Jazda na kole, palenie gumy, g³o¶ne wydechy. Czym jest motocyklowe barbarzyñstwo?
"Pan Bóg dlatego nie dał świni rogów, aby nie mogła nimi bóść ludzi" taką ludową mądrość zdarzyło mi się usłyszeć.
Często słychać jak ktoś o kimś mówi: "to barbarzyńca, zachowuje się jak barbarzyńca". A tymczasem to słowo ma już bardzo starożytne pochodzenie, gdyż tak właśnie o swych sąsiadach, nie mówiących językiem greckim, wyrażali się starożytni Hellenowie. Oczywiście nie chodziło tylko o język, ale i zwyczaje, których "dochrapali" się Grecy przez swoje dzieje. A jakie były pryncypia cywilizacji greckiej? Zawierało się to w triadzie: "nie umie czytać, pisać i...pływać". Jeśli ktoś nie umiał tych trzech rzeczy, znaczy był barbarzyńcą.
Oczywiście to był tylko taki skrót myślowy. No, dobrze. A jak to na dzień dzisiejszy można zdefiniować dla ludzi jeżdżących motocyklami? Czytać, zwłaszcza piktogramy dotyczące zasad ruchu drogowego, to przeważnie umiemy nieźle (tylko bywają problemy z ich stosowaniem). Pisać to na ogół mało kto już potrafi (zwłaszcza jakiś dłuższy tekst), trzymając w ręku długopis (o piórze ze stalówką to w ogóle szkoda gadać).
Ja na przykład kiedyś pisałem swoje trasy dla Świata Motocykli właśnie długopisem, a tam w redakcji mi to wszystko przetwarzali. No i zdjęcia też były na papierze. Teraz na myśl o tym, kiedy klikam w klawiaturę komputera, to mi się robi słabo. A co się wtedy napoprawiałem, a teraz to fiu, bzdziu. No i ta trzecia pozycja z greckiej triady. Należy umieć płynnie... ale jeździć. A ci, co wcale tego nie umieją, to są właśnie barbarzyńcy! Czyżby ta teza była prawdziwa? Ileż to razy, ja weteran jazdy motocyklem, wpadam w dziki popłoch, kiedy jadąc (pożyczonym od żony) samochodem, nagle zostaję ogłuszony dzikim rykiem szalonego motocyklisty, który przemyka obok mnie z prędkością światła. Ba, zdarza się, że robi to na jednym kole, choć z obydwu stron suną sznury samochodów.
Od kilku już lat jako motocyklowy użytkownik szos i ulic (zwłaszcza dużych miast) spotykam się z uprzejmym "usuwaniem się" z drogi kierowców samochodów. Jest to zjawisko coraz powszechniejsze. A zatem niemotocyklowi "barbarzyńcy" bardzo się ucywilizowali. A jak to wygląda wśród motocyklistów? Przypominam sobie późne lata 80. i 90. Jeździłem wtedy częściej na rozmaite zloty. A jakie zjawisko utkwiło mi w pamięci. Akurat było to w Chorwacji, gdzie jakiś Austriak, mający jak to się mówiło "szlifierkę", odkręciwszy (na postoju) manetkę gazu, potrafił potem przypalać papierosa od rozpalonej rury wydechowej. I nie był to odosobniony przypadek. Wtedy jeszcze nie robili ograniczników zapłonu i motocykl wył jak potępieniec na nadmiernych obrotach. Zdarzały się przypadki, że sprężyny zaworowe nie dawały rady i następowało buuum.
Ale barbarzyńcy byli (i są) też w kraju nad Wisłą. Na jednym ze zlotów (było to w Białymstoku) kolejny mędrek, oparłszy swego leciwego Junaka przednim kołem o budynek, zabrał się za "palenie gumy". Długo nie popalił, bo mu silnik szybciutko wybuchł. A potem ze zdziwieniem skrobał się po głowie! Ale ilu jest takich, co umiejąc to robić, na ulicy potrafią spalić oponę do imentu i spowodować, że wreszcie wybuchnie. A jaka to radość, że ulica na dystansie kilkuset metrów spowita jest śmierdząco-duszącym, czarno-siwym dymem. Czasami jadąc gdzieś, przez jakąś mieścinę, zdarzy mi się zobaczyć "artystycznie" wymalowaną, gumą opony, jakąś arabeskę. Artysta czy barbarzyńca?
Zresztą ludzie lubią sobie udowadniać, jacy to są sprawni i umiejętni. Nie ma w tym nic złego. Pod warunkiem, że robią to w okolicznościach nikomu (oprócz nich) nie grożących. W cyrku jest to na arenie i pod kopułą. Na rozmaitych wydzielonych torach i placach też jest to w porządku. "Chcącemu nie dzieje się krzywda". Ale jeździć na jednym kole (czasem i przednim) pomiędzy sznurem samochodów? Barbarzyństwo. Całe szczęście, że z tej choroby wieku młodzieńczego, czyli katowania własnych pojazdów, w ogromnej większości tzw. "bikerzy" już wyrośli.
Piszę to z pozycji człowieka już leciwego, który nie raz w górach czy skałkach robił rzeczy, gdy na myśl o nich ciągle cierpnie skóra. Ba, jeszcze i teraz na pustej ulicy potrafię moją leciwą, choć Ognistą Kobyłę, przez gwałtowne dodanie gazu (bez sprzęgła i na dwójce) wyraźnie poderwać na tylne koło. A zatem czyżby ta pisanina była klasycznym tekstem "nieumiejętnego barbarzyńcy"?!
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze