Przemyśl, Brama Przemyska, Posada Rybotycka, dolina Sanu. Co warto zobaczyć? (TPM #25)
Pogórze Przemyskie i Dynowskie
Kalwaria Pacławska-Przemyśl-Dubiecko-Dynów-Nozdrzec-Brzozów-Ulucz-Borownica-Iskań-Bircza-Posada Rybotycka-Kalwaria Pacławska (całość około 220 km)
"PanMarek" - Pasjonat opery, gór i motocykli + dobra czysta wódeczka (na zgłuszenie). |
Tym razem trasa będzie przebiegała przez przepiękne krajobrazy. Będziemy jechać dobrymi, krętymi drogami wśród pagórkowatych krajobrazów zaskakujących nas ciągle swoją zmiennością. Na dodatek, po drodze obejrzymy kilka bardzo ciekawych zabytków architektonicznych. No i naturalnie gorąco zachęcam do poświęcenia jak najwięcej czasu na, jak najszczegółowsze, zwiedzenie jednego z najciekawszych polskich miast, czyli Przemyśla.
Start i meta zaplanowana jest w Kalwarii Pacławskiej gdzie można bardzo wygodnie znaleźć nocleg w domu pielgrzyma przy kościele i klasztorze oo. Franciszkanów. Rozmaitych niedowiarków i ateuszy zapewniam, że do żadnych chrześcijańskich obrzędów (czyli po ichniemu "zabobonów i guseł") nie będą przymuszani. A okolice Kalwarii są śliczne! Ba, już sam dojazd do miejscowości wiedzie pnącą się na wzgórze serpentyną leśną.
Natomiast Przemyśl to: koniecznie trzeba wjechać na górujące nad nim Zniesienie i stąd popatrzeć na miasto i nieprzejrzany horyzont Bramy Przemyskiej. Zwiedzić: przynajmniej 2-4 forty Twierdzy Przemyskiej, bo każdy jest inny i ma inną historię. Forty te, których budowę rozpoczęto w połowie XIX w., przeżyły trzy oblężenia w czasie I Wojny Światowej, zwanej Wielką Wojną. Pierwsze dwa to kiedy armia rosyjska oblegała broniącą się armię austriacko-węgierską. Drugie oblężenie skończyło się kapitulacją twierdzy w marcu 1915 r. i wysadzeniem jej obiektów przez obrońców. Sam car Mikołaj II wizytował zdobywców i potrzaskane forty oraz wręczał medale oficerom i złote 5cio rublówki żołnierzom. Trzecie oblężenie, to odzyskanie (po oblężeniu) twierdzy (a właściwie jej ułomków) z rąk rosyjskich przez niemiecko-austriackie wojska. W czerwcu twierdza znowu była w rękach swoich budowniczych i tak już do końca tamtej wojny pozostało. Po wojnie co się dało, to z resztek twierdzy zostało wydobyte i wykorzystane przez odbudowujące się państwo Polskie. Twierdza przestała pełnić swoje funkcje (nawet jako wojskowe magazyny), gdyż granice Polski powędrowały zdecydowanie dalej na wschód. Natomiast kiedy "najlepsi sojusznicy" w wyniku paktu Ribbentrop-Mołotow, podzielili się Rzeczpospolitą, to San dzielący Przemyśl (i w ogóle w swoim górnym i środkowym biegu) stał się rzeką graniczną między Generalną Gubernią a Ukrainą Radziecką. Ponieważ stare obiekty były już niezbyt przydatne, więc Sowieci pobudowali "linię Mołotowa" z żelbetowych bunkrów. Potem te bunkry w wyniku "wiarołomnej napaści" w 1941 r zostały zdobyte. Jeden z takich bunkrów, nie zniszczony w działaniach wojennych, tuż przy linii Sanu, a po stronie okupacji sowieckiej, jest znakomicie odrestaurowany i pełni funkcję muzealną. Pro memoria!
Kościół w Kalwarii Pacławskiej
Na Zniesieniu, wzgórzu nad Przemyślem znajdują się aktualnie nie tylko fortyfikacje
Moje sugestie co zwiedzić to: ruiny fortu San Rideau (nr XIII) w Bolestraszycach, zwłaszcza że obok jest prześliczny ogród botaniczny, zwany z łacińska Arboretum (ogród z okazami drzew i krzewów), a wszystko wśród oczek wodnych. Drugi fort to Nr XII, czyli Werner w Żurawicy (jest tutaj fantastyczny fachowiec-przewodnik), a do tego Duńkowiczki (Nr XI) i Siedliska (Salis Soglio nr I). Oczywiście koniecznie trzeba też powłóczyć się po starym mieście i dojść do zamku. Tak więc myślę, że cały dzień na Przemyśl to wcale nie jest za dużo. Zwłaszcza że przy okazji zwiedzania fortów można objechać Przemyśl naszym motocyklem po okolicznych wzgórzach, dookoła.
Fort nr XI w Duńkowiczkach. Widok od strony koszar
Resztki stanowiska artyleryjskiego w forcie XI
A to już ruiny fortu "San Rideau" w Bolestraszycach
Sowiecki bunkier z okresu kiedy między Stalinem a Hitlerem panowała niezmącona przyjaźń (1939-41)
Z Przemyśla wyruszamy na zachód w stronę Dynowa. Wijąc się szosą docieramy do Dubiecka. W położonym nad doliną Sanu zamku urodził się "książę poetów" Ignacy Krasicki. Piszący w szatach biskupich poeta to niezwykle barwna postać okresu Oświecenia w Polsce. Barwna ale również i tragiczna (będąc patriotą przeżył zupełny upadek Polski w rozbiorach). Tu się urodził, ale najbardziej odcisnął swoje piętno na Warmii, a zwłaszcza Lidzbarku Warmińskim, będąc tam ostatnim polskim biskupem. Warmii, która już w pierwszym rozbiorze 1773 r dostała się w łapy Prusaków. Zamek, a właściwie pałacyk w Dubiecku, warto zwiedzić choćby z tego powodu, że jest położony na skarpie nad rozległą doliną Sanu. W pałacyku jest hotel i restauracja (niestety dość ekspensywna), a na nadsańskich błoniach raźno fikają i pasą się stada szlachetnie wyglądających wierzchowców.
Przed pałacykiem w Dubiecku
Z Dubiecka kierujemy się na Dynów. Jest to zadbane i ładnie położone miasteczko, w którym rzuciwszy okiem na pomnik Jagiełły w rynku i stojący też przy nim kościół ruszamy dalej. Oczywiście w Dynowie są jeszcze i inne ciekawe rzeczy do zwiedzenia np. zaczynająca się tutaj, a wiodąca w kierunku Przeworska kolejka wąskotorowa.
Okazały kościół przy rynku w Dynowie
Dalej można oczywiście kierować się na południe brzegami wijącego się Sanu. Ale...chciałbym teraz zaproponować pojeżdżenie, substytutem serpentyn w Górach Słonnych (koło Tyrawy Wołoskiej). Gdzie są te, zastępcze, serpentyny? Otóż na drodze pomiędzy Nozdrzcem, a Brzozowem, koło Przysietnicy. Co prawda nie ma tam tyle zakosów, co w Masywie Słonnym, ale zapewniam, że frajda z jazdy jest przeogromna.
Serpentyny koło Przysietnicy
Kiedy już sobie pofolgujemy na tych zakrętasach, to zaczniemy znowu wracać nad zakola Sanu. Zaraz za Dydnią w Krzemiennej jest (jeden z kilku) prom na Sanie. Nim przeprawimy się na prawy brzeg, aby dotrzeć do cerkiewki w Uluczu. Cerkiewka jest na porośniętym lasem wzgórzu nad drogą. Warto jednak się do niej wdrapać leśną ścieżką. Jest to bowiem bardzo piękny, w swym kształcie, obiekt dawnej architektury cerkiewnej z tego rejonu.
Przeprawa promowa przez San w Krzemiennej, w drodze do Ulucza...
...i na drodze do Ulucza.
Zaraz za tym parkingiem, z którego wymaszerowaliśmy do cerkiewki, jest odjazd w lewo w kierunku na Borownicę, Jawornik Ruski i Iskań. Wąską, ale o dobrej nawierzchni, drogą dotrzemy do kościoła i pomnika w Borownicy. To tutaj zginęli zamordowani przez Ukraińców z UPA (Ukraińska Powstańcza Armia) Polacy mieszkający w tej wsi. Było to w kwietniu 1945 r. Tło związane z przemieszaniem się tych narodów w tym rejonie (oraz ich coraz większej nienawiści m.in. po zbrodniach wołyńskich) i zagmatwanie związane z walkami mieszkającej w tym rejonie ludności polskiej i ukraińskiej jest zbyt bolesne w swoich krwawych porachunkach, aby je (przy opisie tej trasy) próbować rozsupłać. W każdym bądź razie pomnik jest zadbany i często przystrojony flagami i kwiatami. Schyliwszy głowy przed ofiarami rzezi wyruszamy dalej. Jeśli jest pogoda, to otaczające nas krajobrazy są tak piękne, że szybko znowu zaczynamy się cieszyć naszą eskapadą. Najpierw docieramy do Iskania a potem spuszczamy się w dół do Birczy.
Borownica. Pomnik ofiar zbrodni
Z Birczy jadąc niezbyt dobrej jakości drogą nad wijącą się rzeczką Wiarem zatrzymujemy się pod białą, obronną cerkwią. Jesteśmy w Posadzie Rybotyckiej, a patronem cerkwi jest św. Onufry. Cerkiew była kiedyś prawosławna, a później grekokatolicka (unicka), ale teraz jest już nieczynna, jako że dominująca część ludności mieszkająca w tej wsi, czyli Ukraińcy, została po wojnie wysiedlona do Ukraińskiej (Socjalistycznej) Republiki Radzieckiej. Podobno można ten zabytek zwiedzić od środka, ale mnie się nigdy, w czasie kilkukrotnych przejazdów tą trasą, nie udała ta sztuka (wizytacji).
Cerkiew św. Onufrego w Posadzie Rybotyckiej
I tak wróciliśmy, skąd wyruszyliśmy, czyli do Kalwarii Pacławskiej. Jeśli mamy czas, to można jeszcze za dnia zwiedzić stacje męki pańskiej, czyli Kalwarię, którymi to stacjami ta miejscowość jest sławna. Są to bowiem bardzo piękne obiekty. Piszę o tym z pewnym osobistym zadowoleniem i satysfakcją, gdyż przy ich renowacji miał bardzo duży udział mój przyjaciel prof. Jerzy Mierzwiak. Zresztą przy okazji zwiedzania Przemyśla też polecam obiekt, przy którego rekonstrukcji mój przyjaciel również bardzo się zasłużył. To dzięki jego współudziałowi (bardzo znacznemu) został zrekonstruowany pomnik Przemyskich Orląt, a dokładnie zdobiące go rzeźby chłopca-żołnierza z karabinem i wzlatującego orła.
Przemyśl. Zasanie (lewy brzeg Sanu). Pomnik Orląt Przemyskich
Lidce bardzo się spodobał ten przysadzisty, o tępej, ale chytrej twarzy "dzielny wojak" mimo że Lidka jest "kociara" a on był miłośnikiem psów
No i jeszcze taka przyjemnostka. Otóż kiedy już będziemy snuć się po starym Przemyślu, to rekomenduję cukiernię-lodziarnię przy rynku. Ilekroć tam jestem to zawsze utwierdzam się, że mają tam najlepsze (i największe) lody w Polsce!
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzeZnów świetny artykuł. Nie inaczej!
Odpowiedz