¦wietny drugi dzieñ na GS Trophy 2014!
To był piekielnie długi dzień. Dla mnie osobiście rozpoczął się już w środku nocy gdy kolejne fale ulewnego deszczu tak mocno bębniły o namiot, że nie dało się w nim spać… Ostatecznie po 5 godzinach płytkiego snu rozpoczęliśmy pakowanie mokrych rzeczy i po szybkim śniadaniu popitym skandalicznie rozwodnioną miejscową kawą (powinniście zobaczyć wyraz twarzy Włochów…) ruszyliśmy do akcji.
Pierwszy odcinek to rozjeżdżony górski szlak, gdzie w padającym deszczu nawierzchnia zamieniła się w lodowisko. Potem szybki przelot na wschodnią stronę Gór Skalistych do Columbii Brytyjskiej. Tam ponownie ruszyliśmy na szutrowe szlaki. Tam też czekał nas pierwszy dzisiejszy test - sprawdzian z nawigacji. Zadanie wymagało przede wszystkim bezdyskusyjnego zaopatrzenia się w gaz łzawiący zwalczający niedźwiedzie, ale także umiejętności posługiwania się GPSem. Istotny był także czas ukończenia próby, co oznaczało forowanie pieszo miejscowej dziczy, co jest średnio fajne gdy ma się nogach ciężkie offrodowe buty. Szybko jednak znaleźliśmy wszystkie wyznaczone punkty, a jednocześnie uzyskaliśmy drugi po bezbłędnej Korei czas wykonania zadania, co dało nam drugie miejsce w tym teście.
Kolejna przelotka górskimi szlakami przebiegała w kompletnie innych warunkach, niż ta poranna. Sucha nawierzchnia generowała tak ogromne ilości kurzu, że momentami konieczne było znaczące obniżenie prędkości… To był bardzo niebezpieczny odcinek, głównie dlatego, że widoki, które oferowała nam dzisiejsza pętla po prostu urywały głowę i tylko dzięki tytanicznemu wysiłkowi włożonemu w utrzymanie wzorku na trasie przed nami udało się nam dojechać bezpiecznie do celu, bez spadania w którąś z przepaści (praktycznie zawsze obecnych przy tutejszych górskich drogach). Uf…
Gdy czekaliśmy na prom Brytyjczycy uznali że woda w jeziorze jest bardzo ciepła (na moje oko Bałtyk w okolicach kwietnia jest lepszym miejscem do kąpieli…) i po prostu się w niej wykąpali. Gdy tylko przeprawiliśmy się na drugi brzeg ponownie lunął deszcz. Mokrzy dojechaliśmy do kolejnego offrodowego szlaku, który po ponad 300 kilometrach nakręconych dzisiejszego dnia po prostu dał nam nieźle w kość.
Dzisiejsza baza to… lokalny klub hokejowy. Pozwólcie, że wyjaśnię wam kontekst sytuacji. Po ulewach z ostatniej nocy wszystkie namioty są totalnie mokre. Po dzisiejszym dniu i jeździe w deszczu mokre są także ciuchy motocyklowe, buty, rękawice i wszystko pozostałe. Nie ubierając problemu w ozdobniki przyznać trzeba, że specyficzny zapach zaczynają wydzielać wszyscy, a wraz z nimi wszystko, z czym ci wszyscy mają kontakt. Organizatorzy, aby zapobiec wymknięciu się sytuacji (a właściwie jakości otaczającego nas powietrza) spod kontroli uznali, że dziś przenocujemy w namiotach, ale pod dachem, aby dać szansę wyschnięcia naszym rzeczom. Wszystkie ekipy chwalą tą decyzję śpiewem.
Zanim jednak rozstawiliśmy kamping na płycie lodowiska (lód pojawi się tutaj wraz z początkiem sezonu hokejowego, czyli za trzy tygodnie) rozegraliśmy tutaj mecze w coś, co lokalesi nazywają "broomball", a co w gruncie rzeczy oznacza coś w rodzaju hokeja "na sucho". Zostawiliśmy na tej płycie wszystko co mieliśmy… Wystarczyło tego na zajęcie trzeciego miejsca, co nie jest złym wynikiem. Konkurencję wygrali Niemcy przed Francuzami.
Ostatecznie po podliczeniu wyników dnia okazało się, że dzisiejszy dzień ex aequo wygraliśmy my i Francuzi! Uzyskaliśmy po 27 punktów i wyprzedziliśmy RPA. Oznacza to, że utrzymaliśmy przewagę nad Francuzami. Ekipa Europy Centralnej, czyli my, ma 65 punktów, 5 oczek traci do nas Francja, a 15 trzecia w generalce ekipa RPA.
Maciek Gryczewski, dzisiejszy wirtuoz przenośnych urządzeń GPS podsumował dzień następująco: "To był bardzo ciężki dzień. Dużo kilometrów do pokonania, długie odcinki poza asfaltem, ale najbardziej we znaki dały się nam diametralnie zmienne warunki pogodowe. Dobrze poradziliśmy sobie z nawigacją, przebiliśmy się także do półfinału turnieju hokejowego, co znaczy że nie mamy się dziś czego wstydzić!"
Good fight, good night!
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze