Suzuki GSX-S1000GT. Opinia po prezentacji w Suzuki Motors Warszawa ¯erañ
W ostatni weekend kwietnia wybrałem się na otwarcie salonu Suzuki Motors Warszawa, gdzie główną gwiazdą był model GSX-S1000GT. Nowy punkt dilerski na mapie Polski był dobrą okazją, by zaprezentować motocykl, na który czekamy w zasadzie już od września ubiegłego roku.
Zacznijmy od GSX-S1000F, czyli od jaskiniowca
W 2014 Suzuki wypuściło na rynek model GSX-S1000F, który był po prostu GSX-S1000 ubranym w przednią owiewkę. Z punktu widzenia prowadzenia oraz charakterystyki pracy silnika nie było w tym niczego złego, ale schody zaczynały się w momencie, kiedy ktoś naprawdę chciał wybrać się tym motocyklem w podróż. Suzuki nie oferowało do niego żadnych kufrów, ale na szczęście z pomocą przyszli akcesoryjni giganci, którzy stworzyli rozwiązania dopasowane do tego motocykla.
Suzuki GSX-S1000GT. Jak wygląda na żywo?
Zobacz film z prezentacji w salonie Suzuki Motors Warszawa Żerań
Oprócz tego, pod koniec swojego żywota, GSX-S1000F był po prostu przestarzały, jeśli weźmiemy pod uwagę jego wygląd, zegary oraz to, co oferował. Oczywiście do was należy decyzja, czy uznacie to za wadę, czy nie. Klienci Suzuki nie lubią terapii szokowej w nowych modelach, więc stąd GSX-S1000F cieszył się sporym zainteresowaniem, a w ostatnich dwóch latach produkcji mocno kusił ceną, nadal pozostając maszyną, która robi dokładnie to, czego się od niej oczekuje.
Suzuki GSX-S1000GT. Idzie nowe
Przyszedł rok 2021 i ku zaskoczeniu wszystkich Suzuki zachowało się, jakby wymieniło cały dział projektowy. I tak zobaczyliśmy nową, ostrą Hayabusę, następnie futurystyczne GSX-S1000 i wreszcie GSX-S1000GT. W nowym turystyku od Suzuki nadal mamy podobny przepis jak w GSX-S1000F, ale jednak jest on bardziej przemyślany. Już na starcie można go kupić z zestawem Travel Pack, w którym otrzymujecie boczne kufry z nakładkami w kolorze nadwozia. Zaszła tu też rewolucja technologiczna. To pierwszy motocykl tej marki z nowym wyświetlaczem o przekątnej 6,5", który jest wyposażony w moduł Wi-Fi, umożliwiający komunikację z telefonem. Dzięki dedykowanej aplikacji możecie między innymi korzystać z nawigacji. Do tego mamy w pełni regulowane manualnie zawieszenie przednie, a także standardowo kontrolę trakcji, system wspomagania jazdy na niskich obrotach, zmienne mapy silnika, a na koniec zostawiłem wisienkę na szczycie tortu - czyli quickshifter działający w górę i w dół. Oczywiście quickshifter w ofercie japońskiego producenta pojawił się już w 2018 r., ale był przeznaczony tylko do GSX-R1000. Teraz mamy go już standardowo w dwóch modelach.
Terapia szokowa
Musimy także porozmawiać o stylistyce motocykla. Kiedy patrzyłem na GSX-S1000F, to wydawał mi się bardzo ociężały, a tutaj mamy odważne, ostre i aerodynamiczne kształty. To kolejna rzecz, o którą nikt nigdy nie podejrzewałby Suzuki, a jednak producent postanowił zaskoczyć maruderów i wypuścić coś, co wygląda naprawdę dobrze. Jednocześnie stojąc przy tym motocyklu, w ogóle nie ma się wrażenia, że jest to maszyna przeznaczona do turystyki i - co więcej - że pojadą na niej wygodnie dwie osoby. Dzięki temu GSX-S1000GT sprawia wrażenie bardzo przyjaznego nawet dla tych, którzy boją się litra "bo ja się na tym zabiję". Akurat tu możecie być spokojni, bo oprócz elektroniki Suzuki charakteryzuje się bardzo gładką pracą silników, zwłaszcza czterocylindrowych. Przyspieszają liniowo i bardzo ciężko jest wyprowadzić je z równowagi. Oczywiście nie jechałem jeszcze GSX-S1000GT, ale zakładam, że pod tym względem nic się nie zmieniło.
Nowy GSX-S1000GT. Pan Przyjazny
Suzuki zaczęło kroczyć bardzo odważną, jak na swoją historię, ścieżką. Jednocześnie producent pozostawił siermiężne V-Stromy takimi, jakimi były dotychczas, choć niektóre osoby chcące przesiąść się z DL1000 na DL1050 kręciły nosem, że ma za dużo elektroniki i do tego założono mu światła LED. V-Strom 650 nadal pozostaje zwinnym i lekkim motocyklem, który prowadzeniem przypomina rower cross country z doczepionym silnikiem, a jego konstrukcja sprawia, że chyba nawet ja - humanista - pokusiłbym się o próbę samodzielnej wymiany oleju. Za to zresztą chwalą go mechanicy, że jest łatwy dostęp do wszystkiego. Wreszcie mamy przyjaznego SV650 i ogólnie dużo tej przyjazności. Czy to przesada? Absolutnie nie i wierzę, że przy GSX-S1000GT będzie można użyć przymiotnika "przyjazny", bo Suzuki właśnie takie motocykle produkuje.
Cena Suzuki GSX-S1000GT wynosi 69 900 zł, a za egzemplarz wyposażony w Travel Pack trzeba zapłacić 75 900 zł. Motocykle trafiły już do salonów na dwa tygodnie przed prezentacją, a w niektórych nawet zostały wydane do klientów. Warto skontaktować się z lokalnym dealerem i umówić na jazdę testową. Wiem, że warszawska demówka Suzuki Motors jest w trakcie docierania, więc wkrótce wyjedzie także na stołeczne ulice.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze