Uprzejmie donoszę. Polacy masowo nagrywają wykroczenia innych i ślą policji. To źle?
Na fanpage SPOKO spotted Świdnica dwa dni temu pojawiło się zdjęcie motocrossowców jadących drogą publiczną, a ich pojazdy nie mają rejestracji. Zdjęciu towarzyszył wpis, który w oryginalnej pisowni zamieszczamy poniżej.
"Gdzie mogę dostarczyć materiały dowodowe w postaci nagrania z kamerki samochodowej, na którym widać 2 crossowców poruszających się bez tablic rejestracyjnych oraz dwóch z nich jechało przez paręnaście metrów na jednym kole stwarzając zagrożenie w ruchu drogowym. Pozostali motocykliści posiadali tablice więc łatwo będzie ich namierzyć a oni doprowadzą do tych bez tablic. Chętnie przekażę materiały w odpowiednie ręce w celu ukarania sprawców".
Oczywiście formuła SPOKO spotted Świdnica bazuje na obśmianiu różnych fenomenów naszego życia w Polsce, więc i w tym przypadku to po prostu żart, ale z drugiej strony… nie do końca. Nie chodzi nawet o komentarze osób, które rzeczywiście chcą pomóc w przekazaniu nagrania organom ścigania.
Polacy uwielbiają donosić?
W naszym kraju powstaje coraz więcej narzędzi i rozwiązań, które pozwalają donosić. A Polacy ochoczo z nich korzystają. W zeszłym roku przesłaliśmy służbom o blisko 50 proc. więcej materiałów niż rok wcześniej. Do końca 2022 zostały jeszcze trzy miesiące, ale już wiadomo, że będzie pod tym względem rekordowy. Wystarczy przecież kamerka w telefonie.
Jednym z najskuteczniejszych narzędzi do donoszenia jest policyjna skrzynka pocztowa. "Stop agresji drogowej" to nazwa skrzynki, na którą kierowcy przesyłają nagrania z wideorejestratorów. Na podane adresy e-mail można wysłać film lub link do zamieszczonych w Internecie zdjęć i nagrań, a jeżeli ktoś nie potrafi, może przekazać materiały cyfrowe w najbliższej komendzie. Co ciekawe, policja wykorzystuje filmy nie tylko jako gotowce do wystawiania mandatów, ale przygotowuje z nich również kompilacje, które publikuje w sieci.
Rekord goni rekord
Ale chyba nikt nie spodziewała się, że Polacy tak chętnie zaczną korzystać z tego rozwiązania. O ile w 2015 roku rodacy przekazali stróżom prawa 7,5 tys. nagrań, to już pięć lat później - w 2020 roku, było ich ponad dwa razy więcej - dokładnie 16,5 tys. To był absolutny rekord, ale okazuje się, że w 2021 roku na policyjne skrzynki "Stop agresji drogowej" trafiło jeszcze więcej materiałów. Po podsumowaniu wyników z wszystkich adresów policji naliczono aż 24,8 tys. zgłoszeń. Przy okazji dodajmy, że policji najchętniej pomagają warszawiacy, którzy przesłali stróżom prawa blisko 5,4 tys. nagrań. Na drugim miejscu jest Wrocław, a na trzecim Poznań.
Policyjna skrzynka e-mail to tylko jeden z dostępnych sposobów kontaktu z niebieską formacją lub strażą miejską. Być może bardziej eleganckim i niekojarzącym się tak bardzo z donosicielstwem jest przekazanie filmu na jeden z wielu kanałów YouTube - który zajmuje się piętnowaniem przypadków łamania przepisów drogowych. Najpopularniejsze to StopCham i Polskie drogi, ale jest ich o wiele więcej. Tylko pierwszy z wymienionych kanałów zawiera już blisko 1800 nagrań, które przez ostatni miesiąc zostały odtworzone ponad 11 mln razy, a w ostatnim kwartale ponad 37 mln.
Uprzejmie donoszę!
To jeszcze nic, bo przecież istnieją wygodne w użyciu aplikacje na smartfony, na przykład apka o jednoznacznie brzmiącej nazwie Uprzejmie donoszę, która po uruchomieniu umożliwia przesłanie wykonanych materiałów bezpośrednio do organów ścigania. Jedna uwaga. Aby donos z aplikacji był skuteczny, policja lub straż miejska muszą uzyskać również dane donosiciela. Jeśli sprawca przyznaje się do złamania przepisów, np. dotyczących nieprawidłowego parkowania, służby wystawiają mandat.
Z Uprzejmie donoszę korzystają obecnie tysiące użytkowników, bo aplikacja jest skuteczna na terenie całego kraju, z niewielkimi wyjątkami. Każdego miesiąca przybywa średnio ponad 200 użytkowników. Wrzesień się jeszcze nie skończył a Uprzejmie donoszę zyskało kolejnych 292 uczestników. W bieżącym miesiącu użytkownicy przesłali organom ścigania 3274 donosy. Stolica ponownie okazuje się miastem, którego mieszkańcy najczęściej korzystają z tego typu "nowinek". Od początku uruchomienia aplikacji w 2018 roku warszawiacy zgłosili bisko 47 tys. spraw.
Tak, to my sami
Okazuje się, że policji wyrósł bardzo poważny sojusznik w zbożnym dziele dyscyplinowania kierowców. To my sami. Czy to dobrze? W sieci, nawet na naszym portalu pod treściami o przekazaniu nagrań policji, praktycznie zawsze pojawiają się komentarze o "konfiturach", "uprzejmych inaczej", "kapusiach", itd. Padają też propozycje, aby takie osoby eliminować, nawet jeśli nie z grona zmotoryzowanych, to przynajmniej z grona "prawdziwych" motocyklistów. Ale czy naprawdę te wszystkie narzędzia i efekt jaki przynoszą, powinny budzić naszą niechęć, gniew i sprzeciw?
Jeden przykład. Pamiętacie przypadek marszałka województwa zachodniopomorskiego, który postanowił zajechać drogę ciężarówce, a w efekcie doszło do kolizji? Gdyby nie nagranie, sprawa szybko zostałaby zamieciona pod dywan. Tymczasem rok po tym incydencie polityk ma poważne zarzuty "sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym" postawione przez Prokuraturę Okręgową w Szczecinie. W tej sprawie toczy się postępowanie przed sądem. Nie dość, że mężczyźnie grozi nawet 8 lat odsiadki, to teraz doszedł jeszcze zarzut używania pojazdu służbowego niezgodnie z przeznaczeniem i prawdopodobnie nastąpi koniec kariery politycznej pana marszałka. Sroga kara jak na kilkanaście sekund nagrania.
To nie wszystko
Na StopCham regularnie trafiają również nagrania ze… stróżami prawa w roli głównej. Część spraw ma dalszy bieg i kończy się ukaraniem sprawców w mundurach. Przecież o to właśnie nam chodzi! Chcemy równego traktowania wobec prawa i bezpiecznej możliwości przejechania z punktu A do B. Tego samego pragniemy dla członków swoich rodzin, przyjaciół, znajomych.
Możemy się zżymać i wołać o powszechnej inwigilacji, donosicielach i internetowych kapusiach, ale videorejestratory i powszechne filmowanie wyczynów piratów drogowych, a następnie przekazywanie tych materiałów organom ścigania, służy nam wszystkim. Niezależnie od tego, co o tym myślimy.
Komentarze 2
Pokaż wszystkie komentarzeTowarzyszu Kenlee, za drogi w Polsce płacą wszyscy zmotoryzowani (i nie tylko). Powinni więc z nich bez strachu korzystać wszyscy, a przynajmniej większość - a nie tylko d*bile łamiący przepisy. ...
Odpowiedz1% o który tak Cię dupa boli jest i tak nietykalny niezależnie od koniunktury. Nie trzeba polityki- wystarczy kasa na papugi. Czasem urządza się widowisko medialne dla gawiedzi, jak już trudno coś ukryć, ale i tak na końcu krzywdy nie ma. Działania donosicieli biją najbardziej w pozostałe 99% okazjonalnie łamiących przepisy, tylko dopóki nie staniesz się celem takiego sygnalisty, to będziesz gardłował za tym. Tak samo działała komuna- dopóki przychodzili po sąsiadów to było OK. Drogi w Polsce to jedna wielka pułapka na kasę frajerów. Las znaków z ograniczeniami prędkości, które na "ostrych" zakrętach zaczynają mieć sens dopiero jak spadnie śnieg. Na drodze biegnącej po obu stronach granicy z Niemcami, na Polskiej stronie zakręty zaczynają być jakimś wyzwaniem, kiedy wartość na znaku przemnoży się x2, a znak stoi przed każdym z nich. Ta sama droga po Niemieckiej stronie i wystarczy znak plus 10% i trzeba się konkretnie starać żeby się zmieścić w obrysie drogi, a znaki stoją tylko tam gdzie są potrzebne. A to tylko jeden z potencjalnie kosztownych polskich absurdów, więc jeśli jesteś, towarzyszu JAQ świętszy od papieża, to rzucaj kamieniem, i donoś na zdrowie. Tylko że po Ciebie też kiedyś przyjdą... :-)
OdpowiedzW punkt. Nawet w skandynawii jezdzi się szybciej. Jeżeli tylko chodnik jest oddzielony od drogi rowem melioracyjnum to od razu mamy podniesienie prędkości do 70km/h. W Finlandii 100 a nawet 110 km/h na drodze jednojezdniowej to wrecz absurd bo niejednokrotnie za zakrętem lub górką stoi stado reniferów. A co do Niemiec czy np Szwajcarii zgadzam sie w 100%. Przejazd z dopuszczalną prędkością przez wiele zakrętów może skończyć się w rowie i nikt jakoś nie robi z tego problemów
OdpowiedzI właśnie dlatego za granicą kierowcy mają respekt dla ograniczeń, bo te mają sens. W Polsce, kiedy na jednym zakręcie ktoś postawi znak z realnym ograniczeniem, to za chwilę zyskuje on sławę "zakrętu śmieci". Co chwila ktoś tam ląduje w rowie, bo nikt tego ograniczenia nie traktuje na serio, po przejechaniu setek innych z idiotycznie zaniżonymi wartościami. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej- podwójne ciągłe w środku lasu na "łuku" o promieniu Księżyca, 40 z powodu braku malowanek, ciuciubabka ze znakami terenu zabudowanego na obszarach podmiejskich, nowa definicja skrzyżowania itd, itp.
OdpowiedzŚwietna konkluzja towarzyszu Sitek. Służba władzy, służbą Narodowi! Policja będzie mogła zlikwidować patrole terenowe. Żeby rządzić millenialsami wystarczy biurko, net i social media. Jak nie ...
Odpowiedz"Zorganizowany przez Stasi wewnętrzny aparat represji opierał się przede wszystkim na niesłychanie rozbudowanej siatce agentów-informatorów, często donosy składali na siebie bliscy krewni, sąsiedzi, dozorcy kamienic, a nawet rodzina, w niektórych przypadkach biorąc za to wynagrodzenie. Odpowiednikiem polskiego TW był „tajny współpracownik rozpracowania”, IMB (Inoffizieller Mitarbeiter Bearbeitung)."
Odpowiedz