Rajd Dakar - dzień dwunasty
Dwunasty etap i zarazem drugi rozegrany na terytorium Peru wiódł z Arequipy do Nasca. Odcinek specjalny poprzedzała długa, 412 kilometrowa dojazdówka biegnąca po górskich serpentynach nad samym Pacyfikiem, po czym rajdowcy pokonali 245 kilometrów po bardzo kopnych wydmach.
Motocykliści kontynuowali dziś maraton. Noc spędzili na biwaku, innym niż samochody oraz serwisanci. Nie można było korzystać z pomocy assistance. Zawodnicy mogli wyłącznie używać rzeczy, które zabrali ze sobą.
Zwycięzcą etapu został Marc Coma, który odzyskał prowadzenie w rajdzie. Drugi jest Cyril Despres z niewielką stratą 1’35. Wygląda na to, że walka o czwarte w karierze zwycięstwo w Dakarze - zarówno Hiszpan jak i Francuz mają po 3 trofea na koncie - będzie trwała do ostatniego kilometra OSowego. Kolejnym zawodnikiem w generalce za nimi jest Helder Rodrigues, który traci 1h13’49.
Przygody na wydmach nie ominęły dziś również polskich motocyklistów. Jacek Czachor postanowił atakować. Najechał bardzo agresywnie wydmy, próbując ominąć wolniej jadących zawodników inną drogą i ugrzązł na kilka minut.
"Noc spędziliśmy na stadionie, na wykładzinie, nie dostaliśmy ciepłych ciuchów i organizator stworzył nam prawdziwy klimat dakarowy. Dzisiaj startując odczuwałem skutki tego survivalu. Rozpocząłem szybko, jednak konkurenci, którzy jadą bardzo szybko w tym roku, dogonili mnie na odcinku specjalnym. Jechaliśmy w grupie dziesięciu motocykli. Dojechaliśmy do wydm, a ponieważ wydmy są moją specjalnością, chciałem pojechać tam szybciej. Wyprzedziłem sporą część grupy, a później wybrałem inny niż konkurenci ślad i zakopałem się w piachu. Odkopałem się i zacząłem gonić, dogoniłem resztę i znów zacząłem atakować ponownie popełniając błąd. Cóż, mogłem być na mecie około 7 minut wcześniej, ale taki jest Dakar, kto nie ryzykuje ten nie dojeżdża na wysokich pozycjach" - komentował Jacek Czachor.
Bardzo dobrze czujący wydmy Marek Dąbrowski również utrzymał dobre tempo. W klasyfikacji byłby wyżej, gdyby nie pomyłka nawigacyjna.
"Biwak, na którym spaliśmy, przypominał prawdziwe afrykańskie obozowisko. Podobnie odcinek specjalny, był bardzo piaszczysty, trochę na miarę dawnych Dakarów. Jechaliśmy drugą cześć etapu maratońskiego. Starałem się ścigać w miarę spokojnie i rozsądnie. Lubię jazdę po kopnym piachu, więc przyśpieszyłem. Wtedy trochę pobłądziłem i zakopałem się, pustynia nie wybacza błędów, ale ogólnie utrzymałem dobre tempo. Jeśli samochody pojadą tę samą trasę, to każdy przejdzie dobrą szkołę" – komentował Marek Dąbrowski.
Bardzo udany dzień zaliczył wczoraj Rafał Sonik, który ukończył etap na świetnej trzeciej pozycji. Cóż z tego, skoro nie jest liczony do klasyfikacji generalnej. Wygrali bracia Patronelli i to oni prowadzą w tabeli.
Rewelacyjnie rozpoczął Krzysztof Hołowczyc, który startował z szóstej pozycji. Szybko doścignął rywali na trasie. Na ostatnim punkcie pomiaru czasu był drugi. Na kilka kilometrów przed metą załoga ORLEN Team źle wytyczyła jednak drogę i ugrzęzła w kopnym piachu. Finalnie przyjechała ze stratą do lidera wynoszącą 49’55.
"Pogubiliśmy drogę. Pojechaliśmy w miejsce, gdzie były wyłącznie ślady motocykli. Nadrobiliśmy dobre dziesięć kilometrów. A kiedy zorientowaliśmy się, że błądzimy, trochę siadła nam motywacja. Wiedzieliśmy, że już nie wygramy. Szukając dobrej drogi nie spuszczaliśmy ciśnienia w ogumieniu – chcieliśmy dogonić czołówkę – i zakopaliśmy się w wydmach. Musieliśmy wyjść i kopać. Później okazało się, że zarówno Stephena, jak i Nani Roma również mieli stratę. Już nic nie stracę i nic nie zyskam, ale chciałem pokazać, że umiemy zwyciężać. Czasy były niezłe, bo dogoniliśmy naszych rywali na OSie i przez chwilę prowadziliśmy. Ale wynik niestety musi być na mecie. Cieszymy się, że jutrzejszy OS będzie miał podobną charakterystykę" – powiedział na mecie Krzysztof Hołowczyc.
Na 38. pozycji etap ukończyła załoga Małysz/Marton a na 42. Beaupre/Lisicki. Daje to naszym załogom odpowiednio 38. i 56. miejsce w tabeli.
Etap zwyciężył Robby Gordon, amerykański kierowca został jednak zdyskwalifikowany po dziewiątym etapie za niezgodność specyfikacji technicznej rajdówki z regulaminem. W wynikach jest nadal klasyfikowany ponieważ złożył odwołanie i dopóki nie zostanie ono rozpatrzone może jechać w rajdzie. Drugi w piątkowych wynikach był Leonid Novitskiy (+15’18), trzeci na mecie pojawił się Ginel De Villiers (+22’06).
W klasie ciężarówek wciąż walczą dwie polskie załogi. Ekipa Szustkowski/Szustkowski/Kazberuk była wczoraj na mecie 27. Baran/Białowąs/Górecki dojechali na miejscu 38. Daje to naszym załogom odpowiednio 30. i 35. miejsce. Wczorajszy etap wygrali De Rooy/Rodewald/Colsoul i to oni prowadzą w tabeli z przewagą ponad 56 minut nad kolejną załogą.
Trzynasty etap poprzedza krótka, stukilometrowa dojazdówka, po czym zawodnicy będą kontynuować walkę z peruwiańskimi piachami i zdradliwymi wydmami. OS liczy 275 kilometrów.
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze