnych trudności, ani nie dostarcza strachu innym. W trasie pozycja na R7 staje się szybko niewygodna, jednak sprawdzi się przy krótkich dojazdach do pracy i omijaniu korków, dzięki swojej zwinności oraz niewielkiej wadze (188 kg).
Nowa R7 to siódme niebo motocyklowego kompromisu pomiędzy jazdą na torze i szosie z przystępną ceną. Jak przystało na motocykl z rodziny "R" wygląda świetnie - genów nie oszukasz. Nie chciałabym nim ruszyć w dłuższą trasę, bo sportowa pozycja szybko staje się niekomfortowa, ale na torze zapewni świetną zabawę początkującym motocyklistom, doda pewności siebie i zapewni czas na naukę techniki jazdy. Doświadczeni riderzy mogą być znudzeni brakiem mocy na prostych, ale w zakrętach R7 powinna zapewnić sporą dawkę frajdy.
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze