Stuart Garner - geniusz zła czy szczęściarz? Przekręt z Norton Motorcycles
W ostatnich tygodniach motocyklowy świat obiegła smutna afera związana z marką Norton Motorcycles oraz osobą, która miała być jej wybawicielem - Stuartem Garnerem. Sygnały ostrzegawcze pojawiały się jednak od samego początku tej historii.
Na początku był wielki zachwyt, wielkie plany, a przez lata do firmy płynęły miliony funtów. Skończyło się na zarekwirowaniu wartej prawie milion funtów kolekcji samochodów, zabarykadowaniu drzwi do fabryki i odesłaniu pracowników do domów. Sprawcą zamieszania jest Stuart Garner, który w 2008 przejął markę w blasku chwały, a teraz przestał odbierać telefony i pokazywać się publicznie.
Jak zaczęła się cała historia? W poszukiwaniu informacji o mediowej przeszłości Stuarta Garnera można natrafić na krótkiego newsa z Daventry Express. Informacja datowana na kwiecień 2000 roku mówi o tym, że Garner oraz jego księgowy byli podejrzani o fałszerstwa i wyłudzanie podatków w latach 1992, 1993 i 1994. Garner został wtedy uniewinniony z powodu braku dowodów.
"Sprzedam ci prawa do marki pod warunkiem, że będziesz produkował motocykle"
W 2008 roku biznesmen wykupił udziały w firmie Spondon Engineering i już wtedy pojawiły się pierwsze sygnały, że nie wyjdzie z tego nic dobrego. Niedawno w brytyjskim portalu superbike.co.uk ukazał się wywiad ze Stuartem Tillerem, który był jednym z założycieli firmy produkującej ramy do motocykli wyścigowych. Drugim założycielem i wspólnikiem był Bob Stevenson. Stevenson postanowił odejść na emeryturę i sprzedać swoje udziały, a Garner zaproponował, że odkupi je za cenę 360 tysięcy funtów. Choć transakcja doszła do skutku, to Garner na początku podarował Stevensonowi czek na 90 tysięcy funtów obiecując, że resztę spłaci później. Pomimo obiekcji prawnika Stevenson przyjął czek, ponieważ miał problem alkoholowy i każdy grosz się liczył…
Pomimo tego zgrzytu Tiller podjął współpracę z Garnerem. Nie wiedział jednak, że Stuart sprzedał firmę Spondon Engineering do Tudor Capital Management za kwotę 1,2 mln funtów. Tiller nie mógł niczego udowodnić, ponieważ dokumenty mówiące o przejęciu udziałów przez Ganera zniknęły w tajemniczych okolicznościach. Z tymi pieniędzmi Garner poleciał do Stanów Zjednoczonych, gdzie kupił prawa do marki Norton oraz projektów modelu Commando, a Tiller został na lodzie.
Pod koniec 2008 roku motocyklowy świat obiegła informacja, że Norton Motorcycles powraca na rynek. W wypowiedzi dla BBC Garner powiedział, że chce utrzymać motocykle Norton jako produkt niszowy i nie zamierza iść w ślady Triumpha. Garner kupił hale sąsiadujące z torem Donington Park, gdzie zamierzał rozwijać wyścigowy motocykl NRV588. Zapewniał również, że motocykle będą się wyróżniały wysoką jakością wykonania, ponieważ "nikt nie wyda na nie dużej kwoty, jeśli takie nie będą". Chwalił się również doskonałą grupą inżynierów. Pojawiły się pierwsze plany odnośnie startów na Isle of Man, a nawet mówiono o wejściu do MotoGP.
Nie mamy pańskiego motocykla i co nam pan zrobi?
Na pierwsze problemy nie trzeba było długo czekać. W 2012 roku, w portalu bikeglory.com ukazał się obszerny artykuł na temat tego, że z marką Norton wcale nie jest kolorowo. Klienci mieli problem z odbiorem swoich motocykli. Pomimo, że wpłacili pełne kwoty, to terminy realizacji zamówień stale były przekładane. Niektórzy czekali na swoje maszyny nawet… dwa lata. Byli również tacy, którzy w ogóle nie otrzymali motocykli i dopiero po wielu monitach dostawali swoje pieniądze z powrotem. Producent miał również problem z dostawami części. Wynikał on z zalegania z płatnościami. Wiele z tych spraw znalazło swój finał w sądzie. Kolejne zarzuty dotyczyły braku kontroli jakości i kiepskiej kondycji finansowej firmy. W okolicach 2012 roku z Norton Motorcycles odeszło wielu pracowników wyższego szczebla. Twierdzili, że mają dość firmowania braku profesjonalizmu swoimi nazwiskami.
Klejnot w koronie
Pomimo tych wszystkich sygnałów marka Norton nagle zaczęła być traktowana jak perła brytyjskiego przemysłu. Do firmy zaczęły płynąć miliony funtów z rządowych grantów, pożyczek i nie tylko… W 2012 i 2013 roku uruchomiono fundusz emerytalny, który miał wesprzeć Nortona. Ponad 800 osób zdecydowało się wpłacić swoje oszczędności na rzecz marki Norton. Oferta była skierowana głównie do emerytów. Wynikało to oczywiście z tego, że zmanipulowanie starszych osób nie wymagało wiele wysiłku. Pomimo, że fundusz był firmowany nazwiskiem Garnera, to odpowiedzialność za straty ponieśli jego wspólnicy. W 2013 roku dwie osoby zostały skazane za oszustwo, a w 2018 roku dołączył do nich Simon Colfer, który pełnił role słupa. Garner był przesłuchiwany w obu sprawach, ale za każdym razem zarzekał się, że wspólnicy działali bez jego wiedzy i zgody.
Zapewne cały czas świeci wam się w głowie lampka z pytaniem, co stało się z tymi milionowymi grantami. Jak twierdzi Tiller, nie było żadnych prac badawczo rozwojowych. To jednak nie przeszkodziło wystawić firmom Spondon Engineering i Spondon Development faktur na łączną kwotę 13 milionów funtów. Niestety nie znaleźliśmy żadnych powiązań pomiędzy Garnerem i firmą, której sprzedał Spondon Engineering, ale należy przypuszczać, że sprzedaż udziałów akurat temu funduszowi nie była przypadkowa.
Garner nadal był przedstawiany jako złote dziecko i doskonały przykład biznesmena działającego w starym stylu. Miał prężnie działającą, największą w Wielkiej Brytanii firmę zajmującą się fajerwerkami, inwestował w nieruchomości i oczywiście był tym, który uratował Norton Motorcycles. Pojawiały się informacje o współpracy ze Stanami Zjednoczonymi, Indiami, a nawet Japonią. Ta ostatnia miała przynieść marce 20 milionów funtów. Japoński deal był możliwy, ponieważ Garner poleciał do Azji u boku Theresy May.
Początek końca
Pierwsze poważne tąpnięcie pojawiło się w maju 2019 roku. Wtedy firma HSKS Greenhalgh przeprowadziła audyt w Norton Motorcycles. Wyniki nie były optymistyczne. Firma wskazała, że zawyżono zarówno przychody jak i dochody. Co więcej, Companies House - brytyjski odpowiednik Centralnej Ewidencji Działalności Gospodarczej - przewidywał wtedy, że Norton Motorcycles zostanie zlikwidowane w ciągu dwóch miesięcy.
W listopadzie Stuart Garner ogłosił kampanię crowdfundingową, która pozwoliła fanom marki stać się jej inwestorami. Kampania została szybko zawieszona po tym, jak tajemniczy biznesmen wpłacił milion funtów. Pieniądze miały być przeznaczone na przyspieszenie realizacji zamówień oraz szeroko pojęty rozwój produktów. Producent chwalił się, że zamówienia z 26 krajów opiewają na łączną kwotę 38 milionów funtów. W tle była również podpisana w 2017 roku umowa na udostępnienie silnika 650 cm3 chińskiej marce Zongshen, która w styczniu przedstawiła wersję o pojemności 850 cm3.
Kilka dni później gruchnęła wiadomość, że Norton Motorcycles zalega z podatkami na łączną kwotę 300 tys. funtów. Przedstawiciele producenta prosili sąd o dodatkowe 63 dni na załatwienie pieniędzy, ale ich wniosek został odrzucony. Dalszą część historii już znacie, bo pisze się ona na bieżąco.
Stuart Garner początkowo zapowiadał pełną współpracę z władzami, ale ostatecznie zniknął. Już dwa razy udało mu się wywinąć z kłopotów, czy zadziała zasada "do trzech razy sztuka", czy może znowu uda mu się uniknąć konsekwencji i dalej będzie żył długo i szczęśliwie?
Komentarze 2
Pokaż wszystkie komentarzeA pamiętacie 2 lata temu swój artykuł, gdzie Barry osobiście zwiedzał fabrykę Nortona? "W fabryce panuje wyjątkowy, niespotykany nigdzie indziej, bardzo kameralny klimat. Pasja do budowania ...
OdpowiedzA co ze współpracą Notrona z LibertyMotors?
Odpowiedz