Wagadugu 2012 - Mauretania już za nami
Mauretania. Znacie pewnie widok naszych polskich ogródków działkowych? Kojarzycie te domki ? Sporo osób z Was na pewno spędza tam wolne popołudnia, weekendy, być może nawet urlopy. Co to ma wspólnego z Mauretanią ? Tylko tyle, że 99% jak nie więcej mieszkańców tego ogromnego kraju marzy o takim metrażu, o takim standardzie. Żyją w szałasach lub lepiankach które aż ciężko opisać. Serce się kraje jak człowiek na to patrzy i wspomina swoje rozterki czy lepiej kupić 47 cali czy może szarpnąć się na 56, kupić dwa piwa do filmu czy czteropak....
Pomimo takich a nie innych warunków życiowych, pomimo ubóstwa, obecnego nadal analfabetyzmu czy problemów z liczeniem ludzie wydają się być szczęśliwi. Chciałbym widzieć wokół siebie, w Polsce, w Europie tyle życzliwości ile zaznałem tam. Zupełnie bezinteresownej. Zawsze miłe przywitanie, miły gest, ciepłe słowo. Ci co nie znali francuskiego witali nas w swoim ojczystym języku. Nikt nie uciekał przed obiektywem, nie rzucał kamieniami, nie wyciągał ręki po pieniądze a tym bardziej po to co nasze. Oczywiście, zdarzyły się przypadki gdy w tej beczce miodu znalazła się łyżka dziegciu, może nawet dwie łyżki ale czy to tak dużo jak na 4 dni, ponad 1500km i setki spotkanych osób? Chyba nie wiele....
Skoro wspomniałem o tych kilometrach to czas napisać jak wygląda ten kraj z perspektywy kogoś, kto podróżuje, czyli z perspektywy drogi. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy po wjechaniu na teren Mauretanii to przejazd kolejowy. Zapewniam Was - u nas takiego nie znajdziecie. Motocyklem z takim prześwitem nie było problemu ale auta.... jakoś dawały radę. Musiały. Innej drogi tu nie ma. Jest tylko jedna z zachodu na wschód kraju i odchodzące od niej drogi piaskowe, czasem coś a’la nasze szutry, twarde tylko bardziej czerwone, coś jak by pokruszyć cegłę na drobny pył i rozsypać. Jest więc droga, na niej samochody – głównie stare Mercedesy (następcy tzw. beczek), Renault Nevada i o dziwo sporo aut spod znaku Toyoty. Tymi ostatnimi co jasne poruszają się bardziej zamożni ludzie. O Mercedesach – kto, jak i dlaczego nimi jeździ będzie okazja jeszcze napisać. Cierpliwości. Kolejna rzecz na omawianej drodze to check pointy. Czasem drewniana budka, czasem o zgrozo z blachy, co przy ponad 40stopniowych upałach grozi...sam nie wiem czym i wolę nie myśleć. Są też i namioty a czasem po prostu biurko pod drzewem i fruwające dokumenty na wietrze. Jest też szlaban. Jak nie ma szlabanu to beczki, pachołki – cokolwiek byle by dawało jasny sygnał, że JA tu pilnuję porządku i trzeba się zatrzymać. No więc stawaliśmy. Padało kilka słów po francusku po czym mundurowy otrzymywał xero paszportu i większość z policjantów była już w tym momencie usatysfakcjonowana. Co bardziej nadgorliwi spisywali jeszcze skąd i dokąd, numery motocykla i dopiero po czymś takim można było ruszać dalej. A wszystko to w ponad 40 stopniowym upale. Zero wiatru, tylko słonko i słonko. Takie punkty rozstawione były co kilkadziesiąt kilometrów.
Stolica ponad 3mln państwa, blisko 1 mln mieszkańców, a nikogo nie dziwi tu spacerujący środkiem głównej drogi wyjazdowej z miasta osiołek, tym bardziej nie dziwią setki jak nie tysiące oślich zaprzęgów. Auta... jeżdżą tak jak wyglądają – byle jak. Parkują podobnie. Policji brak. Totalny chaos a mimo to bardzo mi się tu podoba. Jedzie się płynnie, nie ma korków. To co , że co chwila ktoś na kogoś trąbi. Takie życie. I co z tego, że z tego auta cieknie olej, tamtemu z bagażnika wystaje pół motocykla, w kolejnym jedzie 8 osób, a w tym co nie daje ruszyć spod świateł spaliło się sprzęgło. Tak właśnie wygląda Mauretania. Dodajmy do tego sterty worków na dachu jadące bez jakiegokolwiek przymocowania bo i po co skoro dach już dawno się zapadł stając się naturalnym uchwytem dla tychże. Dwa pasy powiecie... ale droga mieści 4-5rzędów aut. A i na te parkujące się jeszcze miejsce znajduje. I nie ma korków !!
Na obrzeżach hipermarket z prawdziwego afrykańskiego zdarzenia. Nie taki byle jaki! Jest podział na kategorie. Największe, ze względu na rozmiary oferowanych produktów są działy z inwentarzem. Wielbłądy, krowy, kozy, worki, materiały budowlane...wszystko pięknie posegregowane tylko wózków marketowych jakoś tak nie widać. A może to te osiołki z zaprzęgiem ?
Mamy więc za sobą i check pointy, i tory, i stolicę. Dalsza droga to smaki i zapachy. Smaki pominę skupiając się nad zapachami. Była to mieszanina smrodu z rozkładających się stert śmieci, spalin z wyeksploatowanych aut i co najbardziej dziwi w tak biednym kraju z setek rozkładających się ciał bydła wszelkiego rodzaju. Poczynając od kóz czy osłów na wielbłądach kończąc.
Pobocza drogi usiane były, i są nadal bo nikt tego nie sprząta, trupami porozbijanych aut. Widać od razu, że na tej drodze dzieje się dużo, oj dużo. Co można spotkać na takiej drodze... praktycznie wszystko – dziury sporej wielkości, brak asfaltu na długości kilkunastu kilometrów, pikapy wypełnione ludźmi po brzegi i nie piszę tu o wnętrzu pojazdu. To samo tyczy się aut dostawczych - kto nie zmieścił się do środka jedzie na dachu bądź stoi w otwartych drzwiach. Spotkać można, ba, bez tego nie da się przejechać – zaprzęg złożony z jednego, dwóch lub trzech osiołków poganianych do pracy przez najczęściej dzieci. Wożą nimi od worków wypełnionych zapewne ziarnem ( Mauretania to głównie kraj rybołówczy na wybrzeżu a w głębi kraju raczej typowo pasterski) po wodę w kanistrach czy paliwo w beczkach. Ani dzieci, ani osły nie mają tam łatwego życia.
Kolejna rzecz na naszej drodze to kawałeczki gumy, najpierw niewielkie w dużych ilościach, po chwili, duży płat, czasem dwa lub trzy i kilka metrów dalej stojąca ciężarówka a przy niej dwie, trzy, czasem więcej osób uwijających się by wymienić koło. Opono strzela wskutek przegrzania spowodowanego wysoką temperaturą i przeładowaniem ciężarówek które ledwie wjeżdżają pod co poniektóre wyższe wzniesienia. Na szczęście dbają o bezpieczeństwo swoje i innych podróżnych – nie posiadając trójkąta ostrzegawczego rozkładają przed i za autem gromadki chrustu, gałęzi w sporych, doskonale widocznych gromadek, widocznych z dala, czy to zza nielicznych tu zakrętów czy wzniesień.
Zwierzęta drogi – w zasadzie śmiało można tak o nich napisać bo nie udało mi się zaobserwować by ktokolwiek je wyprowadzał na pole czy wieczorem po nie wychodził. Bydło chodzi sobie jak chce, kiedy chce i gdzie chce. A jak nie chce mu się chodzić to po prostu staje na drodze i robi to na co ma ochotę – krowa muczy, osioł rży czy co tam robią osły.... Dziwne ale pewnie jest to jedna z przyczyn, że droga jest usiana szkieletami tych zwierząt.
Widoki – niesamowite, nie będę tu udawał , że potrafię je opisać. Postaram się je niedługo pokazać na fotografii a być może i na filmie. W każdym razie niezapomniane, nietuzinkowe, niepowtarzalne. Jedyne. Mauretańskie!
Ludzie drogi – jak już pisałem – uśmiechnięci, życzliwi, pozdrawiający nas na każdym kroku czy na każdym kilometrze drogi - to podniesieniem ręki, czy machając aż na dziecinnych oklaskach kończąc. Strasznie miłe zjawisko!
Jest droga, jest motocykl, jest kierowca... musi być woda i paliwo. Woda dla spragnionego kierowcy, paliwo do zbiornika jego motocykla. O ile z wodą problemów nie było to z dostępnością paliwa problem był, oj był. I tym akcentem pożegnam Was dziś a następnym razem zabiorę Was w podróż stopem po Mauretanii. 150km, 3 różne auta, dwa różne kierunki, ponad 4 godziny obcowania z prawdziwymi ludźmi drogi bo wokół niej skupia większość życia mieszkańców tego kraju. Właśnie... ludźmi, tak dużo osób o nich pyta a ja tak mało o nich napisałem. Bo cóż można napisać jadąc i jadąc, i tylko co jakiś czas odpowiadając na grzecznościowy zwrot czy machnięcie ręki. Dokładnie tyle ile napisałem i ani zdania więcej. Bez sensu teoretyzować.
Tym razem los chciał, że dane mi było zobaczyć to i owo. A co widziałem, jak to odebrałem i przede wszystkim co los takiego mi ( w zasadzie to nam bo jadę w końcu z kolegą) zgotował, że znalazłem się w takiej a nie innej sytuacji.... dowiecie się za kilka(naście) dni. Na razie ruszam dalej, po nowe doznania, po nowe przygody. I jeśli to los ma decydować bym w taki sposób poznawał Afrykę – to niech mnie nie oszczędza. Bo uczucia poznawania ludzi od tej drugiej strony nie da się opisać. Choć będę próbował !
Pozdrawiam.
Ernest Jóźwik
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze