Libia Quad Adventure - quadowa przygoda ¿ycia cz. III
"Staples wywozi mnie na szczyt diuny tuż nad jeziorem, dla takich chwil się żyje! Kieruje deskę w dół, stawia znaczny opór, większe nachylenie i już swobodnie w dół. Frontside, backside, długie skręty w dół, masz wrażenie, że zaraz wjedziesz do jeziora, co za uczucie! "
Dzień 8
Takarkibba-Ubari lakes-Takarkibba - 120 km
Tym razem daliśmy wolne Arbiemu. Ma rodzinę w Ubari, którą chciał odwiedzić, a my mamy waypointy i sami polecimy nad jeziora. Mamy tylko problem z paliwem, mamy go mało, a w okolicznych stacjach brak. Arbi radzi udać się na wschód do najbliższego miasteczka. Próbujemy jeszcze zadzwonić do naszych żon z telefonu satelitarnego, niestety Arbiemu skończył się „Tak Tak" i nie ma impulsów. Lecimy asfaltem na stację, Arbi dał mi dwie kserówki na checkpointy. Tankujemy się do pełna i obieramy kurs na waypoint, kilka kilometrów od jeziora Gabroun.
Jedziemy na azymut, pokonując sypkie diuny Ubari Sand Sea. Zapalają nam się czerwone lampki od oleju. To przez gorący południowy wiatr Sirrocco wiejący nam w plecy, nie ma dostatecznego chłodzenia. Osiągamy szlak jezior. Do Gabroun, największego jeziora mamy dosłownie cztery kilometry. Wspinamy się na najwyższe wydmy, chcemy do jeziora dotrzeć od południa. Ostatnia wydma i jest. Pod nami przepiękne jezioro na środku pustyni! Dookoła kilkumetrowy pas intensywnie zielonych palm i zarośli. Po lewej stronie opustoszałe zabudowania zamieszkiwane kiedyś przez Gabrounerów - tutejszy lud. Kilka fotek i zjazd w dół do baru. Trochę mnie poniosło i wpadam na poprzecznie leżące drzewo. Jakimś cudem uniknąłem wypadku, czego nie udało się Mateuszowi. W połowie góry, przecinając ślady samochodów walnął niegroźną rolkę. Jesteśmy nad brzegiem, niesamowity widok, słone jezioro na środku Sahary. Parę fotek i idziemy okupować straganik z antykami. Coś trzeba przywieź naszym żonkom. Targujemy się ostro, Mateusz jest w tym najlepszy, dusza handlowca. Okazuje się, że jest tu również wypożyczalnia nart i snowboardów. Nie zastanawiam się długo, biorę dechę i buty Burtona, o dziwo mój rozmiar. Staples wywozi mnie na szczyt diuny tuż nad jeziorem, dla takich chwil się żyje! Kieruje deskę w dół, stawia znaczny opór, większe nachylenie i już swobodnie w dół. Frontside, backside, długie skręty w dół, masz wrażenie, że zaraz wjedziesz do jeziora, co za uczucie! Opuszczamy to rajskie miejsce, kierując się ku następnemu jezioru, nie wszystkie jednak są wypełnione wodą.
Jedziemy szczytami wydm mając przed sobą odjazdową panoramę. Krótkie zjazdy i nie za wysokie wzniesienia powodują większą pewność, która w pewnym momencie gubi Mateusza. Za mocno przyhamował na zjeździe i walnął rolkę w przód. Wyglądało to bardzo niebezpiecznie. Kiedy podjechaliśmy, jego potężne aluminiowe skrzynie przygniatały mu kolana. Leżał nieruchomo przyciśnięty do połowy quadem. Szybko podnieśliśmy sprzęt, powoli wstaje, nie wiemy co z jego nogą. Zaczyna puchnąć w oczach, dobrze, że przynajmniej miał ochraniacze na kolana. Staples transportuje go do najbliższej oazy nad jeziorem. My zbieramy sprzęt. Tu spędzamy chwilę, nie jest dobrze, kolano nie jest w najlepszym stanie. Mateo jednak decyduje się na jazdę, mamy jeszcze około kilkunastu kilometrów do bazy, zwalniamy tempo. Jesteśmy na campingu, zamawiamy bryłkę lodu i reanimujemy kolano Mateusza. Myślę, że to tylko ciężkie stłuczenie.
Dzień 9
Takarkibba- Ubari Sand Sea- 300km
Opuszczamy nasz camping, kierując się ku Ubari. To największe miasto w tym okręgu, przyklejone do Ubari Sand Sea. Ubari łącznie z Germą i innymi wioskami tworzy pas oaz oddzielający dwie wielkie piaskownice - Ubari i Murzug. Wspaniale miejsce wypadowe. Wjeżdżamy do Ubari, to tętniące życiem, ruchliwe miasto z dużym domem handlowym w centrum. Robimy zakupy, przed nami dwa dni na pustkowiu. Opuszczamy centrum i jedziemy w stronę domu rodzinnego Arbiego, ciekawi jak mieszkają. „ Posiadłość" usytuowana na obrzeżach, zbudowana w tradycyjnej technologii z byle jakiego pustaka, otynkowanego byle jak na biało. Za domem mała uprawa i palmowy zagajnik. Poznajemy brata Arbiego - wysokiego kolesia w turbanie i ray ben-ach, okazało się, że pojedzie z nami do Ghadamesu. Chłopaki chcieli się zabezpieczyć, na wypadek gdyby Mateo nie dał rady jechać na quadzie. Mateusz jednak wolał bolesną podróż na swojej maszynie, niż proponowane miejsce w Toyce, z której wydobywał się mało przyjemny zapach wielbłądziego mięsa zmiksowany z zapachem benzyny i innych dodatków.
Opuszczamy dom lawirując pomiędzy uprawnymi poletkami wjeżdżamy na Saharę. Odnajdujemy przygotowaną pustynną drogę i kierujemy się na zachód. To trakt przygotowany przez kompanie naftowe, które mają w tym miejscu kilka baz wydobywczych. Cały czas wieje gorący południowy Sirocco. Mateusz trzyma się Arbiego, my zaś w trójkę lawirujemy pomiędzy wzniesieniami. Odbijamy na południe, Libijczyk przekazał mi kilka waypointów, których się trzymamy. Quady mocno się grzeją, co chwilę stajemy z Jarysem i kierujemy dzióbki na południe. Mieliśmy plan jazdy na azymut przez najatrakcyjniejsze diuny, jednak temperatura nie pozwala na to, szkoda naszych Hondek.
Po kilkudziesięciu kilometrach opuszczamy wydmy i wjeżdżamy na Hamadę, Ubari Sand Sea. To piaskownica w kształcie litery „c" otwartej w kierunku zachodnim. Tankujemy maszyny i przecinamy Hamade, z Arbim spotkamy się za około 50kilometrów. Płaskowyż przecinają koryta wyschniętych rzek, dostarczając zróżnicowania naszej trasy. Prowadzimy Hondy grząskim, piaszczystym dnem koryta, utrzymując najbardziej optymalny wariant kursu na punkt. Przed nami kolejna piaskownica, dojechaliśmy do traku, który ściągnąłem z netu. Trasa wije się płaskimi fragmentami omijając wysokie wzniesienia, my tniemy na przestrzał, osiągamy cel dzisiejszego dnia. Kolejny nocleg w otoczeniu czerwonawych diun, w oddali widać Arbiego i Mateusza. Rozbijamy obóz, to ostatni nocleg na pustyni, kolejny już w Ghadames. Pustoszymy nasze zapasy zupek.
Dzień 10
Ubari Sand Sea - Ghadames - 400km
Budzi nas wschód słońca, Arbi rozkłada kocyk, ja decyduję się na zmianę oleju. Wykopuje dziurę w piasku, wkładam tam obciętą butelkę i wymieniam olej. Mam ze sobą nowy produkt full syntetyk Motula, zobaczymy czy się sprawdzi. Tak naprawdę mnie i Jarysowi przydałby się dobry Karcher i mycie chłodnicy. Zbieramy się, mamy trzy opcje trasy, wybieramy tą średnią długość odcinka z wydmami biorąc wzgląd na nasze silniki. Ostatnie piaskowe wzgórza i przed nami Hamada. Pędzimy od punktu do punktu, gdzieś kilka kilometrów od nas podąża Arbi z Mateuszem wybierając łatwiejszą opcję trasy. Po kilkudziesięciu kilometrach dobijamy do naszego tracku, którym jechaliśmy na południe.
Wieczorem osiągamy Ghadames - cel naszego quadowego odcinka. Za nami około 400 km, mamy dość, parkujemy w znajomym Gasthofie i zamawiamy kolację w lokalnej restauracji. Było nieźle, żegnamy się z Arbim, który wzbudził nasz szacunek i podziw. Ku naszemu zdziwieniu wraca jutro tą samą drogą do domu swojej babci w Ubari oczywiście swoim złomem - tam czeka go przekładka silnika, który w znacznej części składał się z prowizorycznej zmoty.
Dzień 11
Ghadames- Trypolis- 700km
To już końcówka, ładujemy nasze maszyny na przyczepę, za nami ponad 2300 km. Prócz uszkodzonej manszety Jarysa i pogiętych skrzynek Apteki nie odnotowaliśmy poważniejszych uszkodzeń. Hondy spisały się jak zwykle bez zarzutu, troszkę brakowało im mocy na potężnych wydmach i bezkresnej Hamadzie, ale za to odwdzięczyły się dzielnością i bezawaryjnością. Jeśli chodzi o naszą kondycję, prócz urazu Mateusza, który powoli się goi, wszystko porządku, pomimo naprawdę wyczerpującego dystansu. Teraz ponad 700 km do Trypolisu, ale już samochodem.
Podsumowanie:
Za nami ponad 6000 km samochodem z przyczepą i ponad 2300 km na quadach. Kolejny ciekawy kraj został chociaż w części zaliczony. Trypolis, libijska stolica nie urzekła nas swoim klimatem, rozwijające się dopiero miasto z wielkim terenem budowy i mało ciekawą Medyną. Sama Libia gościnna i spokojna, rozwijająca się dopiero turystycznie i trzymająca się hasła (...) odwiedź nas ze względu na naszą egzotyczność (...)
Zapraszamy z nami do Libii w przyszłym roku.
|
Komentarze 2
Poka¿ wszystkie komentarzePolecam serwis internetowy o niezwyk³ym kraju jakim jest Libia - libia.pl.
OdpowiedzPiêkna wycieczka ;)
Odpowiedz