Moto Guzzi V7. Pierwszy z wzdłużnym silnikiem V2 Motocykl, który uratował Włochów
Jeśli jesteś fanem jakiejś konkretnej motocyklowej marki, to zapewne prędzej czy później zachcesz postawić w swoim garażu oprócz aktualnego modelu jakiś starszy egzemplarz. Jeśli tak, to najlepiej któryś z tych, które odegrały w historii tej marki przełomową rolę. W przypadku Moto Guzzi takim modelem jest V7 - pierwszy motocykl napędzany umieszczonym wzdłużnie silnikiem V2.
Motocykl ten rozpoczął swój żywot jako maszyna policyjna w 1964 roku. W wersji przeznaczonej na rynek cywilny zaprezentowano go na targach w Mediolanie w listopadzie 1965 roku. Motocykl zrobił na publiczności bardzo dobre wrażenie - był duży, masywny, solidnie wykonany, szczególne zainteresowanie wzbudził w USA i w Niemczech. W obu tych krajach od razu dostrzeżono w czym tkwi siła włoskiego V2. Nie był to motocykl o sportowych osiągach, lecz maszyna umożliwiająca komfortowe pokonywanie długich dystansów w dwie osoby. Amerykanie widzieli w nim maszynę podobną charakterem do Harleya, ale lżejszą i bardzie żwawą, z kolei Niemcy widzieli w nim atrakcyjną alternatywę dla BMW. W Niemczech przeprowadzono długodystansowe testy maszyny przedprodukcyjnej i w prasie ukazały się bardzo entuzjastyczne opinie. Motocykl został przetestowany bardzo dokładnie przejeżdżając 20 000 km w każdych możliwych warunkach i okazał się konstrukcją trwałą i niezawodną, idealną do długodystansowej turystyki i świetnie nadającą się do sprzęgnięcia z wózkiem bocznym. Właśnie takiego motocykla potrzebowali ci, którzy w nosie mieli boom samochodowy i chcieli jeździć motocyklami, z czystego entuzjazmu do jazdy. Chcieli to robić przez okrągły rok, a w zimowych warunkach sprzęgnięcie z wózkiem bocznym pozwalało czuć się pewniej na śliskich nawierzchniach. Entuzjazm amerykańskiego importera włoskich motocykli był tak duży, że prawie cała produkcja V7 z 1967 roku trafiła za ocean.
Reklama
Dzięki okazałym rozmiarom (rozstaw osi 1445 mm) V7 oferował wygodne warunki podróży dla dwóch osób. Zresztą nie chodzi o same wymiary, ale również o to jak ten motocykl został zaprojektowany. Kanapa jest dostatecznie długa, by zapewnić dość miejsca dwu osobom, podnóżki pasażera umieszczono nisko, dzięki czemu nie musi on siedzieć z podkurczonymi nogami. Długi zbiornik mieszczący 20 litrów paliwa sprawia, że kierowca siedzi nieco bardziej z tyłu dzięki czemu jego nogi nie kolidują z wystającymi na boki głowicami i gaźnikami. Jednocześnie wysoka, szeroka i przesunięta nieco w tył kierownica zapewnia wygodną pozycję. Fakt, że silnik napędzający V7 jest rozwinięciem silnika, który był pierwotnie zaprojektowany do napędu samochodu Fiat 500, a potem napędzał wojskowy trójkołowy pojazd terenowy również miał swoje pozytywne konsekwencje. Po pierwsze wszystkie mechanizmy zaprojektowano i wykonano z odpowiednim zapasem wytrzymałości, wnętrzności silnika skrzyni biegów były po prostu "przewymiarowane", po drugie rozrusznik elektryczny, aparat zapłonowy i kilka innych drobiazgów pochodziło z przemysłu samochodowego, dzięki czemu dostęp do części zamiennych był o wiele lepszy. Alternator o mocy 300 W pozwalał zamontować dodatkowe lampy, czy inne elektryczne odbiorniki bez obawy o przeciążenie instalacji. Tak solidnie wykonana maszyna nie mogła być lekka i nie była. V7 w pełni zatankowany ważył 245 kg. Silnik o pojemności 704 ccm rozwijał moc 42 KM przy 6000 obr./min, co pozwoliło uzyskać prędkość maksymalną 164 km./h. Na rynku można było wówczas bez większego problemu znaleźć szybsze i bardziej zrywne maszyny, ale V7 posiadał inne cenne atuty. Dzięki temu, że silnik miał krótkoskokowe proporcje, prędkość przesuwu tłoka w cylindrze nie przekraczała 14,6 m/s. To powodowało, że V7 mógł całymi godzinami jeździć na pełnym gazie, a tego nie potrafiły ani angielskie Triumphy, Nortony i BSA, ani amerykańskie Harleye. Sprzyjał temu również fakt, że poziom wibracji generowanych przez V7 był znacznie niższy niż w przypadku brytyjskich twinów, nie mówiąc już o amerykańskich. Wszystko to razem sprawiało, że Guzzim można było jadąc autostradą utrzymywać prędkość marszową 140 - 150 km./h i to niezależnie od obciążenia.
Kolejną zaletą V7 była jego elastyczność. Już przy 50 km./h można było zapiąć ostatni czwarty bieg i płynnie przyspieszać. Jeśli potrzebowałeś wyprzedzać, wystarczyło zredukować do trójki, która zapewniała imponującą jak na owe czasy dynamikę w zakresie od 50 do 135 km/h. A przy tym wszystkim Moto Guzzi rzadko kiedy zużywał więcej niż 6 l na sto kilometrów. Dobrym partnerem dla silnika było podwozie. Zawieszenia były komfortowe, maszyna stabilna zarówno na prostej jak i w łukach i nie protestująca przed nawet głębokimi złożeniami w zakrętach. Nowy Moto Guzzi V7 zaskarbił więc sobie z miejsca sympatię tych, którzy motocyklem jeździli często i daleko.
Końcówka lat 60. i lata 70. to czasm kiedy rynek motocyklowy wyraźnie przyspieszył. Premiery nowych maszyn o dużych pojemnościach i wysokich osiągach odbywały się regularnie co roku. Włosi zachęceni sukcesem V7 również "dołożyli do pieca" i już w 1968 roku pojawił się V7 Ambasador przeznaczony na rynek amerykański. W 1969 roku zwiększono pojemność silnika do 750 ccm przy okazji wzmacniając ramę. Tak narodził się V7 Special. Nowy model osiągał moc 51 KM, nie odstając tym samym osiągami od konkurencyjnych maszyn dwucylindrowych w tej klasie pojemnościowej. W 1971 roku paleta modeli napędzanych silnikiem V2 zaczęła się rozrastać jeszcze bardziej. Zadebiutowała wersja V7 Sport z zupełnie nową, bardziej zwartą i jeszcze bardziej sztywną ramą oraz turystyczny krążownik w amerykańskim stylu o nazwie California. W kolejnym roku pojemność silnika zwiększono do 850 ccm i w lata 70. Moto Guzzi weszło na falę wznoszącą. Silnik V2 i nowa rama zaprojektowana przez Lino Tonti stały się platformą rozwoju szerokiej gamy modeli od sportowych po turystyczne, a włoska marka zyskała wiernych fanów w całym cywilizowanym świecie. Patrząc dzisiaj na Moto Guzzi musimy pamiętać, że gdyby nie pierwszy V7 nie byłoby to możliwe, a poza tym jest wysoce prawdopodobne, że gdyby nie V7 dziś, zamiast myśleć o kupnie nowego Gutka, moglibyśmy o włoskiej marce przeczytać jedynie w książkach traktujących o historii motocyklizmu.
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze