Guy Martin - nienawidzê le¿eæ i nic nie robiæ
- Gdy staję przed jakimś wyzwaniem, takim jak próba bicia rekordu prędkości na lądzie, rozważam wszystkie możliwe opcje i dochodzę do wniosku, że nie robię niczego głupiego, nawet jeśli będzie mnie czekać kilka trudnych momentów. Nie jestem nierozważny, po prostu chcąc osiągnąć cel - mówi Guy Martin w wywiadzie dla Ścigacz.pl
Guy Martin to postać niezwykła. Gwiazda drogowych wyścigów motocyklowych, świetny mechanik, prezenter telewizyjny. Człowiek, który nie zna strachu. Postanowiliśmy zadać mu kilka pytań dotyczących jego pasji, życia prywatnego i… stosunku do Polski i Polaków.
Scigacz.pl: Od lat bierzesz udział w wyścigach drogowych, ale próbowałeś też swoich sił w klasycznych wyścigach na torze. Na sukces w wyścigach skłaniają się trzy elementy: sprzęt, odwaga i umiejętności. Czy możesz wskazać idealne proporcje między tymi trzema czynnikami zarówno w wyścigach drogowych, jak i na torze?
Guy Martin: Na drodze potrzeba więcej odwagi. W wyścigach drogowych radzę sobie całkiem nieźle właśnie dlatego, że choć nie bryluję pod względem umiejętności, to się nie boję. Na torze wyścigowym potrzeba więcej umiejętności, a tych mi brakuje. Sprzęt odgrywa istotną rolę w obu przypadkach, bez niego nie ma się szans na wygraną.
Scigacz.pl: Czy tak niebezpieczne wypadki jak ten z zeszłorocznego GP Ulsteru powodują, że rozważasz zakończenie startów w wyścigach drogowych?
Guy Martin: Tu nie chodzi o niebezpieczeństwo, nie potrafię znieść czasu spędzanego poza pracą, gdy leczę urazy i wracam do sprawności. Nienawidzę leżeć i nic nie robić. Gdy wtedy w Ulsterze odniosłem uraz pleców, do pracy przy naprawianiu ciężarówek wróciłem już po dwóch tygodniach i nawet to było dla mnie za długo.
Scigacz.pl: W filmie dokumentalnym 199 Lives: The Travis Pastrana Story pojawia się uwaga na temat tzw. "kompresji stresu". Podobno Travis odreagowywał stres podczas snu, przez lunatykowanie. Czy w związku z Twoim zajęciem doświadczasz podobnych "efektów ubocznych"?
Guy Martin: Nie! Chyba czasem zdarza mi się mówić przez sen, ale to wtedy, gdy coś zajmuje moje myśli, gdy coś dłubię w warsztacie, gdy muszę coś jakoś obrobić albo obejść jakiś problem. To nie ma nic wspólnego z zamartwianiem się.
Gdy staję przed jakimś wyzwaniem, takim jak próba bicia rekordu prędkości na lądzie, rozważam wszystkie możliwe opcje i dochodzę do wniosku, że nie robię niczego głupiego, nawet jeśli będzie mnie czekać kilka trudnych momentów. Nie jestem nierozważny, po prostu chcąc osiągnąć cel, muszę podołać kilku trudnym zadaniom. Te myśli nie powodują jednak, że nie śpię po nocach.
Scigacz.pl: Wspominałeś, że Twój styl życia istotnie odbija się na Twoim życiu rodzinnym. Czy myślisz czasem o założeniu rodziny, ustatkowaniu się z żoną i dziećmi?
Guy Martin: Nie zamierzam się ustatkować. Mam dziewczynę i jeśli kiedyś się pobierzemy… to nie wiem. Mój brat się ustatkował i nadal ściga się na motocyklach. Czasami mu zazdroszczę, ale tylko czasami. Lubię moje życie. Sam fakt posiadania żony i dzieci nie musi oznaczać, że trzeba przestać żyć. Nadal można żyć po swojemu.
Scigacz.pl: Cieszysz się w Polsce dużą popularnością. Jakie masz najlepsze i najgorsze skojarzenia z Polską?
Guy Martin: Moje najlepsze skojarzenie to polscy pracownicy, których spotkałem w Anglii. Są zawsze gotowi zakasać rękawy i wziąć się do roboty. Kiedyś w soboty chodziłem na herbatę z polskimi kierowcami. Gorzej kojarzą mi się niektóre potrawy i polskie zamiłowanie do wódki. Wasza etyka pracy bardzo mi odpowiada, tradycyjna kuchnia mniej. Jeśli będzie trzeba, to zjem te dania, ale wolałbym coś innego. Może to, czego próbowałem, nie było odpowiednio przyrządzone.
Więcej o Guyu Martinie dowiecie się z jego książki "Guy Martin. Motobiografia", która - teraz w promocyjnej cenie 21,99 zł - może być też idealnym prezentem na święta dla każdego fana motocykli.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze