Sebastian Krywult - mam najgrubszą kartotekę w szpitalu
Z tegorocznym Mistrzem Polski Enduro w klasie E2/E3 rozmawiamy na temat minionego sezonu. Wracamy pamięcią do czasów, kiedy na zawody Enduro z klubów wyjeżdżał autobus pełen zawodników i staramy się odpowiedzieć na pytanie, skąd właściwie się wzięła jego ksywka „Maliniak”. O tym, jak Mistrzowi Polski (który na swoim koncie ma dwudziestoletni bagaż doświadczeń) minął ten sezon, możecie dowiedzieć się z naszej rozmowy – zapraszamy!
Ścigacz.pl: Ile to już właściwie lat minęło, od kiedy zacząłeś się ścigać?
Sebastian Krywult: Rzeczywiście trochę lat minęło. Jakieś dwadzieścia mija, od kiedy po raz pierwszy startowałem na Simsonach w Enduro. Było to w 1990 roku, także jakby nie było, dwadzieścia sezonów już za mną.
Ścigacz.pl: A ile kontuzji?
Sebastian Krywult: Nie do policzenia. Tak naprawdę to chyba nie chciałbym tego wiedzieć, bo nie chcę się denerwować. Każda kontuzja kosztuje nie tylko zdrowie, ale i nerwy. W każdym razie w naszym wojewódzkim szpitalu jestem rekordzistą. Jak to mówią pielęgniarki, mam najgrubszą kartotekę.
Ścigacz.pl: Jak z Twojej perspektywy zmieniało się Enduro w Polsce przez te wszystkie lata startów?
Sebastian Krywult: Jak ja zaczynałem, było zupełnie inaczej. W mojej klasie Simson Enduro startowało czterdziestu zawodników. Pamiętam, że na zawody z naszego klubu zawodnicy wyjeżdżali autobusem, za którym jechał duży Jelcz z naszymi motocyklami. Lata zaczęły jednak mijać, a zawodników zamiast przybywać, zaczęło robić się coraz mniej. Teraz w Mistrzostwach Polski Enduro ściga się ich zaledwie garstka. Z pewnością idzie to w złą stronę.
Ścigacz.pl: Jak myślisz, co jest tego przyczyną?
Sebastian Krywult: Na zawodach Enduro trzeba być już w piątek. Większość zawodników jednak na co dzień pracuje, czy też prowadzi swoje firmy. Tak naprawdę zarabiamy na to, żeby móc się ścigać. Żaden sport, który ktoś chce uprawiać profesjonalnie, nie jest tani, a przecież skądś te pieniądze trzeba brać. Na zawodach cross-country wszystko znajduje się w jednym miejscu start, meta, tankowanie. Na Enduro natomiast musisz mieć więcej ludzi do pomocy, aby obstawić pkc, start czy metę, zatem sprawa ponownie się komplikuje. Tak to przynajmniej ja widzę ze swojej perspektywy.
Ścigacz.pl: O ile mnie pamięć nie zawodzi, to była już dziewiąta Sześciodniówka w Twojej karierze. Jak oceniasz ją w odniesieniu do poprzednich ośmiu edycji?
Sebastian Krywult: Trochę tego było. Na swoją pierwszą Sześciodniówkę pojechałem w 1993 roku. Wtedy jednak podchodziłem do swoich startów inaczej. Byłem młody, miałem niecałe siedemnaście lat i było to zupełnie inne przeżycie. Do obecnej Sześciodniówki przygotowywałem się z odpowiednim wyprzedzeniem. Po raz pierwszy zdarzyło się także, że wszystkie próby bardzo mi podpasowały. Przebiegały po twardym terenie, czyli na takim, na jakim się wychowałem (uśmiech). Jechało mi się bardzo dobrze i jestem zadowolony z tej dziesiątej pozycji, którą udało mi się wywalczyć w swojej klasie E3.
Ścigacz.pl: Zapewne u każdego zawodnika przychodzi ta słabsza chwila, kiedy psychika zaczyna siadać. O czym wtedy myślisz, żeby postawić się do pionu?
Sebastian Krywult: Najczęściej załamanie przychodzi w momencie, gdy zawodnik łapie kontuzje. Starasz się z całych sił, czasami nawet ponad swoje możliwości. Dlatego też z wiekiem nauczyłem się odpuszczać na jakiś czas, odpoczywać od tego, leczyć do końca swoje kontuzje i dopiero wracać do wyścigów. Ważne jest także nastawienie, czyli wiara w to, że musi być dobrze!
Ścigacz.pl: Co się dzieje w momencie, kiedy opadasz z sił na trasie, w trakcie wyścigu? Co robisz, żeby wciąż trzymać gaz i dojechać do mety?
Sebastian Krywult: Przez trzy ostatnie Sześciodniówki w Grecji, Portugalii i Meksyku kryzys dopadał mnie zazwyczaj około trzeciego dnia. Zastanawiałem się wtedy: „Co ja w ogóle tutaj robię? Dlaczego nie siedzę teraz z żoną i z dzieciakami w swoim domu? Czemu po raz kolejny tam wylądowałem?” Chwilę później dochodziłem jednak do siebie, sam odpowiadając na to pytanie: „nie po to tyle pracy włożyłem w to wszystko, nie po to tak daleko zaszedłem, żeby się teraz podać bez walki”. I tak co roku jadę na kolejną Sześciodniówkę i rozpoczynam kolejny sezon w Mistrzostwach Polski Enduro.
Ścigacz.pl: Nie masz dość?
Sebastian Krywult: Nie. Natomiast w październiku, już po skończonym sezonie, zamykam motocykl w garażu i nie patrzę na niego do stycznia.
Ścigacz.pl: Bartek Obłucki na czele kadry Enduro... Co o tym myślisz?
Sebastian Krywult: Bartek dał nam sporą dawkę mobilizacji i dużo z nami pracował. Jak tylko był w Polsce w Bielsku Białej, to Frycz, Szymkowski i ja trenowaliśmy razem z nim. On to ciągnie w dobrym kierunku. Sam był zawodnikiem, zna to wszystko od podszewki. Ma ogromne doświadczenie wyniesione z Mistrzostw Świata. Przez swoje 10 lat startów sam musiał dochodzić do tego wszystkiego, a teraz my możemy uczyć się od niego. Moim zdaniem jest to bardzo dobry wybór. Właściwa osoba na właściwym miejscu.
Ścigacz.pl: Tytuł Mistrz Polski w klasie E2/E3 należy w tym roku do Ciebie. Jak się czujesz jako zawodnik, który pomimo swojego motocyklowego stażu w tym sezonie był niedościgniony?
Sebastian Krywult: Na ten tytuł pracowałem naprawdę długo. Przygotowywałem się do niego właściwie przez dwa lata. Miniony sezon rozpocząłem bardzo pechowo, bo na 3 dni przed pierwszą eliminacją w Kielcach złamałem sobie rękę. Pamiętam, że pomyślałem wtedy, że cała ta cholerna zima przygotowań poszła na marne i lekko się podłamałem. Nie trzeba było jednak długo czekać, żebym pozbierał się w sobie. Przede mną był przecież jeszcze kolejny sezon, w którym wszystko mogło się zmienić, w którym mogłem jeszcze wywalczyć tytuł Mistrza Polski. Tak też się zdało. Cieszy mnie to, że wciąż, pomimo swojego wieku jestem w dobrej kondycji, a koledzy młodsi ode mnie czasami nawet o piętnaście lat, mają problem, żeby mi dotrzymać tempo.
Ścigacz.pl: A gdybyś miał określić ten sezon w trzech słowach…
Sebastian Krywult: Udany, ciężki, ale spełniony sezon.
Ścigacz.pl: Właściwie to skąd ksywka Maliniak?
Sebastian Krywult: Hahaha, na pewno nie z tego filmu Czterdziestolatek. Pamiętam tylko tyle, że ksywka Maliniak towarzyszy mi od podstawówki, ale skąd się wzięła, to nie mam zielonego pojęcia. W każdym razie malin nie jadłem na tyle dużo, żeby przez to mnie ochrzczono Maliniakiem.
Ścigacz.pl: To już tak na odchodne. Jakie plany na przyszły rok ma Sebastian Krywult?
Sebastian Krywult: Na swoim Husabergu 300 na pewno pojadę pełen cykl Mistrzostw Polski. Chciałbym również wystartować w klasie E3 w Mistrzostwach Europy. Z pewnością w tym zakresie dużo pomaga mi producent KTM, który wspiera mnie w moich startach.
Ścigacz.pl: Życzymy zatem powodzenia!
Komentarze 2
Pokaż wszystkie komentarzeWIDZIAŁEM TROCHĘ ZDJĘĆ BASTKA Z MŁODSZYCH LAT I NIE MA WĄTPLIWOŚCI CO DO JEGO KSYWY WYKAPANY MALINIAK Z CZTERDZIESTOLATKA
Odpowiedz"Hahaha, na pewno nie z tego filmu Czterdziestolatek." - a jednak i Mistrzowie Polski mają poczucie humoru ;)
Odpowiedz