Quartarato poza zasiêgiem. Koszmar konkurentów w GP Katalonii 2022. Jak do tego dosz³o?
Fabio Quartararo pokazał podczas Grand Prix Katalonii, że nie zamierza rozstawać się z mistrzowskim tytułem, podczas gdy jego główni rywale zaliczyli w Barcelonie koszmarny weekend. Mick analizuje wydarzenia z dziewiątej rundy sezonu MotoGP i wyjaśnia, jaki numer wywinął na ostatnim kółku Aleix Espargaro, a po starcie Taka Nakagami.
Po podium w Grand Prix Włoch starszy z braci Espargaro był na tyle pewny siebie, że już w niedzielę na torze Mugello mówił o tym, iż w Barcelonie chciałby powalczyć o coś więcej, niż "tylko" pudło. Rzeczywiście po treningach wyglądało na to, że to on będzie rozdawał karty przed własnymi kibicami. Tym bardziej, że na torze, przy którym dorastał, wywalczył pole position.
Zwycięzca sprzed roku, lider tabeli i obrońca tytułu nie zamierzał jednak odpuszczać. Quartararo przed weekendem przedłużył umowę z Yamahą na dwa kolejne lata, skuszony obietnicami o poprawie silnika… i zapewne perspektywą niemałego przelewu, a w sobotę zapewnił sobie trzecie pole startowe. W niedzielę to właśnie on był największym bohaterem pierwszych metrów wyścigu - przynajmniej tym pozytywnym, ale o tym za chwilę.
Co prawda z pole position świetnie ruszył Espargaro, ale Quartararo odważnie zaatakował go do wewnętrznej pierwszego zakrętu i objął prowadzenie. To właśnie moment, który okazał się kluczem do zwycięstwa i nie chodzi wcale o to, co działo się za plecami tego duetu. Zawodnik Yamahy zahamował tak późno, że na wyjściu z jedynki wyniosło go bardzo szeroko, przez co zabrakło mu nieco prędkości na dojeździe do dwójki. Niewiele brakowało, a Aleix wyprzedził go w tym miejscu po zewnętrznej i wówczas wyścig mógłby wyglądać zupełnie inaczej - w końcu wszyscy wiemy, jak duże problemy potrafią mieć zawodnicy Yamahy z ciśnieniem przedniej opony, gdy jadą za innym motocyklem.
Tak się jednak nie stało. Fabio obronił prowadzenie i w trzeci, długi zakręt składał się już wyraźnie przez zawodnikiem Aprilii, który od tego momentu bardziej niż na atakach, musiał skupić się na obronie pozycji przed będącym w zaskakującej dyspozycji Jorge Martinem. Podopieczny ekipy Prima Pramac Racing kilka razy skutecznie atakował swojego rodaka, ale ten za każdym razem odpowiadał. Cała ta walka oznaczała jednak, że Quartararo mógł niezagrożony powiększać przewagę na czele stawki.
Jestem przekonany, że zespoły MotoGP wyciągną z tych wydarzeń solidne wnioski i podczas kolejnych wyścigów jeszcze bardziej skupią na tym, aby ich podopieczni mieli amunicję, aby skutecznie walczyć podczas sprintu do pierwszego zakrętu.
Co prawda Aleix przyznał po wyścigu, że na początkowych okrążeniach za bardzo skupiał się na oszczędzaniu opon, ale mam wrażenie, że to i tak niewiele by zmieniło. Zresztą największym problemem Espargaro wcale nie był początek wyścigu, a jego ostatnie kółko.
Hiszpan skończył za wcześnie…
Gdy już wreszcie poradził sobie z Martinem, rozpoczynając ostatnie okrążenie Aleix puścił kierownicę swojej Aprilii i… zaczął świętować. Początkowo wydawało się, że spowolniła go awaria, ale bardzo szybko okazało się, że Espargaro zwyczajnie pomylił liczbę okrążeń i był przekonany, że to już koniec wyścigu!
Skąd tak kompromitujący błąd tak doświadczonego przecież zawodnika? W końcu Grand Prix Katalonii było jego 290. startem w mistrzostwach świata! Okazuje się, że stanowisko Aprilii przy prostej startowej - z którego wystawia się tablicę z najważniejszymi informacjami dla zawodnika - było tak blisko wyjścia z pierwszego zakrętu, że Aleix nie miał czasu, aby spoglądać z jego stronę. Zamiast tego liczbę okrążeń odczytywał z ogromnej wieży z wynikami ulokowanej przy wyjeździe z pit lane.
Hiszpan zapomniał jednak, że w Barcelonie, w przeciwieństwie do innych torów, na ostatnim kółku tablica ta pokazuje, że do końca wyścigu zostało zero, a nie jedno okrążenie. Biorąc pod uwagę fakt, że Aleix wychował się dosłownie za płotem Circuit de Barcelona-Catalunya i mieszkał tak blisko, że wieżę z wynikami widział pewnie z okna swojego pokoju, taka pomyłka to nie lada kompromitacja.
Na jego obronę trzeba dodać, że nie jest pierwszym, który popełnił taki błąd. W 2009 roku walczący o tytuł w klasie 125 Hiszpan Julian Simon zrobił dokładnie to samo. Trzy lata wcześniej, w królewskiej klasie MotoGP, podobny błąd popełnił w Estoril doświadczony mistrz świata, Kenny Robert Junior.
Z jednej strony można powiedzieć, że takie błędy się zdarzają. Z drugiej strony cała sytuacja to także ważny sygnał dla rywali, a przede wszystkim Quartararo. Aleix jest może i jednym z najbardziej doświadczonych zawodników w stawce, ale doświadczenia w walce o najwyższą stawkę nie ma żadnego. W końcu dopiero kilka tygodni temu, w Argentynie, odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w mistrzostwach świata.
Obawiam się, że jeśli dojdzie do bezpośredniej walki o tytuł w ostatnim wyścigu, wówczas Aleix może zrobić dokładnie to samo, co Quartararo na finiszu swojego drugiego sezonu w MotoGP. Do takiej walki faktycznie może dość. Co prawda Fabio był w Barcelonie bezkonkurencyjny na torze, którego Yamaha mocno się obawiała, ale gdyby pierwsza szykana ułożyła się dla niego inaczej, wynik wyścigu mógłby być całkowicie inny.
Póki co jednak Fabio pokazał, że nie zamierza rozstawać się z mistrzowskim tytułem i jeśli był tak szybki na Mugello i w Barcelonie, podczas kolejnych wyścigów na Sachsenringu i w Assen może być jeszcze trudniej go powtrzymać.
Co się stało w pierwszej szykanie?
To, co wydarzyło się w pierwszym zakręcie za plecami Quartararo i Espargaro widzieliście chyba wszyscy doskonale. Jeśli nie na żywo, to na licznych powtórkach, którymi od wczoraj żyje internet. Podsumujmy jednak; ruszający dopiero z dwunastej pozycji Takaaki Nakagami chyba trochę za bardzo nakręcił się świetnym startem, albo wystraszył jadącego przed nim Pecco Bagnaii i zaliczył uślizg przodu, zabierając ze sobą nie tylko zawodnika Ducati, ale i Alexa Rinsa z Suzuki.
Po wyścigu ten ostatni nie szczędził Japończykowi krytyki, czepiając się nawet Dyrekcji Wyścigu i sugerując, że jej członków trzeba wymienić. Wszystko dlatego, że Nakagami i Rins zderzyli się już tydzień wcześniej, na Mugello, co także zakończyło się upadkiem Hiszpana. Rins był wówczas wściekły, ale inni zawodnicy bronili Japończyka. Analizując kontakt z kamer przemysłowych toru nie można chyba mówić o niebezpiecznej jeździe podopiecznego LCR Hondy, a klasycznym "incydencie wyścigowym".
W Barcelonie zawodnicy zmienili ton, a Johann Zarco powiedział nawet, że Nakagami stracił "cały kredyt", jaki otrzymał od nich po wydarzeniach z Mugello. Rins znów był wściekły, ale Dyrekcja Wyścigu ponownie nie ukarała Nakagamiego. Jej zdaniem Japończyk wcale nie wjechał w zakręt szybciej i nie opóźnił hamowania zbyt mocno względem reszty stawki, dlatego trudno mówić o jakiejkolwiek karze. Ot, kolejny "incydent wyścigowy".
Ja mam jednak mieszane uczucia, bo ewidentnie po świetnym starcie Taka nieco za bardzo się nakręcił, a następnie wystraszył jadącego przed nim Ducati. Krótko mówiąc "nie dostosował prędkości do warunków…" itd. Oczywiście takie błędy się zdarzają, ale jak powiedział po wyścigu Quartararo; "Trzeba pamiętać, że te motocykle ważą po 160 kilogramów, a takie błędy mogą zakończyć się śmiercią".
Czy Nakagamiemu należy się kara? Wydaje mi się, że jeśli obejrzy powtórki swojego wypadku, sam zda sobie sprawę, że musi nieco wyluzować. Największym "brakiem kary" jest dla niego fakt, że nic poważnego mu się nie stało. Patrząc na to, jak potężnie uderzył kaskiem najpierw o tyle koło, a następnie zadupek Ducati Pecco, aż trudno uwierzyć, że zwyczajnie nie skręcił karku.
Nie zgadzam się także z oceną Rinsa, który otwarcie krytykuje Dyrekcję Wyścigu, ale doskonale rozumiem jego frustrację. W końcu nie z własnej winy zakończył wyścig ze złamaną ręką. Znów doznał takiej kontuzji w pierwszym zakręcie, z tą różnicą, że rok temu zaliczył groźne zderzenie z… busem obsługi toru. Rins wyjechał wówczas na tor na rowerze w czwartkowy poranek i dojeżdżając do pierwszego zakrętu nie zauważył stojącego na torze samochodu. Dlaczego? Bo akurat odczytywał SMS-a…
W Ducati karuzela wciąż się kręci
Pod nieobecność wyeliminowanego w pierwszej szykanie Banganii, a także w obliczu całkowitej "niewidzialność" zawodzącego ponownie Jacka Millera, w wyścigu imponował duet ekipy Prima Pramac Racing. Drugie miejsce Jorge Martina było zaskoczeniem, bo przecież w ostatnich wyścigach Hiszpan mocno narzekał na problemy z nerwem w ręce. O dziwo w Barcelonie ręka nie dawała mu się we znaki, ale mimo wszystko problem był tak poważny, że w poniedziałek po wyścigu Martin opuścił oficjalny dzień testowy i poddał się operacji.
Kluczem do sukcesu w Grand Prix Katalonii była jednak nie tyle kondycja zawodnika, co zmiany w motocyklu. Po kilku rundach, które upłynęły na eksperymentach, zarówno z częściami, jak i ustawieniami przedniego zawieszenia, Martin wrócił do pakietu, na którym w tak imponującym stylu rozpoczynał sezon. Czy to oznacza, że "Martinator" wrócił na dobre? Przekonamy się w kolejnych wyścigach.
W czasie, gdy Hiszpan pił szampana na podium, jego główny rywal w walce o miejsce w fabrycznej ekipie Ducati, Enea Bastianini, wydłubywał piasek z zębów po wywrotce w już drugim wyścigu z rzędu. Czyżby to jednak "Bestia" nie trzymał ciśnienia? Trudno powiedzieć, ale zastanawiam się tylko, czy Ducati podjęło już decyzję, który z tej dwójki dołączy do Bagnaii za rok.
Odejście Millera jest już pewne, podobnie jak kierunek, w jakim się uda. Wszystko wskazuje na to, że Australijczyk przejmie miejsce Miguela Oliveiry w fabrycznym zespole KTM-a. Portugalczyk widziany był nawet w ten weekend w garażu Pramac Racing, co mogłoby sugerować, że zajmie miejsce zwolnione przez "Bestię" w drodze do fabrycznego zespołu, ale przecież jest jeszcze Fabio Di Giannantonio, który w Barcelonie także wylądował na deskach.
Na kogo postawilibyście na miejscu Pablo Ciabattiego? Włocha, który wygrywał w tym roku wyścigi, ale często ląduje na deskach, czy Hiszpana, który jest piekielnie szybki, ale także, z różnych powodów, nie jeździ zbyt powtarzalnie. To trudna decyzja, ale Ducati jest w luksusowej sytuacji mając takie dylematy!
Bohaterowie drugiego planu
Warto wspomnieć o kilku zawodnikach, który w Barcelonie zaimponowali, choć zabrakło ich na podium. Z 17. pozycji na starcie na kapitalne, czwarte miejsce na mecie przebił się Joan Mir, którego przyszłość nadal stoi pod znakiem zapytania. Nie rozumiem, dlaczego Honda nie podpisała z nim jeszcze kontraktu na sezon 2023.
Swoją drogą w Barcelonie słychać było plotki o tym, że organizatorzy mogą chcieć "uratować" zespół Suzuki mimo zniknięcia japońskiej marki i sfinansować ewentualne pozostawienie całej struktury, ale już z motocyklami marki KTM. Nawet jeśli tak się stanie, to z pewnością Mir i Rins zmienią barwy.
Solidne szóste miejsce wywalczył w Grand Prix Katalonii Luca Marini, a niezły wyścig przejechał także siódmy Maverick Vinales, podczas gdy z 15. na piątą lokatę znów przebił się Brad Binder, wyprzedzając Oliveirę.
Dziesiątkę uzupełnił Alex Marquez, który w sobotę zaliczył groźną wywrotkę w ostatnim zakręcie. Jego start budził jednak pewne kontrowersje, ponieważ po kwalifikacjach zespół mówił o "małym wstrząśnieniu mózgu", a i sam zawodnik był po wypadku mocno skołowany.
W takiej sytuacji o starcie w wyścigu nie powinno być mowy, ale Lekarz Zawodów nie stwierdził nieprawidłowości. To nie pierwsza taka sytuacja. Pamiętacie, co działo się z Raulem Fernandezem podczas testów w Indonezji? No właśnie…
Swoją drogą Fernandez wywalczył w Barcelonie swoje pierwsze punkty w MotoGP. Coraz więcej wskazuje na to, że za rok możemy zobaczyć go w zespole RNF, ale oddawać miejsca tam nie zamierza Darryn Binder, który w niedzielę był dwunasty. Tuż za nim, 33 sekundy za Quartararo, był Franco Morbidelli, co tylko potwierdza, że Fabio jest wart każdego euro, jakiego wydała właśnie Yamaha na jego zatrzymanie w swoich szeregach.
Bohater trzeciego planu
W cieniu królewskiej klasy swój jedenasty start w przedsionku MotoGP, czyli Moto2, zaliczył Piotr Biesiekirski, który w Barcelonie wykonał kawał naprawdę solidnej roboty i wcale nie piszę tego dlatego, że to mój kumpel.
Co prawda w tym sezonie zawodnicy mistrzostw Europy Moto2 korzystają teoretycznie z "takich samych" motocykli, jak ci w mistrzostwach świata, ale nadal różnią się one pod względem kilku kluczowych aspektów, jak przede wszystkim ECU i elektronika. Biorąc pod uwagę fakt, że całą stawkę Moto2 dzieliły w Barcelonie góra dwie sekundy, trzeba przyznać, że poziom jest tam wręcz absurdalnie wysoki.
W takiej sytuacji doświadczenie i przygotowanie jest wyjątkowo ważne. Większość zawodników testowała w Barcelonie przez dwa dni dwa tygodnie przed wyścigiem. W tym czasie Piotrek ścigał się w ME w Walencji, dlatego w Barcelonie został rzucony na bardzo głęboką wodę i musiał toczyć nierówną walkę, jednocześnie nadrabiają setupowe "zaległości".
Choć zakończył treningi tylko równe dwie sekundy za liderem, w tak konkurencyjnym środowisku oznaczało to 31. miejsce, a i Piotrek sam przyznaje, że nie był z tego powodu specjalnie zadowolony.
W wyścigu jednak pokazał zupełnie inne oblicze, najpierw wyprzedzając kilku zawodników już w pierwszej szykanie, a później długo walcząc jak "równy z równym" o 24. lokatę z dużo bardziej doświadczonymi, etatowymi riderami MŚ.
23. pozycja na mecie i najmniejsza w tych jedenastu startach strata do zwycięzcy to naprawdę niezły wynik. Trochę szkoda, że niektóre media, choć przecież wspominają o MotoGP, nie widzą lub nie chcą widzieć, że w tych samych zawodach jedzie też Polak.
Niestety nie jest to problem odosobniony i dotyczący tylko motocyklistów, ale patrząc na zaangażowanie kibiców w mediach społecznościowych jestem przekonany, że przebicie tego medialnego muru to tylko kwestia czasu…
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzeW Ducati od lat maja kleske urodzaju utalentowanych zawodnikow, ale jest tez klatwa zespolu fabrycznego- ktokolwiek tam trafi i tak nie moze zdobyc mistrzostwa.
Odpowiedz