Trasa: Austria, Niemcy, Lichtenstein, Szwajcaria, Francja, Włochy Termin: 2 - 15 lipca 2006 roku Trasa: dookoła Alp Uczestnicy: Jacek i Ola na BMW 1100GS oraz Mariusz i Kasia na Hondzie Transalp
Motocyklami w Alpy? Nie planowaliśmy prawie wcale tego wyjazdu, miał być Nordkapp, ale dziewczyny bały się zimna. Nie planowaliśmy trasy, po prostu miało być dookoła Alp. Jedyne, co było pewne, to pierwszy nocleg w Wiedniu, resztę planowaliśmy z dnia na dzień.
Główna założenie to jechać jak najwięcej bocznymi drogami, najlepiej całkiem unikać autostrad. Jednak życie korygowało te plany na bieżąco. Nie planowaliśmy również co konkretnie zwiedzimy, po prostu pełna improwizacja i to właśnie było najlepsze... Naszym celem było objechanie Alp, możliwie najwięcej górskimi drogami, unikając głównych dróg i zaliczenie wszystkich krajów alpejskich.
Niedziela, 2 lipca
Pierwszy dzień to przelot z Wrocławia do Wiednia na wcześniej wybrany kemping. Przejazd przez Czechy był dość szybki, potem kawałek Austrii, przebicie się przez Wiedeń na kemping (na zachód od miasta). O godz. 16 jesteśmy na miejscu, rozbijamy się i już w lżejszych ubraniach jedziemy zwiedzać miasto. Po zwiedzaniu z powrotem na kemping i kładziemy się spać. Koszt kempingu 19 Euro za komplet, czyli 2 osoby, moto, 1 namiot. Ciepła woda gratis, dostępna cały czas.
Poniedziałek, 3 lipca.
Przelot bocznymi drogami z Wiednia w okolice Bischofshofen w turystycznym tempie. Generalnie staramy się podróżować nie łamiąc za bardzo przepisów, tym bardziej, że jadąc zamierzamy coś obejrzeć. Po drodze jeszcze bardzo delikatne górki, bardziej zielone niż kamieniste. Trasa dnia to 350 km. Zatrzymujemy się na kempingu w miejscowości Sankt Johann im Pongan, około 6 km na południe od Bischofshofen. (tym razem koszt to 16,50 Euro). Ciepła woda pod prysznicem za 1 Euro - oczywiście limitowana ilość. Na tym kempingu zostajemy na dwie noce.
Wtorek 4 lipca.
Dziś w planach trasa w wysokich Alpach - Grossglockner Hochalpenstrasse. Wjazd na tą górską trasę płatny 17 Euro od motocykla. Niedaleko trasy i potem na niej spotykamy samochody całkowicie obłożone skórą na zewnątrz, coś na styl bagstera na auto. Na stacji paliw podchodzi do mnie gościu jadący z tymi „obłożonymi" i prosi, aby ich nie fotografować. Podobno są to nowe modele samochodów, jeszcze przed światową premierą, które to są testowane na tych trudnych drogach. Stąd tak dokładnie strzegą ich wizerunku. Ktoś chce kupić zdjęcia prototypu? Z ceną się dogadamy... ;)
Sama trasa na Grossglockner to oczywiście cały czas pod górę lub w dół i brak prostych odcinków. Opony można sobie poprzycierać równomiernie jak ktoś lubi, a nawet wężyki wiszące pod motocyklem ( z akumulatora, z okolicy wlewu paliwa i te inne) - sam sprawdziłem. Po drodze tzw. „Bikers Point", jeden z kilku spotykanych w drodze po Alpach.
Dojazd na niego jest bardzo ciasny i sam nie wiem dlaczego pozwalali tam na ruch samochodów, tym bardziej, że na szczycie nie miały gdzie parkować. Trasa na Grossglockner od strony północnej (od Zell am See) to najpierw podjazd (tutaj „ Bikers Point"), potem trochę zjeżdżamy w dół, ponownie do góry i w końcu tunel. Przejeżdżamy na drugą stronę pasma górskiego, znowu zjazd i ponownie do góry już na sam Grossglockner.
Na miejscu najgłębiej miejsca parkingowe przeznaczone są tylko dla motocykli, a przy nich zamykane szafki na kaski, ciuchy itp. Grossglockner to najwyższy szczyt w Austrii, a miejsce do którego prowadzą wszystkie przewodniki to dodatkowo lodowiec spływający do dolinki. Z lodowca płynie potok wpadający do jeziorka dziwnego koloru.
Następnym celem wycieczki było Zell am See, co oznaczało powrót tą samą trasą aż do końca gór. W samej miejscowości Zell am See udaje nam się znaleźć ciekawe miejsce nad jeziorkiem i trochę poleniuchować. Dalej przelot na północ do Saalfelden (tutaj jakiś korek omijamy szutrem) i dalej na wschód do Bischofshofen. Po drodze na górskim odcinku łapie nas niezła burza wisząca chyba na stałe nad małą kotliną. Ciekawie wygląda droga: nagrzany asfalt powoduje, że woda odparowuje, co tworzy efekt dymu nad jezdnią. W lusterku wstecznym widzę światło Jacka przebijające przez większą lub mniejszą mgłę. Efekt był ciekawy ale nie udało się go utrwalić na foto. Po drodze, gdy mijamy budkę przystanku autobusowego naliczyłem pod nią 4 moto (jakieś ścigi) poupychane jak sardynki pod daszkiem, a głębiej ich właściciele. Jak widać nie wszystkie motocykle jeżdżą w tak „ekstremalnych" warunkach jak deszcz... ;)
Po przejechaniu jeszcze niedługiego odcinka widać na jezdni wyraźną poprzeczną granicę mokre/suche. Nie jest to stopniowe przejście, tylko wyraźna prosta granica. Pewnie jakaś granica landów i deszcz nie dostał pozwolenia na przejście... W Bischofshofen już tylko słońce i bez problemu możemy odnaleźć skocznię narciarską. Co ciekawe, można podjechać pod samą skocznię bez żadnych zasieków czy też dziwnych zakazów. Następnie krótki przelot na kemping w Sankt Johann na drugi nocleg.
Środa 5 lipca
Pakowanie gratów na moto i przelot w stronę Innsbrucka. Po drodze zaliczamy kolejna alpejską trasę: Gerlos Alpenstrasse. Na przełęczy oczywiście należy zapłacić - 4 Euro. Do samego Innsbrucka jak zwykle słoneczna pogoda, ale po wjeździe do miasta zaczyna padać. A kiedy już udało się nam zaparkować i wejść do jakiejś galerii handlowej to zaczęło nieźle lać. Pozwiedzaliśmy sobie centrum miasta, a następnie jakiś przypadkowy miejscowy biker prowadzi nas w okolice skoczni narciarskiej. Ta górująca nad miastem budowla swoją dostępnością znacznie różni się od poprzedniej. Jest ogrodzona, a wejście na jej teren jest płatne, nie wiem ile, bo już było za późno na zwiedzanie. Z Innsbrucka jedziemy do Garmisch Partenkirchen, po drodze mijając ciekawą atrapę zamku. Dalej jakiś słupek i tabliczka, że właśnie przekraczamy granicę Austria - Niemcy i już po chwili wjeżdżamy do Ga-Pa.
Miejscowa skocznia również jest dostępna bez opłat, a na jej terenie miejscowi grają sobie w piłkę nożną, tak więc obiekt nawet latem się nie marnuje. Z Ga-Pa lecimy w stronę Lichtensteinu z planami noclegu gdzieś w górach Austrii. Ponownie przekraczamy granicę Niemcy - Austria i małą górską drogą, której nawet nie było na papierowej mapie, jedziemy na południowy zachód. Drogę, z racji małej szerokości i nieskończonej ilości zakrętów, baaardzo polecam. Tutaj nie trzeba szukać znanych tras, wystarczy zjechać w jakąś małą, zapadłą dróżkę i wrażenia murowane. Nocleg znajdujemy na małym kempingu przy lokalnej drodze B198 w miejscowości Haselgehr nad rzeką Lech. Namioty rozbijamy na świeżo rozwiniętej zielonej trawce (koszt noclegu - 12 Euro). Ciepła woda w prysznicu 0,5 Euro.
|
|
Komentarze 20
Poka¿ wszystkie komentarzeWitam, wyjazd ju¿ za mn± wiêc chêtnie podzielê siê kilkoma uwa¿am wa¿nymi spostrze¿eniami: Grossglockner jak dla mnie przereklamowany, Dolomity okolice Bolzano i Cortiny bardzo ³adne, S³owenia te¿ ...
Odpowiedz¦WIETNY WYPAD, FAJNY OPIS I FOTKI. GRATULACJE!! 09.07.2011 WYPRAWA W ALPY!! START W KATOWICACH DO KREFELD W NIEMCZECH,TAM SPOTKANIE Z RESZTA "EKIPY" (HEHE Z MAÑKIEM Z CHESTER) Z KREFELD NA ...
OdpowiedzWitam. Super opis :) Co prawda jeszcze du¿o czasu, ale jakby byli chêtni na wyjazd prze³om lipca/sierpnia 2011 na Grossglockner i okolice i potem mo¿e w dó³ na pó³noc Chorwacji na parê dni (raczej ...
OdpowiedzJa chce w tym roku tez tak pojechac.. jedzie ktos moze?? samemu to malo ciekawie...
OdpowiedzWitam. Je¿d¿ê od trzech lat w Alpy. W tym roku te¿ siê wybieram. Niestety w lipcu. Najpierw zlot w GPA na chwile, a potem tam gdzie ko³o zaprowadzi. To co kolega opisa³ ju¿ przejecha³em, teraz mam nowe pomys³y. Ale zdecydowanie preferujê jazdê jednym motocyklem. Serdecznie pozdrawiam i do spotkania gdzie¶ na szlaku alpejskim
OdpowiedzWidzê ¿e wiêcej motorzystów marzy i wybiera Alpy. Od roku planowa³am wyjazd ale motor znikn±³ razem z mê¿czyzn± "mojego ¿ycia" ;).Trudno, jego wybór. Teraz sama robie prawko i planujê swoje moto,a ...
OdpowiedzRewelacyjny opis i super przygoda
Odpowiedz