Pora¿ka programu "radarów antyha³asowych" w Kanadzie
Na początku roku w kanadyjskim mieście Edmonton zaczęły działać automatyczne urządzenia, wykrywające pojazdy, które przekraczają normy hałasu. Bałagan administracyjny spowodował jednak, że skutek ich działania okazał się odwrotny od zamierzonego.
Zasada działania tych urządzeń jest podobna do fotoradaru, z tym, że tutaj mierzona jest nie prędkość a hałas. W założeniu "radar antyhałasowy" ma wykrywać pojazdy głośniejsze od przepisowych 85 dB i automatycznie wysyłać ich właścicielom mandat. Według twórców tego programu, urządzenia miały odciążyć miejscową policję, zajętą innymi sprawami i mało zainteresowaną ściganiem głośnych motocykli, bo to właśnie te pojazdy najczęściej przekraczają normy emisji hałasu.
W krótkim czasie urządzenia wystawiły prawie 50 mandatów, które póki co nie mają jednak mocy prawnej. Do tego potrzebna jest oficjalna akceptacja ze strony władz prowincji, której jak na razie brak. "Antyhałasy" zostały przestawione w tryb pilotażowy, pokazując jedynie na wyświetlaczu zmierzony poziom hałasu.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Mieszkańcy stref, w których ustawiono te urządzenia, zaczęli narzekać na prawdziwe pielgrzymki właścicieli głośnych maszyn, którzy chcieli sobie po prostu sprawdzić, ile decybeli generują ich pojazdy. Po licznych skargach władze miasta wyłączyły więc wyświetlacze.
"Radary antyhałasowe" dalej dyskretnie zbierają dane, które póki co będą przydatne tylko do tworzenia statystyk. To jednak na pewno nie jest koniec wojny między administracją, a fanami głośnych wydechów.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze