tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Libia Quad Adventure 2008 - quadami przez pustyniê
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 950
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Libia Quad Adventure 2008 - quadami przez pustyniê

Autor: Pawe³ "Zde¿ak" De¿akowski 2008.12.17, 14:39 1 Drukuj

Nie bój się spróbować, a już zawsze będziesz chciał wrócić na Saharę - udowodnione"!

Już w zeszłym roku, będąc jedną noga za granicą libijską podczas wyprawy do Tunezji, postanowiliśmy ze Stalpesem, że za rok tam pojedziemy.

NAS Analytics TAG

Trwają przygotowania do wyprawy, jak co roku jeszcze przed wpłatą wpisowego i zakupem biletów promowych jest sporo chętnych. Nagle przychodzi dzień wykupu biletów i składania wniosków wizowych i w tym momencie epidemia! Większość z chętnych wycofuje się!

Zostajemy w czwórkę - sprawdzona ekipa lubiąca wyzwania:

Jarosław Małkus- Jarys
Mateusz Więckowski- Apteka
Sławek Zabieglik- Staples
Paweł Deżakowski- Zdeżak

Wszystko mamy już prawie gotowe. W tym roku weszliśmy jednak w metalowe kanistry. Ja zabieram na tył sześć 10-litrowych, a chłopaki biorą trzy 20-litrowe. Tylko Staples pozostaje przy pęczniejących plastikach. Następną innowacją są bagażniki i tu przebojem są „jubilery", apteki mieszczące niezliczone ilości sprzętu. Jarys montuje z tylu bagażnik myśliwego również całkiem spory, ja unowocześniam aluminiowy bagażnik dodając wyższe ranty. Staples pozostaje przy starym rozwiązaniu - więcej sznurków, mniej techniki!

Quady gotowe do wyprawy

Nagle kilka dni przed wyprawą siada turbina w moim trafficu, mamy problem z transportem. Nerwowe chwile, ale Łukasz - super mechanik stanął na wysokości zadania i pomotał silniczek.

Ruszamy. Przed nami około 1500 km do Genui, gdzie okrętujemy się na prom, który za 24 godziny dopłynie z nami do Tunisu. Niestety nie ma bezpośrednich promów do Libii. Zapomniałem dodać ważnej kwestii. Wyjechaliśmy z Polski bez wbitych wiz do paszportów, ponieważ ambasada spóźniła się z formalnościami. Zagraliśmy va bank. Postanowiliśmy nie przenosić terminu wyjazdu i starać się załatwić wszystko na granicy w Tunisie.

Jesteśmy już we Włoszech, a tu dzwoni do nas konsul z ambasady tunezyjskiej i podaje nam magiczny numer, który pomoże nam uzyskać wizę. Nastroje znacznie się poprawiają.

Kończy się alkoholizująca przeprawa promowa. Przed nami port La Goulet. Zjeżdżamy na ląd i zaczyna się walka z formalnościami od okienka do okienka, od ludka do ludka. Aż w końcu wyprawowy t-shirt i kilka Red Bulli oraz 2 godziny bąblowania na granicy kończą się pieczątką wjazdową do Tunezji. Szczęśliwi i znużeni rejsem ruszamy w nocną trasę do Tataouine około 550 km.

Dzień 1
Tataouine- okolice Dhibat 160 km

Tataouine baza wypadowa na południu Tunezji. Tu w znajomym hotelu zostawiamy samochód z przyczepą. Pakujemy nasz cały szpej na Hondy, ja konsultuję się z lokalnym urzędnikiem. Potrzeba zezwoleń na proponowaną przeze mnie trasę, ale urzędnik oznajmia, że na ten odcinek nie są potrzebne.

Ruszamy, przed nami I etap. Nareszcie na quadach. Kierujemy się ku Remadzie, miasteczku chyba najbardziej wysuniętemu w kierunku tunezyjskiej części Ergu Oriental. To znajomy odcinek z zeszłego roku rozpoczynający się górami, przechodzący w pustynię z gęstym Camel Grassem. Dobre miejsce żeby rozgrzać stare kości i powtórzyć technikę jazdy po piasku i wydmach. Parę kilometrów po sypkim podłożu i w moim quadzie zapala się kontrolka temperatury. Dokładnie w tym samym miejscu, rok temu zapaliła się Adamowi. Sprawdzam chłodnicę, no i jest przyczyna. To ta jedyna rzecz, o którą się nie zatroszczyłem przed wyjazdem. Lecimy dobrym tempem. Osiągamy Remadę, na stacji dobijamy paliwo, ja przemywam chłodnicę i dalej ku granicy libijskiej. Pierwszy punkt kontroli wojskowej i dowiadujemy się, że jednak potrzebowaliśmy permitów.

Po dłuższej chwili jednak nas puszczają i jedziemy dalej. Jeszcze kilkanaście kilometrów asfaltem i w Dhibat (przejście graniczne dla lokalersów) odbijamy na północny wschód, równolegle do granicy libijskiej.

Lecimy przy zachodzie słońca. Do Libii dosłownie rzut kamieniem. Obraliśmy szlak nieuczęszczany przez turystów. Wjeżdżamy prosto na fort wojskowy i kolejne zdziwienie, skąd się wzięliśmy bez permitów. Zostawiamy fort za nami i powoli szukamy miejsca na nocleg. Pista leży dosłownie 100 metrów od granicy. W oddali widać światła libijskiej wioski, skręcamy w lewo i jakieś 400 metrów od szlaku kotwiczymy z bazą na piaszczystej polance pomiędzy Camel Grassem. Rozbijamy obóz, sprawdzam czy nie ma wyraźnych śladów skorpionów lub innych mieszkańców pustyni. Jest w porządku, Staples wycina maczetą opał i robimy ognicho.

Wyjmuję ostatnią butelkę ognistego trunku. Okazuje się, że tylko ja ze Staplesem jesteśmy zwolennikami alkoholu, więc miło rozpoczynamy pierwszy biwak na pustkowiu. Nagle od strony traktu w naszym kierunku zmierzają trzy samochody, na razie widać tylko światła. Pierwsza myśl, że to przemytnicy z Libii, więc odruchowo sięgam po dyżurną maczetę. Trzy Toyoty parkują obok naszych namiotów i wysiadają z nich wojaki. Zaczynają z groźną miną, lecz po chwili jest już wesoło. Okazało się, że nie dojechaliśmy do następnego punktu kontrolnego, w którym już wiedzieli o nas, więc podjęto poszukiwania. W Tunezji obcokrajowcy są prawie święci, a tu lipa szeryfowi zginęło czterech turystów. Zaczęli pogoń po terenie, a my nieświadomi niczego, z dala od szlaku przy kameralnym świetle popijaliśmy wódeczkę. Odjeżdżając dowódca został poczęstowany napojem wyskokowym, a my spokojnie kładliśmy się do snu. Nagle znów światła skierowane w naszą stronę i jakiś zwariowany kierowca gładko przechodzi Camel Grass. Auto staje i wysiada nasz znajomy dowódca, trzymając w ręce kilka granatów (tych do jedzenia), no cóż otwieramy ponownie barek i zaczyna się popijawa. Szeryf swobodnie łyka wódeczkę, zaczyna się wesoła wymiana zdań i prezentacja filmików na komórach.

Dzień 2
Okolice Dhibat - Rass Aidir 191km

Dobijamy do kolejnego posterunku. Tam jesteśmy witani z uśmiechem i od razu dostajemy eskortę na dalszy odcinek. Koleś nieźle zasuwa pickupem Toyoty. Z podwieszonym sznurkiem bakiem, gonimy go na odcięciu. Żegnamy swoją eskortę i dalej już sami powoli wjeżdżamy do przygranicznego miasta - targowiska, gdzie lądują niezliczone towary z Libii - Ben Gardane. Robi się gorąco, siedzimy w małej kafejce na rynku i łapiemy troszkę cienia. Mamy znowu zasięg, więc wszyscy komóry w dłoń!

Opuszczamy tłoczne targowe miasteczko, kierując się w stronę Rass Aidir- jedynego przejścia granicznego dostępnego dla obcokrajowców. Po kilku kilometrach odbijamy w szutrówkę i lecimy nad morze, to dosłownie 2 kilometry. Musimy się gdzieś zadekować na noc, ponieważ ze znajomym z Libii jesteśmy umówieni na następny dzień, na który to mamy załatwione wszelkie formalności, a nie jest ich mało. Po pierwsze musisz mieć zaproszenie, następnie uzyskać wizę libijską, którą mogą wbić do twojego paszportu, w którym z kolei będziesz miał zrobioną arabizację, czyli przetłumaczony przez tłumacza przysięgłego paszport. Następnie ubezpieczenie na quada, libijskie tablice tymczasowe, no i opieka przewodnika, bez którego formalnie nie wolno poruszać się po Libii.

Jedziemy na azymut do brzegu, nareszcie jest lazurowa ciepła woda! Zdejmujemy nasze buciory i odmaczamy stópki, Mateusz zaczyna połowy krabów, których jest nie mało. Samo wybrzeże skaliste i naszpikowane wszechobecnymi śmieciami, w których dominują plastikowe butelki! Parę pamiątkowych fotek i lunch.

Zbieramy manele, chcemy podjechać na samo przejście. Myślałem, że Ras Adrij to kolejne miasteczko z przejściem granicznym, lecz myliłem się. To naszpikowany zasiekami i wieżami wartowniczymi pas graniczny. Zawracamy, po chwili zatrzymuje nas wartownik i wypytuje o nasze zamiary. Nic dziwnego, jesteśmy metr od pasa niczyjego. Oznajmiamy mu, że chcemy gdzieś w pobliżu rozbić bazę do jutra. Po krótkiej konsultacji z dowódcą sugeruje nam biwak w niedalekiej odległości od mijanego wcześniej przez nas posterunku, warunkując to względami bezpieczeństwa. Tak, więc czynimy. Rozbijamy namioty około 400 metrów od fortu pod jedną z kilku palm. Miejsce dobre, choć śmierdzi trochę skorpionami.

Dzien 3
Rass Aidir - Tataouine - Ghadames - 840 km

Budzimy się i po śniadanku zbieramy w dalszą drogę. Wita nas miejscowy rybak, który potwierdził moje przypuszczenia mówiąc nam, żebyśmy uważali na skorpiony. Dobrze, że nie mieliśmy nocnych gości. Zbieramy się w pośpiechu. Przed nami ważny dzień. Wjazd do całkiem dla nas egzotycznego kraju, o którym mało wiemy.

No i się zaczęło. Przed nami mega kolejka, przeciskamy się do przodu. Nagle macha do nas celnik wskazując przejazd dla vipów. Przed nami jeszcze dwa auta, wypełniamy kolejne karteczki z danymi, podchodzimy do okienka i nastąpiło to, czego się obawiałem. Na wjeździe do Tunezji wbito nam tylko pieczątkę, a nie wizę. Opuszczając Tunezję musimy mieć wbitą wizę tunezyjską, zaczyna się tłumaczenie, bardzo przydatny okazał się tutaj numer podany przez konsula. Był to numer naszej wizy. Policjant znika na ponad godzinę z naszymi paszportami. W tym czasie ja nawiązuje znajomość z libijskim celnikiem, który pokazuje mi jakieś filmiki w swojej komórze i pyta, czy nie mam jakiejś whisky dla niego. Staram się dowiedzieć, co z wizą, jakiś urzędas oznajmił, że bardzo przydał im się ten numer, więc będą załatwione. Za to nie mają znaczków, które trzeba uzyskać w innym budynku, czyli nic nowego. Teraz cło, wbijanie quadów do paszportu, wypisywanie fiszek. Już mijają dwie godziny i prawie odpalamy maszyny, kiedy jeden z celników pyta mnie, gdzie jest renault, bo mam wbity samochód do paszportu, oznajmiam, że został w hotelu w Tataouine i po tygodniu do niego wrócimy. No i klapa. Powiedział, że nie możemy zostawić samochodu w Tunezji i wyjechać, bo może go sprzedaliśmy? Nie do przeskoczenia na różne sposoby, jedyne wyjście to wrócić po auto. Chwila konsultacji z chłopakami i postanawiamy. Oni zostają, ja wracam około 150 km asfaltem po samochód i wjeżdżamy całym zestawem do Libii. Dzwonię do znajomka, który czeka na nas za granicą, żeby odebrał chłopaków. Zawracam, a policjant mówi, że musi anulować moją wizę, bo znowu jadę do Tunezji i jak wrócę to mi ją znowu uaktualni - szok! Rzucam hasło „będę za cztery godziny". Wszyscy uśmiechnęli się i popukali po głowie. Droga pusta i szeroka, więc wróciłem po około 4,20 h. Na granicy brawa i niedowierzanie. Mam auto, jeszcze półgodziny formalności i wreszcie przekraczam granicę, a żeby już się do niczego nie doczepili, odpinam polską rejestrację od przyczepy! Witam się z Hadim, naszym znajomym z Libii i omawiamy dalszy plan. Okazało się, że pierwsze 700 km musimy jechać asfaltem, bo jedziemy przez tereny zamknięte i rafinerie. Nie wolno jechać na azymut, więc bardzo dobrze, że tak wyszło z samochodem. Ten odcinek do Ghadamesu pożarłby cały nasz bieżnik z opon w quadach. Pakujemy wiec wszystko na lawetę i w drogę. Naszym przewodnikiem jest black men, właściciel jakiejś agencji turystycznej w Ghadamesie.

Lecimy, pierwsze krajobrazy i otoczenie jak w Tunezji. Zaskakuje nas wszechobecność postaci Muamara Khadafiego oraz totalny brak napisów innych, niż arabskie. Jeżeli więc chcesz gdzieś dojechać, to tylko po nawigacji lub zrobić zdjęcie szlaczkom i porównywać do tego, co jest na drogowskazach! Pierwsza stacja i lejemy diselka, tu nazywanego mazutem! Jego jakość nie odbiega od nazwy, po dodaniu gazu znikał mi obrys przyczepy we wstecznym lusterku. Ale za to, jaka cena - 10 litrów za 1 euro! Męczący dzień odbiega końca. Parkujemy w ichniejszym Gastchofie - przyjemny stylowy motelik.

Ghadames - miasto oddalone około 800 km od Trypolisu i jakieś 5 km od El Khadry, czyli południowym cypelku Tunezji. Spokojna oaza z dala od głównego szlaku turystycznego. Tutejsze stare miasto jest wciągnięte na listę zabytków Unesco i w ogóle mnie to nie zdziwiło.

NAS Analytics TAG

NAS Analytics TAG
Zdjêcia
9 4-Apteka Libia Quad Adventure nad woda
NAS Analytics TAG
10 2 Libia Quad Adventure trasa pustynia
10 3 Libia Quad Adventure zadowolony Jarys
10 Libia Quad Adventure quady przed wyjazdem
1 Slawek Zabieglik Jaroslaw Malkus Mateusz Wieckowski Pawel Dezakowski Libia Quad Adventure
2 1 Libia Quad Adventure auto hurtownia adrenaliny
2 Libia Quad Adventure quady na promie
3 Libia Quad Adventure przygotowania do wyjazdu
4 Tataouine Libia Quad Adventure
5 1 Libia Quad Adventure rozladowywanie ekwipunku
5 Libia Quad Adventure przejscie graniczne
6 1 Jarek Malkus Libia Quad Adventure
6 Staples Libia Quad Adventure
7 drogowskazy Libia Quad Adventure
8 1 jarys zdezak szlas Libia Quad Adventure
8 2 zdezak staples szalas-Libia Quad Adventure
10 1Libia Quad Adventure uczestnik
8 Libia Quad Adventure odpoczynek pod quadem
9 1 Kraby Libia Quad Adventure
Malkus grzebie cos przy quadzie
9 3 Apteka w wodzie
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarze
Autor:Gra 17/12/2008 16:48

Grubo

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze s± prywatnymi opiniami u¿ytkowników portalu. ¦cigacz.pl nie ponosi odpowiedzialno¶ci za tre¶æ opinii. Je¿eli którykolwiek z komentarzy ³amie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usuniêty. Uwagi przesy³ane przez ten formularz s± moderowane. Komentarze po dodaniu s± widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadaj±cym tematowi komentowanego artyku³u. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu ¦cigacz.pl lub Regulaminu Forum ¦cigacz.pl komentarz zostanie usuniêty.

motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG
Zobacz równie¿

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualno¶ci

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep ¦cigacz

    motul belka podroze 950
    NAS Analytics TAG
    na górê