Portal Money.pl opublikował ciekawą wypowierdź analityka rynku paliw Rafała Zywerta. Specjalista z BM Reflex stwierdził, że 5 złotych za litr już nie wróci i musimy pogodzić się z wysokimi cenami paliw. To nie wszystko, bo być może zatęsknimy również do… 7 zł/l. Dlaczego?

Co prawda obecnie tendencja jest zniżkowa i od drugiego tygodnia czerwca paliwo na stacjach cały czas tanieje, ale ten stan nie utrzyma się wiecznie. Poza tym rzeczywiste ceny paliw w całej Polsce są niestety wyższe od średnich cen prognozowanych przez ekspertów.

Pamiętajmy, że po wakacjach podrożeje m.in. żywność, ogrzewanie i usługi, a podwyżki mogą również uderzyć w kierowców, bo jest niemal pewne, że stacje paliw nie przedłużą wakacyjnych promocji na środków pędnych. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że w październiku przestanie obowiązywać tarcza antyinflacyjna, skok cen może być znaczący.

Jaki cud musiałby się wydarzyć, żeby paliwo znowu kosztowało 5 złotych za litr? Czy to niemożliwe?

Według eksperta Rafała Zywerta taki scenariusz jest możliwy ale nieprawdopodobny. Przede wszystkim złoty musiałby się umocnić o ponad 20 proc., a cena ropy i gotowych paliw spaść aż o 40 proc. Aby to się stało, potrzebne są  dwie rzeczy: koniec wojny na Ukrainie i znaczne ograniczenie konsumpcji paliw.

Niestety wciąż nie widać końca wojny rozpętanej przez Rosję. Trudno też liczyć, że nagle zechcemy mniej tankować. Do mniejszego ruchu na stacjach benzynowych mogłaby się przyczynić jedynie kolejna fala pandemii, ale gdyby tak się rzeczywiście stało i świat został zatrzymany przez lockdown, to tańsze paliwo nikogo by nie ucieszyło. Jak już wiemy, skutki spowolnienia gospodarki są bardzo duże - nie mówiąc o kosztach społecznych.

Mówiąc krótko, cieszmy się z tych 7 złotych i kilkunastu groszy, bo 5 złotych za litr benzyny już nie zobaczymy. Ale będziemy tęsknić. To pewne.