Nowe kłopoty e-branży? Serwisowanie elektrycznego pojazdu o wiele droższe od obsługi spalinowca
Co prawda sprawa nie dotyczy przypadku z segmentu motocykli, ale warto się z nią zapoznać, żeby zidentyfikować jedno z zagrożeń dla właścicieli pojazdów zasilanych prądem, również jednośladów. O co chodzi?
Teoretycznie chodzi przypadek, który w ogóle nie powinien być powodem kłopotów lub dyskusji. Problem dotyczy stawki za roboczogodzinę pracy przy elektrycznym pojeździe. Okazuje się, że autoryzowane serwisy mogą stosować inny przelicznik niż dla spalinowców. Inny, czyli bardziej obciążający kieszeń klienta.
Być może powiecie, że skoro chodzi o skomplikowane układy elektryczne jednośladu lub samochodu zasilanego prądem, wyższa stawka roboczogodziny może być uzasadniona. Też tak pomyślałem. Ale w przypadku opisanym Pana Marcina chodzi o zwykły element zawieszenia, taki sam jak w samochodach zasilanych benzyną, natomiast stawka za godzinę robocizny nie jest wyższa o kilka, kilkanaście procent. Jest większa aż dwa razy!
Bohaterem historii jest pewien właściciel elektrycznego Mercedesa Klasy B. Pan Marcin zdecydował się na sprzedaż samochodu i w ramach przygotowań do zbytu przywiózł auto to autoryzowanej stacji obsługi Mercedes-Benz. Okazało się, że konieczna jest stosunkowo drobna naprawa jednego z elementów zawieszenia.
W przypadku samochodu o napędzie spalinowym godzina pracy pracownika serwisu kosztuje ok. 370 złotych, ale za samochód Pana Marcina Mizgalskiego serwis zażądał aż… 700 zł! To stawka za każdą rozpoczętą roboczogodzinę naprawy elektrycznego Mercedesa Klasy B. Dlaczego tak drogo?
Przecież pojazdy elektryczne, to znaczy samochody i motocykle, miałby być o wiele tańsze w serwisie! To wciąż jest jedna z zalet tych pojazdów jak mantra wymieniana przez producentów "elektryków". Chodzi nie tylko o mniej kłopotliwy serwis silników, brak konieczności wymiany wielu płynów, ale też mniejsze zużycie klocków, tarcz i innych podzespołów. Dzięki temu miało być zawsze taniej.
Wszystko się zgadza, ale ASO tłumaczy, że nawet najprostsze naprawy wymagają mechaników o specjalnych uprawnieniach do obsługi i serwisu pojazdów elektrycznych. Tego typu uprawnienia są bardzo kosztowne, szkolenia zajmują również dużo czasu. Ktoś musi za to wszystko zapłacić. Już chyba wiecie, kto? Tym razem Pan Marcin, jutro inny właściciel elektrycznego cudu motoryzacji.
I żeby było jasne. Osobiście nie jestem przeciwny elektrycznej ofensywie. W idealnym świecie i po spełnieniu długiej listy warunków, ta technologia rzeczywiście jest cichsza, wydajna, mniej obciążająca dla środowiska naturalnego. Ale tak się składa, że nie żyjemy w idealnym świecie…
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarze"I żeby było jasne. Osobiście nie jestem przeciwny elektrycznej ofensywie" A ja jestem. Bo bez systemu dopłat, ulg, czy siłowego sekowania pojazdów napędzanych tradycyjnymi paliwami ciekłymi, ...
OdpowiedzMasz rację. TEraz na siłę dążą do zrównania cen pojazdów elektrycznych i spalinowych poprzez podniesienie ceny samochodów spalinowych i cen paliw. Powinni to zostawić i pozwolić technologii baterii się rozwijać. Ale nie, trzeba nakraść jak najwięcej kasy, bo obywatel nie ma prawa być wolnym, się rozwijać i robić coś pożytecznego.
Odpowiedz