Ścigacz.pl

Już w najbliższy weekend rywalizację rozpoczynają nie tylko zawodnicy MotoGP, ale również ich młodsi koledzy z mniejszych kategorii. Na kogo warto mieć oko w klasie Moto2? Mick wytypował pięć najgorętszych nazwisk. Zgadzasz się? 

Remy Gardner

Ten sezon będzie dla 23-letniego Australijczyka szóstym w mistrzostwach świata Moto2. Ktoś mógłby powiedzieć, że Remy jest skazany na sukces, bo to w końcu syn byłego mistrza klasy 500, słynnego Wayne’a Gardnera. Do tej pory musiał jednak płacić frycowe w ekipach z drugiej połowy stawki.

Wszystko zmieniło się rok temu, gdy w barwach hiszpańskiego zespołu SAG, Gardner zaimponował na tyle, że dostał nawet propozycję awansu do MotoGP z drugą ekipą KTM-a. Remy postanowił jednak raz jeszcze powalczyć w Moto2 i słusznie!

Już w poprzednim sezonie imponował, cztery razy stając na podium, w tym raz na jego najwyższym stopniu i kończąc zmagania na szóstym miejscu w tabeli. Wszystkiego tego dokonał dosiadając Kalexa w starszej specyfikacji 2019, co było naprawdę godne uznania.

W tym roku Gardner dołączył do potencjalnie najlepszej ekipy w stawce, czyli zespołu Akiego Ajo. Podczas testów w Katarze Australijczyk regularnie utrzymywał się na czele tabeli i bez wątpienia tak będzie przez cały sezon. Jeśli pokaże podobną prędkość i charakter co jego ojciec przed laty, może zajść naprawdę daleko i to nie tylko w Moto2.

Jedyny znak zapytania w jego przypadku, to kwestia tego, jak odnajdzie się w roli zawodnika walczącego o najwyższą stawkę, do czego nie jest jednak przyzwyczajony. Czy będzie w stanie utrzymać nerwy na wodzy?

Sam Lowes

30-letni Sam Lowes ma na swoim koncie już sześć sezonów w Moto2, rok w MotoGP oraz mistrzostwo w klasie Supersport. Rok temu walkę o tytuł w Moto2 przegrał o włos, ale jednocześnie pokazał niespotykaną dotąd powtarzalność, aż siedem razy stając na podium, w tym trzy razy na jego najwyższym stopniu. Zmagania zakończył z tytułem drugiego wicemistrza i ogromnym niedosytem.

W tym roku Sam pozostaje w tym samym zespole i ma wszystko, aby zrobić ten ostatni krok. Tak naprawdę musi to zrobić, bo z uwagi na trzydziestkę na karku nie ma już przed sobą zbyt wiele czasu w pośredniej kategorii.

Jego nieudana przygoda z Aprilią i MotoGP w 2017 sezonie oznacza, że w praktyce powrót do królewskiej klasy może zapewnić mu tylko wywalczone w dominującym stylu mistrzostwo, ale pokonanie całej bandy młodych, głodnych wilków nie będzie łatwe.

Marco Bezzecchi

Rok temu niemal do samego końca dzielnie walczył o tytuł u boku nieco faworyzowanego chyba kolegi z zespołu, Lucki Mariniego. W tym sezonie to Bezzecchi będzie w ekipie Valentino Rossiego wyraźnym numerem jeden, dlatego wszystkie oczy skupione będą na nim.

Jak poradzi sobie z tą presją? Podczas testów wychodziło mu to całkiem nieźle, ale rok temu bywały momenty, w których chyba jednak nie radził sobie z ciśnieniem. Paradoksalnie status numeru jeden w teamie może jednak dać mu duży zastrzyk spokoju i pewności siebie.

Bezzecchi doskonale zdaje sobie też sprawę, że stawką w tym sezonie jest coś więcej niż tylko tytuł w Moto2. Biorąc pod uwagę fakt, że jego ekipa coraz większymi krokami przygotowuje się do pełnoetatowego awansu do MotoGP, Bezze albo pójdzie razem z nią do królewskiej klasy jako mistrz Moto2, albo będzie musiał szukać dla siebie nowego zespołu.

Joe Roberts

Trzeba przyznać, że jak przystało na chłopaka z Kalifornii, Joe Roberts miał rok temu naprawdę dobry PR. Do tego stopnia, że pod koniec sezonu otrzymał nawet od Aprilii ofertę na awans do MotoGP, za którą rozsądnie jednak podziękował.

O ile faktycznie zaimponował pole position w Katarze, o tyle momentami trudno było oprzeć się wrażeniu, że był nieco przereklamowany. Pytanie, ile było w tym winy jego samego, a ile zbudowanego wokół niego, niezbyt doświadczonego zespołu.

Przekonanym się w tym sezonie, ponieważ Roberts opuścił American Racing Team i dołączył do ekipy Italtrans, która rok temu sięgnęła po tytuł razem z Eneą Bastianinim.

23-latek z Malibu ma wszystko, aby stać się nową amerykańską gwiazdą wyścigów, ale w tym sezonie musi położyć kropkę nad i na torze. Nie bądźmy jednak dla niego zbyt surowi jeśli tego nie zrobi. Nie można przecież zapominać, że to dopiero jego czwarty pełny sezon w MŚ Moto2 i drugi na konkurencyjnym Kalexie. Na duży plus trzeba z kolei zaliczyć obecność u jego boku Johna Hopkinsa, byłego fabrycznego zawodnika Suzuki w MotoGP.

Bo Bendsneyder

Holender z indonezyjskimi korzeniami trafił do mistrzostw świata w 2016 roku, jako świeżo upieczony triumfator-dominator serii Red Bull Rookies Cup. Przez dwa lata nie był jednak w stanie pokazać zbyt wiele w klasie Moto3, z pewnością po części z uwagi na swój wzrost. Ostatecznie z najlepszego teamu Moto3 spadł wprost na koniec stawki Moto2.

Przez ostatnie trzy lata Bo nie miał łatwego zadania, ale rok temu kilka razy wywalczył pozycje, na które jego maszyna NTS absolutnie nie zasługiwała. Tak było chociażby gdy sięgnął po jedenaste miejsce w Katarze czy ósme w Walencji.

Kiedy jednak wydawało się już, że będzie musiał pożegnać się z padokiem Grand Prix i trafić do World Supersport, gdzie podpisał już nawet kontrakt, jego przyszłość uratowały wspomniane już wcześniej korzenie.

Na sezon 2021 Bo trafił ostatecznie do świetnej ekipy SAG, wspieranej przez indonezyjskiego giganta, Pertaminę. Może i trudno oczekiwać od niego walki o tytuł, ale pierwsza piątka wydaje się jak najbardziej realnym celem.

Jeśli przy okazji zostawi w tyle doświadczonego i utytułowanego kolegę z ekipy, Toma Luthiego, odbuduje sobie naprawdę mocne papiery na kolejne lata.

O ile jednak jest szybki, Holender nie ma jednocześnie najlepszej opinii jeśli chodzi o umiejętności rozwojowe i setupowe. Wiele będzie więc zależało od doświadczenia ekipy. Na szczęście pod tym względem Bo trafił w tym roku w dziesiątkę.

Czarny koń

Za czarnego konia trzeba uznać nie tyle zawodnika, co zespół, a w przypadku Moto2 ekipę Petronasa, w której dojdzie do ciekawego, wewnętrznego pojedynku. Brytyjczyk Jake Dixon do Moto2 trafił niemal tylnymi drzwiami i niewiele brakowało, a w takim samym stylu pożegnałby się z padokiem Grand Prix.

Końcówka poprzedniego sezonu była jednak w jego wykonaniu niesamowicie imponująca. Później z rywalizacji wyeliminowała Brytyjczyka kontuzja, która nie tylko przedwcześnie zakończyła jego sezon, ale także niemal i przekreśliła dalszą karierę.

Jake wrócił jednak do zdrowia a zimowe testy pokazały, że nie stracił niczego ze swojej szybkości. Jeśli wykorzysta swoje pięć minut, może idealnie wstrzelić się w trampolinę do MotoGP.

Bez swojego reprezentanta w królewskiej klasie po raz pierwszy od lat, Brytyjczycy są zdesperowani, aby jak najszybciej zmienić ten stan rzeczy. Jeszcze do niedawna jedyną nadzieją wydawał się Lowes, ale Dixon nie ma na swoim koncie spalonych mostów w MotoGP i dzięki udanemu sezonowi w Moto2 może przeskoczyć brytyjską kolejkę do królewskiej klasy.

Najpierw będzie jednak musiał pokonać zespołowego kolegę. Xavi Vierge ma wszystko, aby powalczyć w tym roku przynajmniej o regularne podia i zespół nie ukrywa, że jeśli tego nie zrobi, może stracić swoją najlepszą szansę. Ten sezon będzie jego szóstym w Moto2. Czy okaże się przełomowym?