Piêæ ulubionych torów Giacomo Agostiniego
Giacomo Agostini to w tym momencie rekordzista wszechczasów w liczbie zdobytych tytułów mistrza świata. Ma ich na koncie aż 15. W wywiadzie dla prowadzonego przez markę Dainese serwisu "Demonerosso" przedstawił pięć swoich ulubionych torów oraz opowiedział kilka ciekawych historii związanych z rywalizacją na nich.
Określenia "legenda" i "legendarny" często bywają nadużywane, ale w przypadku Giacomo Agostiniego nie ma najmniejszych wątpliwości. Włoski zawodnik ma na koncie 15 tytułów mistrza świata i jest pod tym względem absolutnym rekordzistą. Podium uzupełniają Angel Nieto (13 tytyłów) oraz ex-aequo Mike Hailwood, Valentino Rossi oraz zmarły kilka dni temu Carlo Ubbiali. Do zaszczytnego grona może po tym sezonie awansować Marc Marquez, który do dziś zdobył 8 tytułów mistrzowskich.
Giacomo Agostini ma dziś 77 lat i wciąż jest aktywny medialnie, udzielając licznych wywiadów i komentując aktualne wydarzenia w MotoGP. W wywiadzie dla związanego z Dainese serwisu "Demonerosso" opowiedział o swoich przeżyciach na pięciu ulubionych europejskich torach. Niebezpieczeństwa, epickie pojedynki ze słynnymi rywalami, z trudem wywalczone zwycięstwa i gorycz porażki. Wszystkie te obiekty działają do dziś, są jednak mocno zmodernizowane i bezpieczniejsze - dotyczy to również ulicznej trasy na wyspie Man.
Monza - Włochy
Na tym torze testowałem MV Agustę, był naprawdę szybki. Średnia prędkość na okrążeniu to 190 km/h, naprawdę go lubiłem, miał kilka ekscytujących zakrętów.
Mam stąd kilka niezatartych wspomnień. W 1966 roku zdobyłem tu moje pierwsze mistrzostwo świata klasy 500 cm3 na MV. Kiedy wpadłem na metę, publiczność wtargnęła na tor. Dostałem dużo ciepła i entuzjazmu, to świętowanie zostało we mnie na zawsze.
Snaefell Mountain Course - Tourist Trophy - Wyspa Man
To najtrudniejsza, najbardziej wymagająca trasa na świecie, wyznaczona na drogach publicznych. Okrążenie ma 60 km i najcięższą rzeczą jest zapamiętanie przebiegu trasy. Jeśli nie myślisz o niebezpieczeństwach, ta trasa daje emocje, których nie doświadczysz nigdzie indziej.
W 1967 roku miałem tu wspaniały pojedynek z Mikiem Hailwoodem. Ja na MV Aguście, on na Hondzie. Mike był specjalistą na tej trasie, wygrał tu niemal wszystkie wyścigi w klasach 125, 250, 350 i 500.
W czasie wyścigu klasy Senior TT 500 walczyliśmy przez cały czas, a na ostatnim okrążeniu udało mi się wypracować 7-sekundową przewagę. Odniósłbym wspaniałe zwycięstwo, ale kilka kilometrów przed metą pękł mi łańcuch. Po wszystkim, przed wejściem na podium Hailwood uściskał mnie i powiedział, że jestem moralnym zwycięzcą. To był wspaniały sportowiec i wielki dżentelmen.
Assen - Holandia
Ten wyścig odbył się tuż po TT na wyspie Man. To była prawdziwa ulga. Tor był bezpieczniejszy i bardzo techniczny. Miał ok. 8 km długości i wiele trudnych zakrętów. Chociaż był wyznaczony na drogach publicznych, jeździło się po nim jak po typowym torze wyścigowym. Sobotni wyścig oglądało 180 tysięcy osób, a już na pierwsze czwartkowe treningi przychodziło 60-70 tysięcy. Trybuny nie były zadaszone, ale nikt ich nie opuścił nawet wtedy, kiedy zaczęło padać.
Mam stąd wspaniałe wspomnienia, poniewaz wygrywałem w Assen 14 razy. Jedno z nich jest dosyć gorzkie. Walczyłem do ostatniego okrążenia z Barrym Sheenem w klasie 500. Na dwóch ostatnich zakrętach byłem z przodu. Barry wyprzedził mnie na ostatniej prostej, kiedy myślałem, że zwycięstwo mam już w kieszeni i straciłem koncentrację. Wtedy nauczyłem się, by nigdy nie odpuszczać.
Spa-Francorchamps - Belgia
Na tym torze średnia prędkość wynosiła 220 km/h i była najwyższa w mistrzostwach świata. Był tam tylko jeden zakręt, który pokonywało się na pierwszym biegu - resztę braliśmy z prędkościami 160-250 km/h. Podobnie jak na Man, upadek mógł być fatalny w skutkach. Trasa miała 11 km i była bardzo niebezpieczna, pełna drzew i murów.
Wygrałem tu na mokrej nawierzchni. Padało tak mocno, że prawie nie widziałem trasy. Nie zauważyłem nawet flagi w szachownicę. O tym, że wygrałem, zorientowałem się dopiero wtedy, gdy moi mechanicy zdjęli mi kask i uściskali mnie.
Imola - Włochy
To wymagający tor z wzniesieniami i spadkami, nazywali go "małym TT". To była prawdziwa świątynia motoryzacji, pełna ciepła i pasji do wyścigów. Przed linią mety była górka zwana przez nas "ludzkim wzgórzem", ponieważ była całkowicie zajęta przez publiczność. Dawało to ogromną energię i ekscytację. Czułeś trudność i strach, kiedy wchodziłeś w zakręt Tamburello z prędkością 220-230 km/h.
W 1974 roku mieliśmy wspaniały pojedynek z Readem, Bonerą i Sheenem, który trwał przez cały wyścig. Poprawiłem rekord toru 3 lub 4 razy z rzędu i uzyskałem 6 sekund przewagi nad rywalami. Niestety w połowie ostatniego okrążenia skończyło mi się paliwo. Wylałem wiele łez, byłem bardzo zawiedziony, że przegrałem bitwę przed własną publicznością.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze