Kolejne lokacje Triumpha na motocyklowej mapie kraju, to nie tylko punkty, gdzie sprzedawane są jednoślady. Przedstawicielstwa marki mogą zaoferować znacznie więcej. Czyli co? Odpowiedzi poszukaliśmy u Marka, który sprawuje pieczę nad salonem we Wrocławiu.

Mapa salonów motocyklowych Triumph wygląda coraz ciekawiej. Zaledwie kilka dni temu nowy, duży obiekt został otwarty w Trójmieście, co oznacza, że brytyjska marka ma przedstawicielstwa już w sześciu miastach Polski, tj. Warszawie, Wrocławiu, Krakowie, Poznaniu, Katowicach i Gdańsku.  

Salon w stolicy Dolnego Śląska otworzył podwoje pod koniec grudnia ubiegłego roku. Obiekt przy ulicy Skarżyńskiego 9, to jednocześnie miejsce doskonale znane fanów dwóch kółek z Dolnego Śląska, a w zasadzie całej Polski. Pod tym samym adresem mieści się siedziba Unikat Motorworks, czyli kierowany przez Grzegorza Korczaka warsztat, w którym powstają jedne z najciekawszych w kraju i na świecie customy. Bliskość Unikat Motorworks nie jest przypadkowa. Korczak nie ukrywał swojej sympatii do brytyjskich motocykli. Z kolei oddział Triumph Polska już wcześniej współpracował z twórcą, na przykład przy serii unikalnych motocykli EGO.

Chłopaki pracują po sąsiedzku, a dla klientów Triumpha to właściwie dodatkowa korzyść, bo pozytywny ferment, jaki zrodził się z przebywanie wielu ludzi o nieszablonowym podejściu do motocykli, sprawia, że w salonie Triumpha oddycha się motocyklami, mówi się o motocyklach, a przede wszystkim na nich jeździ w każdej wolnej chwili - w czym brytyjska marka pomoże każdemu chętnemu. Na czym ma polegać ta pomoc?

Do wrocławskiego salonu możesz przyjechać nie tylko po to, żeby wypić kawę i obejrzeć najnowsze, najgorętsze motocykle Brytyjczyków. Punkt w stolicy Dolnego Śląska to również warsztat i serwis, co oznacza, że mechanicy mogą oczywiście zająć się usterką lub doposażeniem motocykla, ale nie odmówią przeglądu i przygotują jednoślad do sezonu. Warto o tym pomyśleć już teraz, tym bardziej, że w serwisie jest spory ruch i jeśli chciałbyś zlecić czynności regulacyjne przy motocyklu, wymianę oleju lub inne prace, najlepiej zapisać się na wizytę z kilkudniowym wyprzedzeniem.

Wspominam o tym nieprzypadkowo, bo nie każdy ma czas dopieścić motocykl przed intensywnymi miesiącami jazdy, a poza tym odwiedziny salonu mogą przynieść również inne korzyści. Jakie? Podczas mojej niezapowiedzianej wizyty miałem okazję nie tylko opić chłopaków z kawy i zjeść im wszystkie ciastka, ale zajrzałem również na warsztat i mogłem trochę poprzeszkadzać podczas procesu doposażenia Rocketa 3 w wersji GT.

To jedna z kilku specjalnych wersji najpotężniejszego roadstera w ofercie Brytyjczyków. Obok limitowanej wersji GT Triple Black, Rocket w wersji GT Special Edition jest najbardziej elitarny i najdroższy. Cena tego wariantu rozpoczyna się do 112 400 zł. "Zwykły" Rocket 3 R to wydatek 108 400 zł.

Nowa generacja Rocketa zapewnia więcej mocy szczytowej, ale przede wszystkim ma wygląd czołgu na sterydach. Właściciel egzemplarza, który możecie zobaczyć na zdjęciach obok, postanowił jeszcze dołożyć do pieca. Nie mogę co prawda zdradzić Wam wszystkich szczegółów, ale popatrzcie na ten przygotowany do założenia wydech od Zarda.

Włosi wykonali to działo z najwyższej jakości stali i pokryli je ceramiką. Nasadka jest oczywiście karbonowa. Koszt zestawu to blisko 12 tys. złotych, co nie znaczy oczywiście, że Zard produkuje wyłącznie ekstremalnie drogie wydechy. Warto przy okazji wspomnieć, że założona ponad 25 lat temu marka zatrudnia około 70 osób i produkuje układy wydechowe i akcesoria m.in. dla Polaris i Royal Enfielda, a z branży samochodowej dla Ferrari i Maserati.

Co ciekawe, Zard produkuje też części fabryczne, np. dla Bimoty, Morini, Indiana czy… Ducati R&D. Ale wróćmy do naszego Rocketa w wersji GT. Wyposażenie dodatkowe w tym egzemplarzu kosztowało w sumie ponad 30 tys. złotych. Sporo.

Jeśli ktoś nie jest fanem kawy i ciastek, a do spraw serwisowych podchodzi nonszalancją, do salonu Triumpha we Wrocławiu może przyjechać z jeszcze jednego powodu. To dema. Osobiście jestem zwolennikiem teorii, że motocykl kupuje się oczami, ale "oczy mogą kłamać", a jeśli spędzisz w siodle upatrzonej maszyny przynajmniej kilka godzin, to dowiesz się o niej dziesięć razy więcej niż z folderów, macając pojazd na targach lub w salonie. Po to właśnie są dema.

Salon we Wrocławiu ma na chwilę obecną dwa modele do testów. To kochający prędkość Speed Triple 1200 RR oraz nowy Trident 660, czyli najtańszy, co nie znaczy, że najsłabszy motocykl w ofercie brytyjskiej marki. Trzy cylindry w atrakcyjnej oprawie wizualnej i sportowym charakterze kosztują 38 400 zł za wariant podstawowy. Ostry Speed Triple z najwyższą specyfikacją to wydatek od 91 150 zł.

Szkoda tylko, że do kompletu nie można wziąć na przejażdżkę którejś z maszyn adventure, np. kolegi Tridenta, czyli Tigera Sport 660, lub jednośladu z segmentu klasyki, np. Bonneville w wersji T120 lub zadziornego Bobbera. Oczywiście nie jest powiedziane, że te motocykle nie pojawia się jako dema nieco później.

Chyba nie zdradzę też zbyt wiele jeżeli dodam, że salon we Wrocławiu będzie starał się aktywować społeczność fanów dwóch kół, co oznacza na przykład wspólne jazdy, choćby weekendowe. Czy te plany uda się zrealizować? Zobaczymy. Tymczasem zapraszamy do Wrocławia.

Jeśli nie znasz jeszcze motocykli Triumpha, a mieszkasz po sąsiedzku, warto dołożyć jeden punkt na trasie najbliższej motowycieczki. Wszyscy są mile widziani. Z kolei dla posiadaczy motocykli brytyjskiej marki Triumph Wrocław ma ofertę serwisu, części zamiennych i akcesoriów. Tylko nie liczcie już na ciastka. Chyba, że w międzyczasie chłopaki z Triumpha dokupią kilka paczek.