Motocyklowa przyjaźń. Jacy powinni być najlepsi kumple do wspólnej jazdy?
Z własnego życia mogę porównać dwa środowiska: ludzi gór (wspinaczy) i motocyklistów (podróżników). Jeżeli chodzi o tę drugą grupę, to niewątpliwie cementem, spajającym jej członków, jest umiłowanie motocykli (specjalnego rodzaju). Istotna jest (w jakimś sensie) umiejętność nie denerwowania innych uczestników wyjazdu swoim niezgulstwem w przygotowaniu się osobistym i motocykla do drogi. Na pewno pomaga, we wzajemnym szacunku, umiejętność (cechy charakteru) radzenia sobie w trudnych sytuacjach, czy to technicznych, czy też związanych z otaczającymi nas ludzkimi (administracyjnymi) i pogodowymi uwarunkowaniami. Ogromnie ułatwia nam współżycie z kumplami brak zasadniczych różnic światopoglądowych (te można jeszcze jakoś wzajemnie przemilczeć) i kulinarnych, w tym alkoholowych. Ach, te miłe wieczory przy ognisku ze skwierczącymi nad płomieniami pętami kiełbasy, boczku czy kaszanki i piwkiem (i nie tylko) w garści. No i naturalnie "gadu, gadu". Niezwykle ważnym czynnikiem (przynajmniej dla mnie) jest poczucie humoru i to również w odniesieniu do własnej osoby. Humor, ale nie wykpiwanie cudzych (często nieistotnych) słabości, prowadzących do uwłaczania cudzej godności. Ktoś kiedyś napisał, że "trzeba kąsać sercem".
Człowiek, a jest tych "człowieków" na ziemi ok 8 mld, jest istotą społeczną. Wszyscy jesteśmy nawzajem od siebie w naszym biologicznym życiu, w jakiś sposób, uzależnieni. Ja już w takiej "społecznej podległości", od osobnika płci żeńskiej, żyję od 47 lat! Naturalnie, że z różnych powodów ten stopień społecznego uzależnienia jest u rozmaitych ludzi większy, czy mniejszy. Przecież tacy osobnicy: jak np. Diogenes, żyjący w IV w p.n.e., czy też obydwaj Szymonowie Słupnicy, żyjący w IV i V w ne (że wspomnimy tylko ludzi z naszego śródziemnomorskiego kręgu cywilizacyjnego) kontentowali się naprawdę niewielkimi zdobyczami materialnymi, czyli odrobiną żywności i jakimiś łachmanami. No, Diogenes jeszcze chronił się od deszczu, wiatru i słońca w beczce (ktoś ją musiał zrobić!), a ci Słupnicy żyjąc po kilkadziesiąt lat na kamiennych kolumnach, kilka-kilkanaście metrów nad ziemią, za całe schronienie mieli tylko jakieś wełniane (chyba) burki. Swoją drogą to zastanawiające, w jaki sposób (a właściwie gdzie) Słupnicy oddawali swoje ekskrementy? Czy robili to na platformę, gdzie żyli, czy też upuszczali to (z mlaśnięciem) ze słupa na otaczający plac? Opisujący ich życie kronikarze chrześcijańscy skromnie tego nie objaśniają. Natomiast Diogenes, jako typowy abnegat, "stawiał klocka i siurał" obok swojej beczki na publicznym placu. Miły, higieniczny esteta-stoik! Oczywiście że taki "samodzielny" styl życia był możliwy w ciepłym klimacie starożytnej Grecji (Diogenes), czy też Syrii (obadwaj Szymonowie). Nie mówiąc jednak o Syberii, albo nawet i u nas, bycie takim abnegatem byłoby zdecydowanie niemożliwe, a przynajmniej krótkotrwałe z powodu (choćby) zapalenia płuc.
Ale co ma wspólnego ten wstęp z tytułem naszego artykułu? Otóż chciałbym zauważyć, że nasza motocyklowa jazda, zwłaszcza turystów, czy zawodników biorących udział w rozmaitych rajdach, trochę przypomina taką samotność, tylko że nie w beczce, czy na słupie, ale w siodełku, gdy krajobrazy migają nam przed oczami. Naturalnie, niektórzy jeźdźcy posiłkują się rozmaitymi przekaźnikami, zapewniającymi im muzykę, czy rozmaity kontakt z innymi ludźmi. Ba, ci co wożą "plecaczki", czują do tego namacalny dotyk, a czasami i fizyczne reakcje tej bliskiej, socjalnej osoby. Na ogół jednak posiadam kumpli, którzy podobnie jak i ja przedkładają jazdę na motocyklu solo. No, ale ile to "solo" trwa? Godzinka, półtorej, a potem trzeba rozprostować gnaty, coś zjeść, zatankować paliwo, czy zrobić siusiu. I już jest sposobność, aby zobaczyć gęby kumpli wraz ze mną jadących i nawet to i owo sobie powiedzieć. Są przecież i tacy samotni podróżnicy, którzy przemierzają całe kontynenty na swoich motocyklach. To tacy Szymonowie Słupnicy naszych czasów?! Często całymi dniami nie mają bliższego kontaktu z innymi ludźmi. Trudno bowiem za takowy uznać pobieranie gdzieś paliwa, czy jakieś uzupełnianie kalorii w przydrożnym barze. "Samotni jeźdźcy". Zauważyłem, że piękno bądź monotonia otaczającego nas krajobrazu odczuwana jest intensywniej przez pierwsze godziny jazdy, a potem zaczynamy odczuwać już wzmożoną chęć, aby gdzieś dojechać i jak najmilej spędzić popołudnie czy wieczór. Oczywiście w gronie bratnich motocyklowych dusz. Klasyczny syndrom "społecznego uzależnienia". To uczucie, aby wreszcie osiągnąć cel dziennej jazdy, zauważyłem, że wzmaga się z wiekiem. Im człek starszy, tym mniej wytrzymały, również na znużenie spowodowane jechaniem i zwiedzaniem. Coraz częściej, w czasie jazdy, kiedy już nasycę początkową chłonność na otaczające mnie widoki i poczuję, że jako motocyklista też już zżyłem się dzisiaj z moim motocyklem (co nie zawsze rano jest takie oczywiste) zaczynam przemyśliwać, jak będziemy zagospodarowywać sobie końcówkę dnia. Nie jestem socjologiem, ani psychologiem, o czym już napomykałem, więc nie mogę uogólniać, jak te motocyklowe czy inne kumpelstwa, a może nawet przyjaźnie, się rodzą i trwają (albo rozchodzą). Z własnego życia mogę jedynie, a i to niezbyt poradnie, porównać dwa środowiska. Ludzi gór (wspinaczy) i motocyklistów (podróżników). I tu i tu w moim dość długim życiu przyjaciele i kumple oczywiście się zmieniali, czyli przybywali i odchodzili. Niestety niektórzy z nich odchodzili na zawsze, czyli szli się wspinać, bądź jeździć po niebiańskich górach i drogach. Ale to było jak mówią "vis maior", czyli "siła wyższa". Inni zaś wykruszali się czasami z zupełnie prozaicznych powodów. Natomiast czy zauważyłem jakieś różnice w sposobie przyjaźnienia się w tych środowiskach? Chyba tak. Ponieważ jest to forum motocyklowe, więc postaram się zadany temat rozgryźć tylko w obrębie motocyklistów. Ba, będę się zawężał tylko do grupy ludzi turystycznie używających swych pojazdów.
A zatem co jest cementem, wiążącym ludzkie osobowości o podobnych zainteresowaniach. Niewątpliwie umiłowanie motocykli (specjalnego rodzaju). Również wspólnota zainteresowań przy zwiedzaniu rozmaitych ciekawostek w bliższej i dalszej okolicy, od miejsca zamieszkania. Jedni wolą krajobrazy, a inni raczej zwiedzać zabytki. Istotna jest (w jakimś sensie) umiejętność nie denerwowania innych uczestników wyjazdu swoim niezgulstwem w przygotowaniu się osobistym i motocykla do drogi. Na pewno pomaga, we wzajemnym szacunku, umiejętność (cechy charakteru) radzenia sobie w trudnych sytuacjach, czy to technicznych, czy też związanych z otaczającymi nas ludzkimi (administracyjnymi) i pogodowymi uwarunkowaniami. Znane powiedzenie mówi że : "potykamy się o kamyki, a nie o głazy". Czyli najczęściej kłócimy się i spieramy o drobiazgi, bo jeśli różnią nas poważne różnice w widzeniu świata i ludzi (oraz cech charakteru), to po prostu z kimś takim nie utrzymujemy zasadniczych, towarzyskich znajomości. Mówiąc po ludzku, ogromnie ułatwia nam współżycie z kumplami brak zasadniczych różnic światopoglądowych (te można jeszcze jakoś wzajemnie przemilczeć) i kulinarnych, w tym alkoholowych. Ach, te miłe wieczory przy ognisku ze skwierczącymi nad płomieniami pętami kiełbasy, boczku czy kaszanki i piwkiem (i nie tylko) w garści. No i naturalnie "gadu, gadu". Niezwykle ważnym czynnikiem (przynajmniej dla mnie) jest poczucie humoru i to również w odniesieniu do własnej osoby. Humor, ale nie wykpiwanie cudzych (często nieistotnych) słabości, prowadzących do uwłaczania cudzej godności. Ktoś kiedyś napisał, że "trzeba kąsać sercem". No i cytując klasyka (bodajże Józef Mackiewicz) kierować się zasadą że: "tylko prawda jest ciekawa". Bo wtedy wiemy "skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy". A jeśli chcemy naprawdę zobaczyć, jak najwięcej jak najciekawszych i najwartościowszych rzeczy, to musimy wiedzieć skąd (razem) wyruszyliśmy i z kim (razem) będziemy do tych pięknych miejsc jechać i wracać. Umiejętność jak najobiektywniejszego wartościowania otaczających nas okoliczności pozwala nam również poprawiać nasze umiejętności i wiedzę (w tym motocyklową), a na tym był (i miejmy nadzieję że będzie nadal) oparty rozwój cywilizacji śródziemnomorsko-europejskiej, która (zwłaszcza w XVIII-XIX w) tak silnie oddziałała na pozostałe rejony świata. I tak z "grubej rury" zakończyłem taki miły temat jak, motocyklowe przyjaźnie!
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze