Wielkie marki na celowniku. Włosi ujawniają prawdę o EV
Miały być cudownym wynalazkiem, przyszłością motoryzacji, ekologicznym wybawieniem dla planety. A co dostaliśmy?
Kolejne kłamstwa i oszukańcze praktyki wielkich koncernów, które wcisnęły klientom elektryczne pojazdy, obiecując cuda na kiju. Włoskie władze powiedziały jednak "dość".
Włoski urząd ds. ochrony konkurencji i konsumentów postanowił przyjrzeć się bliżej, czy producenci samochodów elektrycznych rzeczywiście dotrzymują swoich deklaracji. W ogniu podejrzeń znalazły się takie potęgi jak Tesla, Stellantis, Volkswagen i BYD. Urzędnicy nie patyczkowali się - wpadli do biur tych koncernów, zabezpieczyli dokumenty i rozpoczęli śledztwo. Czego się doszukali? Standardowego scenariusza: zasięgi aut elektrycznych okazują się być fikcją, degradacja akumulatorów to temat tabu, a gwarancje na baterie są tak skonstruowane, żeby przypadkiem nie dało się z nich skorzystać.
Konsumenci kupowali pojazdy na prąd przekonani, że przejadą setki kilometrów na jednym ładowaniu, tymczasem w rzeczywistości realny zasięg potrafił dramatycznie spadać w zależności od temperatury, włączonej klimatyzacji czy ogrzewania. Ale kto by się tym przejmował przy składaniu zamówienia? Producenci z pewnością nie. W końcu chodziło o to, żeby liczby na papierze wyglądały dobrze, a nie żeby odpowiadały rzeczywistości.
Jeszcze gorzej wygląda kwestia żywotności baterii. Informacje o tym, jak szybko akumulatory tracą pojemność, były starannie przemilczane. Klienci często nie mieli pojęcia, że codzienna eksploatacja - częste korzystanie z szybkich ładowarek czy długotrwałe utrzymywanie baterii na pełnym naładowaniu - drastycznie skraca ich żywotność. Dopiero po zakupie przychodziło bolesne zderzenie z rzeczywistością.
Jak donosi agencja Reuters, jedynie Stellantis zdecydował się na współpracę z włoskim urzędem, podczas gdy BYD i Volkswagen udają, że problem nie istnieje. Tesla natomiast poszła o krok dalej - po prostu całkowicie ignoruje toczące się dochodzenie. Oczywiście koncerny mogą spodziewać się kar finansowych, ale czy 10 milionów euro w przypadku gigantów motoryzacyjnych to rzeczywiście poważna sankcja? Można w to wątpić.
Obietnice o cudownych elektrykach rozsypują się jak domek z kart? Może to za dużo powiedziane, ale klienci zaczynają wreszcie dostrzegać, że ta technologia ma również bardzo duże niedociągnięcia, których nie powinno się ukrywać, celując w jak największą sprzedaż.
To oczywiście nie znaczy, że elektryczne jednoślady czy samochody są "złe", a jedynie, że powinniśmy dostawać obiektywne informacje o ich możliwościach, szczególnie kiedy już trafiają na rynek. Trzeba również mówić wprost, że o tym, czy są ekologiczne, nie decyduje brak spalania paliwa w komorze silnikowej. To tylko jeden z aspektów sprawy.
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze