Ochrona środowiska czy ochrona stanowiska? Motocykle vs. Zieloni
Z powodu idiotycznej ideologii, firmy motocyklowe zmieniają swoje plany produkcyjne, pomysły, a nawet całe misje koncernów. Motocykle przestają być przyrządem do dawania radości i zabawy, a zaczynają być czymś, co ma przykleić uśmiech na twarzy jakiegoś wysoko postawionego ponurego typa w Brukseli.
Kiedyś myślałem, że cała ta ochrona środowiska to nic innego jak bełkot jednego gościa, który zbudował sobie domek na drzewie, żywił się mchem, spał z wiewiórkami, słuchał Janis Joplin oraz Grateful Dead i nawoływał cały naród do robienia wszystkich tych rzeczy. Wraz z upływem lat okazało się, że ochrona środowiska stała się, i chciałem użyć tutaj metafory związanej z mafią, osobną religią. Człowiek nie jest świadom ekspansji całej tej ekoterrorystycznej wiary, dopóki sam nie doświadczy jej w życiu codziennym. Pamiętam pewną sytuację z liceum, kiedy na przerwie chciałem po prostu wrzucić butelkę po Coli do kosza i miałem gdzieś, w jakiej formie ona tam trafi, ponieważ gdzieś mam również los pand i białych tygrysów. Wtedy nurty ekoterrorystyczne wśród nazwijmy to, cywili dopiero raczkowały. Podbiegła do mnie dziewczyna z niepokojąco nastroszoną fryzurą, wymachując rękoma. „Poj****o cię?! Wyciągnij ją i zgnieć! Jak tak można? Wiesz jak to szkodzi środowisku?!”. Przysięgam, że w jej oczach przez bardzo krótki moment było widać, że jeśli okażę niesubordynację, zabije mnie. Wtedy mały kłębuszek całej tej ochrony środowiska dopiero zaczynał się toczyć. Teraz rozrósł się do monstrualnych rozmiarów, pochłaniając kolejne umysły. I pewnie myślicie, że skoro motocykle są takie fajne, hedonistyczne i zapewniają to słodkie uczucie wolności, przed całą tą smutną perspektywą się uchroniły?
Zabrzmię teraz pewnie jak stary dziadek, który siedzi w swoim bujanym fotelu, pali fajkę i zajada Wertel’s Original, ale kiedy powstawały takie legendy dwukołowej motoryzacji jak Honda CB750, Kawasaki GPZ900R, czy Yamaha V-Max nikt nie przejmował się tym, że poziom emisji spalin może uśmiercić jakiegoś wróbla albo obrazić jakąś histeryczkę w balerinach i okularach zerówkach. Jestem ciekaw, co by się stało jakby do fabryki Harleya w 1957 przyszedł śniady urzędas i powiedział „Ekhm, no więc panowie, wiem, że ten wasz nowy Sportster ma być głośnym chuliganem na ulice, ale musicie zatkać mu jakoś wydechy, nie wiem, watą czy coś, bo wylatuje przez nie za dużo spalin”. Został by pewnie rzucony na pożarcie bizonom.
Spójrzmy na suche liczby. Podobno nie kłamią. Sektor transportowy, a do nich zaliczamy nasze motocykle, według różnych statystyk generuje 25% światowego CO2. To jednocześnie dużo i mało. Dużo bo to aż 25%, a mało, bo to zaledwie 25%. Reszta węgla i węglowodorów spalana jest w celach przemysłowych, grzewczych i po to, abyśmy mieli ciepło w domu. Co więcej większość paliw do napędu pojazdów spalanych jest przez przemysł transportowy (samochody ciężarowe, kolej), motocykle stanowią w tym bardzo niewielki procent. Komisja Europejska ma to w nosie i próbuje nas wszelkimi możliwymi zabiegami wcisnąć w ramy protokołu z Kyoto. Czy rzeczywiście wprowadzanie coraz ostrzejszych norm emisji spalin niewiele dających środowisku ma sens?
Laska od butelki po Coli za pewne wrzasnęłaby, że wszyscy muszą się spiąć, bo inaczej nic się nie poprawi, a jakiś mikroskopijny szczep myszoskoczków w Sri Lance ulegnie ekstynkcji. Pewnie tak, ale tutaj rodzi się jedno, moim zdaniem naturalne, pytanie. Czy nasze starania mają jakikolwiek sens, jeśli dwaj najwięksi emiterzy CO2 do atmosfery, czyli USA i Chiny nie przystąpiły do protokołu z Kyoto? Przypomnę, że te dwa kraje produkują ponad 40% światowego dwutlenku węgla, a cała Unia Europejska zaledwie 14%. Dodajmy do tego inne kraje rozwijające się, takie jak Indie czy też Rosja, produkujące bardzo dużo gazów cieplarnianych, w których nie obowiązują normy Euro3. Generalnie rzecz biorąc próbujemy zabawkową łopatką zasypać dziurę, którą ktoś inny cały czas powiększa buldożerem. Ostatnio zdali sobie z tego nawet Kanadyjczycy, którzy zaczęli głośno zastanawiać się nad wyjściem z ustaleń protokołu, bo niby dlaczego mają obniżać konkurencyjność swojej gospodarki i komfort życia swoich obywateli, jeśli główni sprawcy zamieszania nie poczuwają się do winy?
Zresztą, całe to gadanie o ochronie środowiska to kolejna ilustracja obłudy polityków, którzy z jednej strony chcą, abyśmy ograniczali ilość emitowanego CO2, a z drugiej robią wszystko, aby strumień ropy nie przestał płynąć przez nasze życie. Armia Stanów Zjednoczonych to największy konsument ropy na świecie. Mogę się mylić, ale śmiem twierdzić, że wystarczyłoby ograniczyć doroczne w pełni pokojowe i demokratyczne naloty ropoposzukiwawcze, aby zmienić świat na lepsze.
No ale dość dygresji, wróćmy do motocykli. Najczarniejszym dniem w historii walki motocyklizm vs ochrona środowiska była śmierć olejaka Suzuki. Olejak Suzuki był Józefem Piłsudskim wśród silników. Hardy, niemożliwy do pokonania, charakterny, potężny. Ale pewnego dnia uznano, że musi zmienić się cyfra przy normie „Euro” bo ktoś mógł napisać przykry post na jakimś forum i wszystko szlag trafił. Widzieliście, co producenci robią z wydechami swoich motocykli, aby na froncie biurokratycznym wszystko było w porządku? Zobaczcie na puchę w Super Tenere 1200. Jest tak wielka, że ma własną walutę i premiera. Widzieliście ten w nowym Bandicie? Podobno właśnie w niego uderzył Titanic. Dobrze, skoro wszyscy z tak fanatycznym zapałem dbają o środowisko, mam pewną obserwację. Za każdym razem gdy jestem na stacji benzynowej, po zapłaceniu za paliwo dostaję do ręki paragon/fakturę, potwierdzenie przelewu, drugie potwierdzenie przelewu jeśli kasjer jest idiotą i nie potrafi przyciskać, a bardzo często także ulotkę informującą mnie, że jeśli kupię milion litrów paliwa, mogę wylosować iPada. Po co? Po co cały ten papier? Przecież produkuje się go z drzew. Na których notabene siedzą zagrożone zagładą tukany tęczodziobe. Oczywiście bezsensowne generowanie bezużytecznego papieru odbywa się w każdym miejscu, gdzie coś się kupuje i gdzie jest terminal kart płatniczych. Tak, wiem, że zieloni głośno obwieszczą, że papier ten można wykorzystać na tysiąc sposobów. Np. jako ekwiwalent papieru toaletowego. Ale czyż nie lepiej było by zacząć od rezygnacji z jakichkolwiek paragonów i potwierdzeń? Na litość Boską…
Zastanówmy się przez chwilę. Ale tak na chłopski rozum. Z powodu idiotycznej ideologii firmy motocyklowe zmieniają swoje plany produkcyjne, pomysły, a nawet całe misje koncernów. Motocykle przestają być przyrządem do dawania radości i zabawy, a zaczynają być czymś, co ma przykleić uśmiech na twarzy jakiegoś wysoko postawionego ponurego typa w Brukseli. Podczas gdy nam pali się podłoga pod stopami i próbujemy to jakoś ogarnąć, gdzie indziej ktoś jawnie ma całe to zamieszanie w miejscu, gdzie światło słoneczne się nie pojawia. To już przestało być niesprawiedliwe. To stało się oficjalnie głupie. I przyrzekam na wszystko, co święte, że mimo, iż jestem człowiekiem bezkonfliktowym, będę wściekał się za każdym razem, kiedy ktoś da mi na stacji benzynowej plik bezużytecznych papierków i każe jeździć motocyklem z wydechem, w którym można mieszkać.
Komentarze 51
Pokaż wszystkie komentarzeWe wszystkim się w pełni zgadzam, jednak nie zmienię swojego stanowiska w sprawie wyrzucania i segregacji odpadów. Gardzę ludźmi, którzy z własnego wątpliwego komfortu i lenistwa nie potrafią ...
Odpowiedzzgnieść butelkę TAK ( bo więcej w koszu zmieszczę) Odkręcać nakrętkę NIE bo to ma na celu tylko i wyłącznie zwiększenie zysku firm recykling-owych. Brak nakrętki = brak pracownika do odkręcania nakrętek. A to czy butelka jest zgnieciona czy nie ma znaczenie też przede wszystkim dla firm recykling-owych (koszty magazynowania) świata nie uratujesz gniotąc butelkę.
OdpowiedzWe wszystkim się w pełni zgadzam, jednak nie zmienię swojego stanowiska w sprawie wyrzucania i segregacji odpadów. Gardzę ludźmi, którzy z własnego wątpliwego komfortu i lenistwa nie potrafią ...
OdpowiedzPopieram! Póki mogę oddychać w miarę bez przeszkód, to uważam, że powietrze czyste jak łza. I coraz bardziej wkur... mnie komisja europejska, niech banany prostują.
OdpowiedzPrzykro mi, że taka ignorancja wychodzi z Pana redaktora. Ochrona środowiska nie ma na celu ochrony jakiegoś tukana czy żabki tylko LUDZI. A tak się składa, że człowiek żyje w środowisku i ...
Odpowiedzwidać ktoś tu nie miał sposobności zauważyć jak te ustalanie praw wygląda, co jest liczone, oprócz zaprezentowania obywatelom wykresu szkodliwości. Zachęcam do zgłębienia się w tematy polityki. Bo szkoda gadać.
OdpowiedzProblem nie jest tak trywialny, że można go sprowadzić tylko do wydechów motocyklowych i emisji spalin.. Firmy prześcigają się w spełnianiu norm, bo to jest kolejny interes, pomijam fakt, że koszty i np. zasoby zmarnowane do produkcji "zielonych" technologii są tak wysokie, że niszczą świat bardziej. Przykład? hybrydy. Wszystko fajnie, mniej paliwa, oszczędniej, mniej emisji spalin, ale czy ktoś pomyślał co potem się stanie z tymi akumulatorami? Koszt wykonania? surowce? utylizacja?
OdpowiedzPrawda! Przydatny artykuł. Daje do myslenia
OdpowiedzWystarczyłoby zaczynać eliminację problemu od największych źródeł, a nie od najmniejszych i mielibyśmy spokój. P.S. Latam Seven-Fifty która trochę dymi , czasem trochę oleju spali ale kocham ...
OdpowiedzTak się na świecie robi od lat, że zaczyna się od dużych źródeł. Dlatego elektrownie i elektrociepłownie węglowe i mogą spalać węgla bogatego w siarkę (kiedyś tak było) i muszę odpylać spaliny. Jeden samochód to nic, ale samochodów na świecie są dziesiątki milionów i większość tłoczy się w miastach. Dlatego w Polsce są tylko dwa miejsca gdzie przekroczone są roczne normy stężeń tlenków azotu, tylko na Alejach Jerozolimskich w Warszawie i Alei Mickiewicza w Krakowie. Dlaczego? Tysiące aut dziennie stoją w korkach i smrodzą, ale ludzie to wdychają.
Odpowiedz