Jakub Przygoński - bez pasji nie ma jazdy
Wśród pustynnych piasków Maroka dorwaliśmy Kubę Przygońskiego, aby porozmawiać z nim przez chwilę na temat minionego sezonu i zbliżającego się już wielkimi krokami Rajdu Dakar 2011. Jak się miewa zawodnik Orlen Team, który w tym roku wywalczył najlepszą pozycję wśród Polaków na Rajdzie Dakar i zdobył tytuł II Wicemistrza Świata w Rajdach Cross Country? Jak sprawuje się jego nowa 450-tka? Czego najbardziej obawia się Kuba w nadchodzącym Rajdzie Dakar i co w swoim życiu ceni najbardziej? Zapraszamy do specjalnego wywiadu dla Ścigacz.pl!
Ścigacz.pl: Który z tegorocznych startów w zawodach przyniósł Ci największą radość i największe rozczarowanie?
Kuba Przygoński: Hmm… Największą satysfakcję przyniosły mi chyba zawody w Brazylii, w których byłem trzeci w generalce. Przez kolejnych dziesięć dni musiałem ostro walczyć o swoją pozycję z Davidem Casteu, który jest bardzo doświadczonym zawodnikiem. W trakcie tych zawodów udało mi się wygrać dwa odcinki specjalne. W jednym z nich startowałem jako pierwszy i skończyłem go także jako pierwszy, będąc tym samym najszybszym zawodnikiem. To było dla mnie naprawdę ważne. Wygranie z Davidem w generalce kosztowało mnie sporo wysiłku, ale właśnie z tego powodu wywalczenie tej trzeciej pozycji przyniosło mi dużo radości. Największe rozczarowanie przeżyłem w trakcie ostatniej rundy Rajdu Faraonów w Egipcie, który skończył się awarią mojego motocykla. Była to ostatnia runda Mistrzostw Świata w rajdach terenowych. Za sobą miałem już przejechany Dubaj, Sardynię, Tunezję i Brazylię. Po tych wszystkich 30 000 kilometrach odcinków specjalnych, które przejechałem w tych wszystkich rajdach, na 70 km przed metą popsuł mi się motocykl. To było przykre. Resztę trasy pokonałem z pomocą Marka Dąbrowskiego, który holował mnie aż do samej linii mety. Nie było to jednak proste. Ale taki właśnie jest sport motorowy. Pomimo, że bardzo dużo zależy od nas samych, nie zawsze wszystko da się przewidzieć.
Ścigacz.pl: Twoje „w wolnych chwilach staram się trenować także na czterech kółkach” zamieniło się w tym roku w kilka startów w Mistrzostwach Polski w drifcie. Czy aby przypadkiem wyścigi samochodowe nie stały się czymś więcej w Twoim życiu?
Kuba Przygoński: Hehe, czy czymś więcej? Motocyklem ścigam się od 13 lat i czasami po prostu potrzebuję odreagować. W wyścigach samochodowych nie mam dużego nacisku na wynik, nie koncentruję się na nich tak bardzo jak wtedy, gdy siadam za kierownicą motocykla. Jak się jednak z czasem okazało, nie potrafię już jeździć dla samej przyjemności. Rywalizacja pojawiła się moim życiu już tak dawno, że chyba mam to we krwi. Do wszystkiego, czego podejmuje się w moim życiu, prędzej czy później zaczynam podchodzić profesjonalnie. Tak też było z wyścigami samochodowymi i stąd właśnie moja obecność w Mistrzostwach Polski. Drifting jest bardzo fajną, widowiskową i rozwijająca się dyscypliną w Polsce. Na tą chwilę można spokojnie powiedzieć, że mamy bardzo wysoki poziom zawodników. Może kiedyś to doświadczenie, które zdobyłem ścigając się samochodem, przyda mi się. Być może, kiedy odniosę już duże sukcesy na motocyklu, będę mógł wykorzystać to doświadczenie startując na przykład w Dakarze na czterech kółkach. Póki co jednak mi to nie grozi. Na tą chwilę koncentruję się na rajdach motocyklowych w 100% i to jest mój priorytet numer jeden.
Ścigacz.pl: Obecnie można powiedzieć, że wyścigi motocyklowe stały się Twoją pracą. Wykonujesz pewien zawód. Jak sobie radzisz z tymi najcięższymi momentami?
Kuba Przygoński: Na pewno są momenty, w których jest ciężko - kiedy człowiek jest bardzo zmęczony i obolały, albo kiedy musi wstać o 4 rano, a dookoła panuje zmrok. Wtedy naprawdę ciężko jest mówić o czerpaniu przyjemności z jazdy motocyklem. Wydaje mi się, że chyba mało który zawodnik to lubi. Pomimo tego jest wciąż na tyle dużo powodów do radości z wygranych zawodów, ze zrealizowanych planów na dany start, czy z samej jazdy, że doceniam możliwość traktowania tego, co lubię robić najbardziej, w kontekście pracy. Nawet po tylu przejechanych kilometrach nie mam dosyć jazdy i wciąż mam apetyt na więcej. Obecnie jestem na treningach w Maroku. Pojechałem tam na własne życzenie, bo mi na tym zależy, bo chcę być jak najlepiej przygotowanym do wykonywania swojej pracy i cieszę się, że mogę również czerpać z tego przyjemność. Można nawet powiedzieć, że w tych wszystkich złych chwilach przypominam sobie, ile to wszystko dla mnie znaczy i wtedy mobilizuję się do działania, żeby dać z siebie wszystko.
Ścigacz.pl: A gdyby tak zabrakło tej pasji do jazdy?
Kuba Przygoński: Jeżeli pasja by się skończyła, to skończyła by się także jazda na motocyklu. Każdy sport wymaga bowiem wielu wyrzeczeń, poświęceń i silnej woli. Bez pasji uprawianie jakiegokolwiek sportu nie jest według mnie możliwe.
Ścigacz.pl: Coraz bliżej fabryki… Być wśród Cyrila Despres i Marca Comy jedynym zawodnikiem, który dosiadał 450-tki przed Dakarem to chyba spore wyróżnienie?
Kuba Przygoński: Kiedy dowiedziałem się, że będę miał możliwość przetestowania 450-tki, byłem naprawdę szczęśliwy. Na przygotowanie naszych motocykli do zawodów poświęcamy bardzo dużo czasu. Staramy się, aby były one jak najbardziej zbliżone do fabrycznych sprzętów na jakich ściga się Cyril i Marc. Testy były więc dla mnie sporym wyróżnieniem. Jakby nie było, czasami udaje nam się dodać gazu i chyba fabryka KTM także to dostrzega.
Ścigacz.pl: Czy nie uważasz, że nowa, niesprawdzona jeszcze w tak zaciętym boju jak Dakar, 450-tka KTMa to całkiem spore ryzyko?
Kuba Przygoński: Tak, bez dwóch zdań jest to jest spore ryzyko. 450-tka jest zupełnie innym motocyklem. To tak jakby przesiąść się w rajdach samochodowych z dużego, wyścigowego samochodu S klasy do C klasy. W Dakarze 2011 pojadę dobrze przygotowanym motocyklem, w którego niezawodność wierzę. Silnik, który będzie napędzał moją Dakarówkę, miałem okazję testować już wcześniej razem z Despres i Comą. Wytrzymał 1500 km jazdy non stop na pełnym gazie po wyschniętym jeziorze. Zatrzymywaliśmy się jedynie na krótkie pit stopy na tankowanie. W wyścigu nie ma jednak takich momentów, w których jechalibyśmy w ten sposób i w ogóle nie odpuszczali gazu. Dlatego też takie 1500 km ostrego wycisku można pomnożyć razy 1,5 i założyć, że silnik powinien wytrzymać przeszło 2200 km odcinków specjalnych na zawodach.
Bardziej obawiałbym się tego, że nie jestem jeszcze wystarczająco wjeżdżony w ten sprzęt. Jest on mniejszy, niż moja 690-tka i zupełnie inaczej się nim jeździ. Nie sprawdziłem tego motocykla w zaciętym boju, a jednak to właśnie starty w zawodach dają nam najwięcej doświadczenia i obycia ze sprzętem. Żeby dobrze wjeździć się w określony model, potrzebowałbym zacząć ścigać się nim już pół roku przed Dakarem. Co prawda przez kolejne 10 dni w Maroku będę trenować na zbliżonym do mojej wyścigowej Dakarówki motocyklu, ale to nie będzie taki sam sprawdzian, jakim jest Rajd Dakar. Na Dakarze jadąc te 180 km/h po dziurach, gdzie kamienie pojawiają się z zaskoczenia i nie da się przewidzieć wszystkiego, trzeba mieć opanowany motocykl do perfekcji. W poprzedniej 690-tce doskonale wiedziałem, jak się zachować i co stanie się z motocyklem, kiedy uderzę nim przy 100 km/h w kamienie. Teraz będę musiał zastanowić się czy np. nie zwolnić jeszcze bardziej przy jakiejś przeszkodzie, a jak wiadomo każde odpuszczenie gazu wiąże się ze stratą czasu. To tutaj właśnie widzę największy problem. Na 450-tce jeździ się jeszcze szybciej, bo ten motocykl nie przyspiesza tak szybko jak jego większy brat. Jednym słowem jazda nim wymaga od zawodników dużej determinacji i pełnej kontroli nad motocyklem.
Ścigacz.pl: Po ostatnim Dakarze zapytany o to, jak w trzech słowach określiłbyś go, powiedziałeś: bardzo szybko, niebezpiecznie, ciężko. Czego spodziewasz się w tym roku?
Kuba Przygoński: Na pewno będzie bardzo szybko, niebezpiecznie i ciężko (śmiech). Podtrzymuję te słowa. Nawet będąc o ten jeden Dakar bardziej doświadczonym zawodnikiem. Po prostu wiem, z czym się je ten rajd.
Ścigacz.pl: Czy są takie sytuacje w Dakarze, do których nie chciałbyś wracać myślami?
Kuba Przygoński: Hmm, oczywiście że są. Takimi złymi wspomnieniami, do których nie mam ochoty wracać, jest z pewnością każda wywrotka. Najczęściej ma ona miejsce przy dużej prędkości i jest bardzo bolesna. Myślami staram się również nie wracać do pomyłek nawigacyjnych, czy też awarii motocykla. W tym roku na Dakarze drugiego dnia miałem na tyle duży problem z moim motocyklem, że musiałem rozebrać prawie cały sprzęt w poszukiwaniu awarii. Byłem załamany, a moja strata rosła. W tym roku nie może się to powtórzyć i mam nadzieję, że nie zatrzymam się ani razu przez całe 16 dni Dakaru.
Ścigacz.pl: Nawet na sen?
Kuba Przygoński: Sen mi się na pewno przyda, więc załóżmy, że jest to dopuszczalny przystanek.
Ścigacz.pl: Co Kuba ceni sobie w życiu najbardziej?
Kuba Przygoński: Dajmy na to, że szczerość… Ależ pytanie, jak w jakimś miesięczniku dla pań.
Ścigacz.pl: Nieprawda. Wydaje mi się, że ludzie chcieliby z takich wywiadów dowidzieć się czegoś więcej o Tobie personalnie.
Kuba Przygoński: (uśmiech) To zatem dodajmy do tego jeszcze silną wolę, upór i niepoddawanie się… nigdy!
Ścigacz.pl: Jak się czułeś kiedy MTV Cribs zaglądało Ci do lodówki?
Kuba Przygoński: Wbrew pozorom nie jest to łatwe zaprosić telewidzów do swojego mieszkania i pozwolić po nim grasować kamerze. Każdy chyba w dużym stopniu ceni swoją prywatność i stara się ją chronić. Dlatego tym bardziej było dla mnie ciężkie wyzwanie. Udział w tym programie miał właściwie znaczenie z dwóch powodów. Pierwszy to możliwość pokazania pasji do motocykli odbiorcom tej stacji, bo każda forma popularyzacji zarówno samej dyscypliny, jak i motocykli w Polsce jest ważna z wiadomych względów. Z drugiej zaś strony promocja w mediach jest częścią pracy każdego sponsorowanego zawodnika, a przecież bez sponsora moja jazda nie byłaby możliwa. Zatem kółko się zamyka.
Ścigacz.pl: Z okazji zbliżających się świąt jaki byłby Twój wymarzony prezent pod choinką?
Kuba Przygoński: Motocykl! Jeszcze lżejszy i jeszcze szybszy. Wyposażony w takiego GPSa, który bezbłędnie poprowadziłby mnie przez cały Dakar aż do linii mety. Święta Bożego Narodzenia są zaledwie 5 dni przed startem Dakaru, więc prawie wszystkie myśli krążą już wokół rajdu. Teraz jednak trzeba skoncentrować się na treningach, zatem wracam do tarzania się w piasku… Pozdrawiam również wszystkich czytelników i życzę im Wesołych Świąt.
Ścigacz.pl: Wesołych Świąt będziemy mieli jeszcze okazję Ci życzyć, a zatem życzymy dogadania się z 450-tką!
Zapraszamy również do zapoznania się z naszymi poprzednimi wywiadami z Kubą:
- bardzo szybko, niebezpiecznie i ciężko,
- szczęściarz Dakaru 2010?,
- trzeba mieć determinację,
- Dakar oczami uczestnika.
Komentarze 3
Pokaż wszystkie komentarzeCasteu!!! nie Casto. Za Przygońskiego oczywiście trzymamy kciuki!
OdpowiedzMasz rację! Czasem się trafiają takie rzeczy, dzięki za info - już poprawione :)
OdpowiedzPowodzenia od SiMR'owców. ;)
Odpowiedztrzymaj gaz, a my trzymamy kciuki-żebyś nie puszczał
Odpowiedz