Czy na motocyklu łatwiej poderwać dziewczynę? Kontakt z nieznajomą panią
Trochę przez przekorę mógłbym, w imieniu moich motocyklowych koleżanek (vide Lidka), zapytać o, „kontakt z nieznajomym panem”. Na dodatek w moim wieku zupełnie uzasadnione wydaje się być pytanie: „a po co nawiązywać kontakt z jakąś nieznajomą panią?”. Ponieważ jednak kiedyś, kiedyś (!) byłem mężczyzną (nawet dość krzepkim) więc spróbuję to i owo napisać, pogrzebawszy w pamięci (notatek na ogół nie robiłem z obawy przed argusowym okiem Żony), to i owo sobie przypomniawszy.
Czy na motocyklu łatwiej nawiązać kontakt z nieznajomą panią, czy też panem? Gdyby chcieć odpowiedzieć na pierwszą połowę tego pytania zadanego mi przez Redakcję, to odpowiedź brzmi stanowczo i jednoznacznie: Nie! Na motocyklu nie można łatwiej (robić różnych rzeczy)! Zresztą, druga część zdania również (wg mnie) nie otwiera drogi do znajomości z „pciom przeciwnom”. To chyba nawet jest łatwe do zrozumienia, że jakikolwiek kontakt, zwłaszcza osobisty, mający wywrzeć tzw „wrażenie”, a nie jak to się teraz często zdarza wirtualno-internetowo-smartfonowy, polega na zarówno tak zwanej „mowie ciała” jak i żonglowaniu zdaniami, pełnymi mądrości, czy skrzącymi się humorem. Czyli mówiąc krótko na mimice i rozmowie. Do tego, sporym ułatwieniem jest wygląd osób, które się zamierzają (bądź nie) poznać. Natomiast „homo motociclistus” odziany w swoje motocyklowe zbroje, buciska, rękawice i hełm jest osobą bliższą UFOludkowi niż zwykłemu „homo ludens” (człowiek bawiący się, współzawodniczący).
Może jednak spróbuję zacząć od rozsupłania zagadki: „a jak to jest w przypadku, gdy niewiasta motocyklowa (motocyklistka), będąc singielką, chce usidlić jakiegoś osobnika płci przeciwnej? Bycie motocyklistką ułatwia to zagadnienie, czy może nie całkiem? Oczywiście postaram się wykręcić od rozpoznawania metod, w jaki sposób robimy wrażenie na najrozmaitszych płciach, których już podobno jest ok. 77. Czyli nie będę się zastanawiał nad, jak mawiał marszałek Pisudski, nad „rozdziwaczoną płcią”. Będę trzymał się kanonu, jaki znamy od czasów, gdy Stwórca w Raju, umieścił tylko Mężczyznę i Kobietę! Otóż, mam kilka koleżanek, zarówno osobiście powodujących motocyklami, jak i ozdabiających motocykle, dosiadając ich w charakterze „plecaczków”. Część (raczej większa) z nich jest już w bardziej czy mniej oficjalnych relacjach z innymi panami. Ale są i solówki i na dodatek zapewniam, że nie są to kobietki, o których się kiedyś mówiło, że to te z „politechniki”, aby podkreślić niespecjalny seksapil tych koleżanek. I tutaj wyłania mi się następująca konstatacja.
Otóż bycie wyrazistą kobietą-motocyklistką zdecydowanie utrudnia nawiązanie rzetelnych, a nie chwilowych relacji z innymi panami, w tym z motocyklowymi singlami. Dlaczego? Jest to oczywiście całe socjologiczne studium, dotyczące zachowań i potrzeb osobników płci męskiej. Ale nie tylko płci brzydszej. Otóż niektóre damy (nie tylko zresztą motocyklowe) potrafią się zachowywać jak przysłowiowe Hetery (Jędze, Wiedźmy), a inne robią za Egerie (Wieszczki, Mądrale), co niezbyt podoba się motocyklowym Piotrusiom Panom (Samolubom). Trzeba być niezwykle męskim – mężczyzną, aby nie bać się tych ukształtowanych intelektualnie, życiowo i nawet technicznie kobiet. Czyli jak mawiają Hiszpanie, trzeba mieć „cojones” (jaja). Mówiąc o tych „jajach” miałem na myśli nie tylko cechy fizyczne. Mam naturalnie na ten temat jeszcze i inne swoje przemyślenia, ale ponieważ nie są one ukształtowane w zwięzły i metodologiczny sposób, więc ich tutaj nie opiszę. Natomiast można o nich sobie pogadać przy ognisku z kieliszeczkiem w garści, w myśl powiedzenia: „bez wodki nie razbierjosz”. Ale zadany temat miał być o tym, jak to panom motocyklistom idzie ten podryw, na dłuższą chwilę, czy tylko na ten moment pełen „uniesień i oczarowań”.
Jak to bywa przy skomplikowanych relacjach damsko-męskich odpowiedź nie może być ewangeliczna czyli: „tak, tak – nie, nie”. Jeśli jesteśmy w gronie profanów, mających marne pojęcie o motocyklach i widzących często w ich użytkownikach pełnych szaleńczej odwagi straceńców, a na dodatek gawędziarz-motocyklista jest gładyszem, to wówczas, gdy ma na dodatek tzw. „nawijkę”, to możemy oczekiwać, że otaczające go paniusie słuchają go jak „świnia grzmotu” i ciągle im się z ich kształtnych i uwypuklonych klatek piersiowych wyrywa: „Och! i Ach!”. Potem, skonsumowanie takiego wieczoru bywa często jak smakowity deser. Ale czy o to chodzi, żeby być sprinterem i szybko osiągnąć metę rozkoszy, czy też może jednak uwikłać się w długodystansowy przebieg zwany romansem, a może nawet małżeństwem? Osobiście nie mogę się tutaj wypowiadać, gdyż ja dochrapałem się wreszcie długoletniej „podległości”, bajerując, przy rozmaitych okazjach różne panienki, jaki to ze mnie jest orzeł skalny. Nie jeździłem bowiem wtedy motocyklem, ale „drapałem się tam gdzie nie swędzi”.
Czyli już pewną prawidłowość uchwyciliśmy. Interesujący, a może i dzielny człowiek ma jakąś (chyba) przewagę nad mazgajem. Jeśli do tego ma elegancki motocykl, na który go było stać, to na pewno jest to obiekt wart zainteresowania. Pewien mit (niemal taki jak ten z Ikarem) otacza nadal ludzi odzianych w te dziwne ubrania, którzy na dodatek udowadniają, że na dwóch kołach można się z szaleńczą prędkością przemieszczać. No, a jak to jest w gronie osób związanych ze znajomością motocykli? Otóż ciągle jeszcze istnieje zdecydowana przewaga liczebna wolnych (lub tych co się wyrwali z domowych okowów) motocyklistów nad samotnymi motocyklistkami. Ponieważ te samotne motocyklistki mają (na ogół) niezłe objeżdżenie (a często i sprzęt), więc tutaj „opowieści, dziwnej treści” nie mają zastosowania. Tu (chyba) triumfuje osobowość i wdzięk jeźdźca (podparta czasami dobrze wypchaną kiesą). Żeby nie poruszać się po tym już dla mnie dawno przebytym dystansie, to tylko jeszcze nawiążę do takiej refleksji. Wiek nawiązującego kontakt z „płcią” - pomaga czy przeszkadza?
Tutaj znowu odpowiedź nie może być jednoznaczna. Bo, rodzi się pytanie: po co taki np. Wynędzniały Starowina jak ja lubi sobie przy okazji rozmaitych motocyklowych spotkań, czy to przy ognisku, czy też w sali zabawowo-biesiadnej, wdać się w pogawędkę z co bardziej frapującymi go damami? Specjalnie tak określiłem (frapujące), te koleżanki motocyklistki gdyż często, pozornie mniej „wyględna” dama swoim wewnętrznym urokiem i osobowością potrafi człowieka przyciągnąć do swojego towarzystwa. Jak już wspomniałem większość pań na tych spotkaniach jest już obstawiona, przed przyjazdem, przez ojców, braci, mężów, czy kochanków, więc nawet młody, przystojny i dobrze „omotocyklowany” samczyk ma bardzo wąski margines możliwości nawiązania jakiego erotycznego związku. Otóż te wszystkie bariery dla PanMarka prawie nie istnieją. Dlaczego? To proste. Ten osobnik nikomu już nie zagraża. Ani ojcom, ani braciom, ani mężom, czy też kochankom. Cudowny wiek, kiedy spierniczenie staje się lukrowanym piernikiem + kieliszkiem gdańskiej wódki. Na dodatek taka paniusia, mając do dyspozycji w/w swoich opiekunów, z którymi boryka się na co dzień oraz ich stałą kontrolę nad ewentualnymi „niebezpiecznymi związkami”, w ostateczności już zgadza się pogrążyć w rozmowie z tą, czasami chytrze przereklamowaną w środowisku „legendą motocyklową”. Zwłaszcza, że „legenda” czasami dość umiejętnie, podpoiwszy damę (i siebie) jakimiś procencikami „wody rozmownej”, wyciąga z niej wydawałoby się nieistniejące pokłady złóż najszlachetniejszych kruszców, czyli intelektualnych zasobów rozmówczyni. A doprawdy (powiadam Wam), wiele uroczych damskich stworzeń, z największą radością dowiaduje się, z bezinteresownie obiektywnych ust Starego Nicponia, jak bardzo są cenione za swój intelekt, a nie tylko prześliczny wygląd, który ciągle przecież widzą przeglądając się (często chłodnym okiem) w lustrze. Jakże często, po takim „upojnym” wieczorze, pełnym wspaniałego gaworzenia, moja przemiła i urocza rozmówczyni, nierzadko w towarzystwie (ojca, męża, brata, kochanka – niepotrzebne skreślić) odprowadza (często pod rękę) na zasłużony odpoczynek, do łóżka „legendę”, której nogi z lekka odmawiają posłuszeństwa (od zasiedzenia się!!!), by wreszcie z ulgą (uff!), znaleźć się wśród swoich rówieśników, a nie przebywać z tym Starym Bajem.
A dlaczego ten Starowina tak lubi na tych spotkaniach rozmawiać z kobietkami. No cóż, muszę wyznać, że tematy dotyczące najnowszych, czy najdroższych trendów motocyklowych, nudzą mnie już nieodwołalnie. Rozmowa o polityce w Polsce jest niemożliwa. Na dodatek fizjonomie moich kolegów motocyklistów często niewiele różnią się od tego, co sam widzę w lustrze (no może są mniej pomarszczone). Jedynym argumentem jest to, że z facetami pije się lepiej wódeczkę, ale tej już też coraz mniej mogę spożyć. Tak więc przebywanie wśród dam ma (dla mnie) niemalże same zalety. Miło jest słyszeć kiedy rozmówczyni czasami zaszczebiocze „no, no PanieMarku, ale pan to ciekawie ujął!”.
Pisząc powyższe trochę się roztkliwiłem, więc teraz kubełek ochłody. Zresztą chciałbym, aby i inni moi motocyklowi koledzy, zbliżający się do mego wieku, też go zauważyli. Otóż jeszcze kilka lat temu pomykając rozmaitymi drogami, często wśród połaci leśnych, naszej Ojczyzny, natykał się człowiek na rozmaite miłe, nierzadko atrakcyjnie niedoubrane kobietki, które stojąc na poboczach wcale nie oczekiwały na podwiezienie ich dokądkolwiek. Nie wiedzieć czemu, niektórzy nazwali je „grzybiarkami”. Czasami, dla zgrywu, machałem im ręką. Przestałem to robić, kiedy zorientowałem się, że gdy dostrzegały wystającą spod kasku siwą szczecinę brody, jakoś ich „mowa ciała” wyraźnie wskazywała na brak chęci nawiązania bliższego kontaktu. A przecież nie ulega żadnej kwestii, że te panie są kobietami, upewnionymi co do swej płci od tysięcy lat, przez uprawianą profesję. Ja jednak, nawet jako motocyklista, przestałem robić na nich wrażenie. Ciekawe czy moi dużo młodsi, motocyklowi koledzy, natykając się na podobne (ewentualnie) znajomościami wynoszą takie samo wrażenie?
Komentarze 7
Pokaż wszystkie komentarzeMotocyklistki solo dziękują za dostrzeżenie! Jeżdżąc już całkiem sprawnie motocyklem odbieramy przyszłemu partnerowi możliwość zarażenia nas miłością do motocykli. Bo tak przecież się utarło że to ...
OdpowiedzA mnie się zdarzyło poznać interesujące dziewczyny w czasach młodości dzięki motocyklowy :)
OdpowiedzNajłatwiej na ścigaczu poderwać jest, przednie koło.
OdpowiedzTo trochę opis z chwili przebudzenia, gdzie myśli nadal się różnią w zależności od ponownego zamknięcia oczu. Tak czy inaczej fajnie się czytało. Uwielbiam lekko , z dystansem, z gawędziarskim ...
OdpowiedzSzanowny Kolego SCI, mimo że nie jestem zupełnie fanem demokracji, a tym samym nie ważę swoich "pisaninek" (gawęd) ilością "za i przeciw", to jednak cieszy mnie iż nie tylko zasługuję na miano GRAFOMANA. Życzę jak najwięcej przyjemności z oglądania otaczających motocyklistów najrozmaitszych "pięknych okoliczności przyrody"!
OdpowiedzWidzę że towarzystwo dzielimy na ad persona IMPOTENTÓW co to krytykują i na Szanownych Kolegów, co to chwalą :). Dyskusja z PanemMarkiem niezmiennie dostarcza ciekawych wrażeń. Ps. Kolego SCI twoje pierwsze zdanie opisu tej 'pisaninki' (sic!) jest?piękne, prosto w punkt.
OdpowiedzDo Szanownych Panów Balona i Goostava234: "...lubili się ich słuchać amatorowie, słowem, zyskali reputację KRYTYKÓW, jak wszyscy IMPOTENCI..." (Honoriusz Balzak - "Kuzynka Bietka").
OdpowiedzDla uwierzytelnienia cytatu. "Kuzynka Bietka", SW "Czytelnik" W-wa 1954. Okładka sztywna ale papier kiepski (kl. VII). Okładka z ilustracją Jana Młodożeńca. Cytat str. 404.
OdpowiedzDo krytyka to mi bardzo daleko Szanowny PanieMarku. Ale dziękuję za nobilitację. Ja jestem zwykłym szarym zjadaczem literek. A Pana danie było dla mnie wyjątkowo ciężkostrawne. Nie widzę powodu by się obruszać. Miłego dnia życzę.
OdpowiedzVenerabilis Balonie. VALE - jak kończyli korespondencję starożytni Rzymianie. I ostatnia rada, bo już odjeżdżam, nie przeżuwaj tej niestawnej grafomanii bo szkoda żołądka i wątroby.
OdpowiedzFajnie że czytelnicy mogą podyskutować z autorem. Czasem coś się komuś podoba, czasem mu się nie podoba. Ale konstruktywna rozmowa pozwala wszystko wyjaśnić. Mi się pisaninka podobała i nie przeszkadza mi że jest napisana kwiecistym językiem. Rzeczywiście od Paulo Coelho zapanowała moda na prosty język i niezłożone zdania. Jednak nie każdego sycą konstrukcje językowe na poziomie Super Ekspresu. Rozumiem czytelników, którzy oczekiwali maksimum treści możliwie prostym językiem i z użyciem minimalnej liczby słów. Jednak ciężko w ten sposób napisać na tak prosty temat, jak ten, czy laski lecą na motocykle.
OdpowiedzDo Paulo Coelho panowała moda na okrągłe zdania a od Paulo Coelho zapanowała moda na prosty język? Nie znam tego autora, aż się muszę przyjrzeć co to za geniusz tak nam świat przemodelował :). Chcesz kolego kwiecistego języka poczytaj Thomasa Manna, chcesz grafomaństwa poczytaj PanaMarka.
OdpowiedzO losie słodki... bez urazy ale tego grafomaństwa nie da się w jakikolwiek sposób przyjąć. Dwie rady : ograniczyć ilość nawiasów, tak o 100% najlepiej. Ograniczyć teksty do opisów podróży, każda ...
Odpowiedz