Motocyklowa trzecia połowa. Co zrobić, by pogodzić dziewczynę i motocykl?
Dzisiaj walentynki, święto zakochanych, dobra okazja do refleksji i zastanowienia się nad faktem, jak bardzo ceniąc swoją pasję, musimy o nią walczyć z naszą "trzecią połową". Specjalnie użyłem takiego określenia, bo zakładam, że drugą połową jest nasz motocykl. Tak wiem, uraziłem teraz dumę wszystkich osób, które myślały, że serce, jak w zawieszce dla zakochanych, dzieli się tylko na dwie części.
Często spotyka się sytuacje, gdy ktoś jeździł motocyklem w młodości, a później się ożenił i musiał skończyć z jazdą. W takiej sytuacji, albo motocykl nie był wystarczająco ważny, albo zrezygnowałeś z kawałka siebie dla "świętego spokoju" i nie słuchania wiecznych wypominań oraz tekstów "albo ja albo motocykl".
Czy może być inaczej?
Oczywiście, że tak. Sposobów jest co najmniej kilka. Po pierwsze, jeżeli nie chcemy ukochanej/ukochanego zrazić do motocykli, to nie róbmy z naszej pasji tematu tabu. Nie pracujemy w agencji wywiadu, a motocykl to nie tajemnica państwowa, chociaż uwierzcie mi, że czasem tak właśnie jest. Pracując w warsztacie, miałem nie raz do czynienia z klientami, którzy - uwaga - ukrywali przed żoną fakt posiadania motocykla! Pojazd okazyjnie nabyty za odkładane oszczędności, trzymany u kolegi w garażu, używany potajemnie. Nie wiem może, ich to też kręciło? Taki motocykl trochę jak kochanka na boku. W trakcie naprawy, gdy przychodził moment powiadamiania klienta o gotowości maszyny do odbioru, trzeba było w trakcie rozmowy telefonicznej użyć kodu. Zdarzały się sytuacje, gdy używałem wręcz zaszyfrowanej wiadomości SMS "Czy to Jadwiga?". Oczywiście nie Jadwiga, ale hasło do odbioru przekazane. Pieniądze za serwis, wyjmowane z tajnej skrytki w portfelu. Zazwyczaj klient dodawał: "wie Pan odłożyłem sobie przed żoną". Dziwny przypadek? Na pewno, ale uwierzcie mi to nie wymysł.
Trzeba o swoją pasję czasem powalczyć, ale róbmy to z głową. Pokażmy motocykl, jako coś normalnego i zarazem fajnego. Może jako sposób spędzenia razem czasu? Często strach przed jazdą na motocyklu wiąże się z wyobrażeniem demonicznej prędkości oraz serii filmów na YouTube "Najgroźniejsze wypadki motocyklowe". A może spróbować przejażdżki jakimś fajnym, wygodnym turystykiem czy cruiserem (te motocykle na pewno są wygodniejsze niż ścigacze). Nie mamy akurat takiego moto? Od czego są wypożyczalnie... Wypad na zapiekanki, a może w jakieś ustronne miejsce?
Kolejny pomysł to zabranie lubej / lubego na trening motocyklowy. Najlepiej zacząć od pitbike'a bo to takie małe, śmieszne, niegroźne. Potem jakiś trening na mniejszym torze (Tor Modlin w zeszłym sezonie miał pitki i tor w tym samym dniu). Niewykluczone, że może i druga połówka złapie bakcyla widząc, jakie to fajne? Stare przysłowie mówi "Kto z kim przestaje takim się staje" i jest w tym dużo prawdy. Kto wie czy za jakiś czas nie nadarzy się okazja, byście pojechali razem do Hiszpanii? Tam można nie tylko pośmigać na torze, ale również korzystać z uroków turystyki i plażowania.
Drogie Panie i drodzy Panowie, zwracam się tu do tych "niemotocyklowych" połówek. Zastanówcie się przez chwilę i wybierzcie coś co uwielbiacie, może jakiś sport lub hobby? Niech to będzie, na przykład, wspinaczka. Wyobraźcie sobie teraz, że słyszycie: "albo ja albo wspinaczka"! Miło? Chyba lepiej usłyszeć: "Chodź wskakujemy na moto, to na skałkach będziemy za 2 godziny i jeszcze po drodze sprawdzimy inne fajne miejsca do wspinaczki..."
Tym z Was, dla których motocykl to jedyna druga połówka, życzę, żebyście w nadchodzącym sezonie, na jakimś treningu lub track day’u, poznali tę "trzecią" połówkę. Jeżeli oczywiście macie na to ochotę.
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzeProsta sprawa - od początku kawa na ławę. Taki jestem, to lubię, tego nie. Jasna sytuacja. Nie pasuje jej moja pasja, hobby, zainteresowanie, sposób spędzania wolnego czasu? No to krzyż na drogę. ...
Odpowiedz