Suzuki Inazuma 250 - miejski wszędołaz
Pierwsze spotkanie z motocyklem o małej pojemności jest jak romans z siedemnastolatką – zdajesz sobie sprawę, że nie możesz zbyt wiele oczekiwać, ale w głębi duszy liczysz na to, że Cię zaskoczy. W tym przypadku nie była to wyłącznie przelotna znajomość. Nasz niewinny flirt trwał ponad miesiąc. W tym czasie razem z Inazumą sporo szwendaliśmy się po mieście, zwiedzaliśmy okoliczne wioski, a nawet pokusiliśmy się o nieco dłuższe trasy. Wszystko po to, aby się nieco bliżej poznać.
Na drugie mam „Komfort”
Od tego właśnie zaczniemy – od wygody. W tym motocyklu wszystko jest komfortowe. Pozycja za kierownicą, zawieszenia, kanapa. Nawet pasażer nie ma na co narzekać. O zaletach miękko zestrojonego przedniego widelca można się przekonać szczególnie poruszając się po mieście. Progi zwalniające, zapadnięte studzienki kanalizacyjne czy wszelkiej maści nierówności i dziury w jezdni przestają robić jakiekolwiek wrażenie. Wielokrotnie udało nam się skutecznie zaatakować krawężnik. Sporą zaletą Suzuki Inazumy jest również wysoko umieszczona kierownica oraz wysunięte nieco do przodu podnóżki. Dzięki temu, nasza pozycja jest wyprostowana, co nie obciąża niepotrzebnie nadgarstków i minimalizuje negatywny w prowadzeniu efekt wiszenia na kierownicy – szczególnie przy dłuższych wyprawach poza miasto.
Spore zaufanie wzbudzały hamulce. W zasadzie przedni, którym najczęściej się posługiwałem. Wystarczająco dobrze spisywał się w trybie miejskim, gdzie prędkości były stosunkowo niskie. Mimo dużej częstotliwości jego używania, w każdych warunkach działał porównywalnie. W chwili obecnej dosyć duże znaczenie ma znalezienie odpowiedniego stosunku pomiędzy precyzją a siłą hamowania. Dzięki temu w Inazumie możemy używać hamulca bez obaw o nieoczekiwane zablokowanie przedniego koła, wynikające z niespodziewanego, zbyt mocnego naciśnięcia klamki. Jedynie w momencie, kiedy poruszamy się z pasażerem, przy prędkości powyżej 100km/h, manewr hamowania musimy rozpocząć nieco wcześniej. W tym przypadku pojedyncza tarcza z dwutłoczkowym zaciskiem z przodu może się okazać niewystarczająco skuteczna w działaniu, a przynajmniej nie tak jakbyśmy sobie tego życzyli.
Serce i inne narządy
Suzuki Inazuma 250 jest na tyle dynamiczna na ile teoretycznie być powinna. Jest również niesłychanie obliczalna jeśli chodzi o reakcję na gaz przez co idealnie sprawdzi się dla osób rozpoczynających swoją motocyklową przygodę. Moc 25KM, generowana przez 2-cylindrowy, rzędowy silnik Suzuki pozwala na osiągnięcie około 140 km/h – oczywiście w pojedynkę. Nie mniej jednak, realistyczna wartość w czasie dłuższej wyprawy oscyluje w granicach 100-110km/h. Na miasto i do dojazdów do pracy zakres osiągów jest jak znalazł. W trakcie dalszych wyjazdów, uwzględniających drogi szybkiego ruchu może jej odrobinę brakować.
Po kilkuset przejechanych na Suzuki Inazumie kilometrach, wciąż nie mogłem się jednak przyzwyczaić do pracy skrzyni biegów. O ile kultura pracy silnika nie daje podstaw do krytyki, o tyle skrzynia już tak. Być może mój styl jazdy niezbyt jej odpowiadał, bowiem ta od czasu do czasu stawiała opory zarówno przy wrzucaniu pierwszego biegu jak i redukcji. Mimo obowiązkowego stosowania międzygazu, należało odpuścić nieco klamkę sprzęgła i ponownie je rozłączyć, aby bieg wskoczył. Nie zdarzało się to często, ale jednak. Nie ukrywam, że bywało to zauważalne, szczególnie, że wyposażona w sześć krótkich przełożeń skrzynia, zmusza nas do częstego ich używania.
Azjatycki design, japońskie wykonanie
Podobno o gustach się nie dyskutuje. Nie mniej jednak pokuszę się o wyrażenie swojej opinii na ten temat. Na rynku jest wielu konkurentów, którzy pod względem stylistyki wypadają o wiele lepiej od Inazumy 250. Podobnego zdania było 80% osób z którymi rozmawiałem. Niektórzy twierdzą, że bohaterka naszego artykułu jest podobna do B-Kinga. Niby z której strony? Przerośnięty przedni błotnik, spuchnięty reflektor i trójramienne felgi, zupełnie pozbawione polotu. Całość kojarzy się z produktami stricte przeznaczonymi na rynek azjatycki. Nieco zastanawia fakt, dlaczego nikt w Suzuki nie wpadł na pomysł, aby zaadaptować którykolwiek z tych elementów z o wiele ładniejszej, większej siostry – GSR 750. Podobne wątpliwości wzbudza słuszność zastosowania półmetrowego, tylnego wspornika tablicy rejestracyjnej. Oversizing pełną gębą. Gdyby decyzja o zwolnieniu głównego projektanta, odpowiedzialnego za Inazumę należała do mnie, nie zawahałbym się ani chwili.
Jest jednak kilka elementów, które mogą się podobać. Jednym z nich są wbudowane w osłony chłodnicy przednie kierunkowskazy, znane z modelu GSR 600 i B-King (jedyny wspólny element). Ten zarówno elegancki jak i praktyczny zabieg, prawdopodobnie uchroni nas przed przypadkowym ich połamaniem przy pierwszej lepszej wywrotce. Równie dobrze prezentuje się tył Suzuki Inazumy (oczywiście za wyjątkiem tego plastiku pod tablicę). Podwójny wydech nadaje motocyklowi powagi i charakteru oraz sprawia wrażenie wizualnie większego. Jednak tym, co najbardziej przykuło moją uwagę były zegary – klasyczne, gustowne, a przede wszystkim czytelne. Idealnie spełniały swoje zadanie. No i ten wskaźnik zapiętego biegu – spore zaskoczenie w motocyklu tej klasy. Cieszy również fakt, że użyte w produkcji materiały są niezłej jakości i w żadnym wypadku nie sprawiają wrażenia kiczowatych. Wręcz przeciwnie, wszystko jest dobrze spasowane i wygląda na solidnie wykonane.
Na zakończenie
Małą ćwiartką Suzuki jeździ się na tyle wygodnie i przyjemnie po mieście, że można by to robić non-stop. Nie jest to wprawdzie błyskawica, co z japońskiego oznacza słowo Inzauma, jednak na miasto w zupełności wystarcza. Jeżeli ktoś z Was szuka więc motocykla do jazdy codziennej, ekonomicznego (średnie spalanie w granicach 3-3,5 litra/100km), dobrze wykonanego, a przy tym nie kieruje się specjalnie kwestią wyglądu, wówczas Suzuki Inazumę 250 można przedstawić w czołówce najlepszych propozycji. In plus działa tutaj również cena, która wynosi 17 900zł, wypadając najlepiej na tle obecnie produkowanej konkurencji.
|
Dane techniczne
Typ silnika | 4-suwowy, 2-cylindrowy, chłodzony cieczą, SOHC |
Pojemność skokowa | 248 cm3 |
Średnica x skok tłoka | 53,5 mm x 55,2 mm |
Skrzynia biegów | 6-przełożeniowa o stałym zazębieniu |
Długość całkowita | 2145 mm |
Szerokość całkowita | 760 mm |
Wysokość całkowita | 1075 mm |
Rozstaw kół | 1430 mm |
Prześwit | 165 mm |
Wysokość siedzenia | 780 mm |
Masa własna | 183 kg |
Zawieszenie Przód | Widelec teleskopowy, sprężyny śrubowe, tłumienie olejowe |
Zawieszenie Tył | Wahacz wleczony, sprężyny śrubowe, tłumienie olejowe |
Hamulce | Przedni: Tarczowy Tylny: Tarczowy |
Opony Przód | 110/80-17M/C (57H), bezdętkowe |
Opony Tył | 140/70-17M/C (66H), bezdętkowe |
Pojemność zbiornika paliwa | 13,3 litra |
|
Komentarze 7
Pokaż wszystkie komentarzeMój junak jest sto razy ładniejszy;
OdpowiedzA jak z wielkoscia tego moto? Czy czlowiek wyglada na nim tak smiesnie jak na hodzie cbr250? Ale i tak duzo lepiej prezentuje sie crf250.
OdpowiedzMam 187 cm wzrostu, więc sam oceń :)
OdpowiedzWedług mnie to świetna alternatywa dla dużych pojemności w mieście :)
OdpowiedzPopieram! W państwach, w których motocykle traktuje się jako środek transportu takie motocykle jak Inazuma świetnie się sprzedają. Z pewnością wygodniej pojechać do pracy Inazumą, niż np. GS'em Adventure lub R1. Problem w tym, że w Polsce nie stać nas, aby posiadać dwa motocykle w garażu. Myślę, że dlatego żaden producent motocykli nie projektuje ich z myślą o Polsce :) Wystarczy popatrzeć na wielości sprzedaży.
OdpowiedzDla mnie super. Moc, wielkość, wygląd, marka, osiągi. Może poza wyglądem przedniej lampy i błotnika ale trudno, przebolałbym. Najbardziej lubię nakedy, może dlatego podoba mi się. Moc i pojemność ...
Odpowiedzkiczowaty i brzydki jak noc, w przypadku tanich maszyn najlepiej sprawdza sie typowy golas, taki jak np. stary bandit 600
Odpowiedzale stary bandit to nie nowy ze sklepu... a jesli chodzi o nowki, to jednak inazuma stosunkiem ceny do tego, co sie dostaje - prowadzi
Odpowiedzchodził o wygląd... a jezeli chodzi o opłacalnosc to i tak wolalbym bandita 600 lub 1200 z wymienionym zawieszeniem np. na hyperpro (i jezdzilby duuuzzzooo lepiej), a ile kasy by zostało ...
Odpowiedzjaki problem :) kazdy ma swoje zdanie a juz jest super jak potrafi je wylozyc nie opluwajac innych :), mi tez sie nie pododba :)
Odpowiedz